Piast Gliwice. Szkoda gadać

Nieskuteczność, zwłaszcza napastnika, oraz gol stracony w samej końcówce. Po raz kolejny w tym sezonie gliwiczanie mogą mieć pretensje zwłaszcza do siebie. Trenera Waldemara Fornalika zdenerwował też sędzia Damian Kos.


Ktoś mógłby powiedzieć, że się powtarzam, że się uparliśmy, ale drużyna Piasta wciąż dostarcza tych samych argumentów do krytyki. Brak koncentracji w końcówkach, gole tracone po błędach i nieskuteczność w ataku – to przyczyny tego, że gliwiczanie ugrzęźli w środkowej części tabeli i się w niej urządzają parafrazując pewne powiedzenie. Mecz z Rakowem był sporą niewiadomą, bo przecież gliwiczanie borykali się z koronawirusem i nie trenowali normalnie przez większość czasu.

Ach ten Hiszpan…

Sama gra mogłaby więc być pozytywnym zaskoczeniem, bo Piast nie odstawał od Rakowa. Ba, miał swoje szanse, a kilki z nich było wyśmienitych. I tutaj pierwszy kamyczek do ogródka. Alberto Toril oddał aż sześć strzałów, najwięcej ze wszystkich piłkarzy. Hiszpan powinien zanotować co najmniej jedno trafienie, Damian Kądzior robił co mógł, żeby zaliczyć asystę. Niestety wchodzi na to, że hat trick w meczu z Legią był raczej jednorazowym wyskokiem, typowym „dniem konia”. Oczekiwana liczba goli, czyli xG Torila za piątkowy mecz wyniosła 1,13. Żaden inny piłkarz nawet się do tego wyniku nie zbliżył, a najwięcej z Rakowa miał Mateusz Wdowiak 0,69. Przepaść….

– Zarówno my jak i Raków mieliśmy sytuacje do strzelenia goli. Jeżeli z taką drużyną jak Raków stwarza się trzy, cztery okazje, to przynajmniej jedną trzeba wykorzystać. Na pewno wtedy bylibyśmy w lepszej sytuacji. Ten wynik tak naprawdę do końca był sprawą otwartą – przyznał trener Waldemar Fornalik. — To był kolejny mecz w Częstochowie, po którym jest złość, bo w poprzednim sezonie graliśmy tutaj walcząc o puchary i spotkanie wtedy wyglądało dość podobnie. W tym meczu myślę, że mieliśmy dużo lepsze sytuacje do zdobycia bramki. Niestety, jak się nie strzela goli z okazji, które się ma, to ciężko wygrać na terenie Rakowa – słusznie zauważył Michał Chrapek, który nie krył frustracji taką nieporadnością w ataku.

Pierwsza czerwona kartka trenera

Drugą sprawą, a raczej koszmarem są gole tracone w doliczonym czasie gry. Tylko w tym okresie Piast w tym sezonie stracił aż sześć punktów (ramka poniżej). Sztab szkoleniowy wiele razy uczulał na to piłkarze, ci podkreślali, że muszą być skoncentrowani do ostatniego gwizdka, a potem sytuacja znów się powtarza. Końcówka… już szkoda gadać, trudno cokolwiek powiedzieć. Dużo emocji i szkoda, bo po grze, która momentami wyglądała bardzo dobrze, nie uzyskaliśmy nawet punktu – kręci głową Chrapek.

Jeszcze większe nerwy miał trener Waldemar Fornalik, który został ukarany czerwoną kartką. Podobnie, jak jego brak i asystent Tomasz Fornalik. – Jestem trochę zdziwiony, że w tych warunkach sędzia mając 93. minutę i 30 sekund, ciągnął jeszcze ten mecz w nieskończoność… bez sensu. Dostałem czerwoną kartkę, która była moją pierwszą, więc to naprawdę musiało mnie wzburzyć. To było sędziowanie takie trochę książkowe, gdzie nie czując specyfiki i wysiłku zawodników, jaki włożyli w to spotkanie. Kiedy mija konkretna minuta, trzeba ten mecz po prostu zakończyć – tłumaczył szkoleniowiec. Piast zapowiedział odwołanie od obu czerwonych kartek, ale jeśli zostanie ono odrzucone oznaczać to będzie brak dwóch trenerów na ławce w ostatnich tegorocznych meczach…


Tak Piast traci w końcówkach:
  • 1:1 ze Śląskiem (gol w 90+4 min)
  • 0:1 z Zagłębiem L. (gol w 90+7 min)
  • 3:3 z Jagiellonią (gol w 90+8 min)
  • 0:1 z Rakowem (gol 90+4 min)

Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus