Piast Gliwice. Tak strzelać przynajmniej do zimy

Trudny początek, tylko rola zmiennika, seria meczów bez gola, seria z golem i bramka na wagę mistrzostwa Polski. Tak wyglądał w wykonaniu Piotra Parzyszka tamten sezon. Ten zaczął się nieźle, potem było gorzej, aż w końcu piłkarz znów się przełamał. Oj Piotr rozsiadł się wygodnie na gliwickiej karuzeli, ale chyba coraz lepiej radzi sobie z lepszymi i gorszymi momentami. Mentalnie i psychicznie Parzyszek jest bardzo mocny, sportowo koniec końców zawsze wychodzi na jego.

Zapomniał o transferze

Tuż pod koniec letniego okna transferowego napastnikiem zainteresował się spadkowicz z Serie A Frosione. Działacze Piasta początkowo nie traktowali ofert Włochów zbyt poważnie, bo 250 tys. euro było śmieszną kwotą. Frosione podbijało stawkę, ale władze gliwiczan grały na czas. Ostatecznie weto postawił sam trener Waldemar Fornalik, przyznając, że nie wyobraża sobie straty podstawowego napastnika przynajmniej do zimy. Jeśli ktoś myślał, że to zamieszanie mocno namiesza w głowie 26-latkowi, to był w błędzie.

– Dobrze czuję się w Gliwicach i nie muszę nigdzie stąd odchodzić – mówił piłkarz. Wiarą napastnika nie zachwiała nawet seria bez strzelonego gola. Parzyszek przełamał się w ważnym momencie, bo w spotkaniu z Legią.

– Przed meczem z warszawską drużyną nastawiłem się, że jak będę miał choćby pół okazji, to strzelę gola. Tak też się stało i trafiłem – mówił Piotr Parzyszek, który imponuje dystansem do własnej osoby.

– Walka, zgrywanie piłki i inne zadania dają mi radość, ale koniec końców jestem rozliczany z goli. Żyję z bramek. Ja wiem, że nie jestem szybki, może nawet jestem drewniany, ale już trochę bramek w różnych klubach zdobyłem, więc to jest mój zawód i to daje mi największą satysfakcję – dodawał zawodnik mistrzów Polski.

Dwa gole w trzech meczach

Przerwa na mecze reprezentacji tylko pomogła Parzyszkowi ustabilizować formę, bo w piątkowym spotkaniu w Krakowie zdobył dwie bramki, na wagę zwycięstwa i był bliski hat-tricka.

– Powtarzałem to kilkukrotnie, że do zdobywania bramek potrzebne są sytuacje. W meczu z Wisłą ich nie brakowało. Dwie z nich udało mi się wykorzystać, a szkoda tylko, że ta trzecia bramka nie wpadła. Po oddaniu strzału byłem przekonany, że to również będzie gol, ale jednak piłka poszła obok po odbiciu się od słupka. Kończyłem tę akcję, podejrzewając, że sędzia gwizdnie spalonego. Szkoda, że nie weszło – przyznał Parzyszek, który był bardzo zadowolony z trzech punktów zdobytych na stadionie przy ul. Reymonta.

– Wiadomo, że w Krakowie nie gra się łatwo. Z pewnością było to emocjonujące spotkanie, w którym kibice przez pełne dziewięćdziesiąt minut byli cały czas z drużyną. Wiedzieliśmy, że do samego końca będzie trudno. Kiedy dopuściliśmy do strzelenia bramki na 1:2, Wisła uwierzyła i jeszcze mocniej zaatakowała. Później była czerwona kartka, choć w pierwszym momencie sędzia gwizdnął karnego. Nawet to nie uspokoiło meczu.

Przekroczyć pułap

Napastnik w przeszłości w Holandii i Belgii przekraczał barierę 10 goli w sezonie. W poprzednim sezonie do tego osiągnięcia zabrakło mu jednego gola. Teraz ma już swoim koncie ma już 5 goli i jest w połowie drogi. Co ciekawe, tylko jedno trafienie więcej ma najlepszy strzelec Piasta – Jorge Felix. Polak i Hiszpan zdobyli 11 z 14 bramek mistrzów Polski w tym sezonie.

– Myślę, że z Jorge utrzymamy formę strzelecką co najmniej do zimy – uśmiecha się Parzyszek, który przez gliwickiego spikera, Andrzeja Sługockiego, nazywany jest „Pio”. Jak sam zainteresowany reaguje na ten przydomek? – Jest tylko jeden Pio w Polsce i nie gra on w Piaście, tylko w AC Milan – mówi 26-latek.

Na zdjęciu: Gdy Piotr Parzyszek w jest w formie, inni zawodnicy tylko mogą się przyglądać jak strzela gole.