Piast Gliwice – Warta Poznań. Na własne życzenie

Miał być rekord meczów bez porażki, a jest przegrana z Wartą i to po katastrofalnym błędzie. Nie tak poniedziałkowy mecz wyobrażali sobie gliwiczanie, którzy zmarnowali doskonałą okazję do awansu w górę tabeli.


Dziesięć meczów bez porażki i wystarczy, choć miało być zupełnie inaczej. Rola zdecydowanego faworyta to w polskiej piłce zazwyczaj ciężar. Tak też było dzisiaj przy Okrzei, choć przez niemal godzinę nic nie zapowiadało tak fatalnego ostatecznego rezultatu. Ale po kolei…

Zestawienie gospodarzy było pod kilkoma względami zaskakujące. Miejsce w jedenastce, ale w roli defensywnego pomocnika utrzymał Tomasz Huk. Słowak już w poprzednim meczu pokazał, że jako typowa „6” potrafi radzić sobie bardzo dobrze. Do składu powrócił Dominik Steczyk, a na ławce rezerwowych usiadł Jakub Świerczok, na którego powrót kibice czekali najmocniej. Arkadiusz Pyrka, który dobrze zastępował kontuzjowanego Steczyka również usiadł na ławce. Steczyk, który przed urazem prezentował się naprawdę nieźle dzisiaj, był kompletnie niewidoczny. Zmiana po przerwie była wręcz koniecznością.

Wielbłąd obrońcy

Do tego czasu Piast nie grał źle, ale brakowało wykończenia. Gliwiczanie byli stroną przeważającą i kilka razy zagrozili bramce dobrze dysponowanych w defensywie gości z Poznania. Zaskoczyć bramkarza Warty próbował Żyro oraz Vida. Ten drugi nawet kilka razy i był on najbliżej strzelenia gola tuż po przerwie, gdy z kilku metrów trafił w poprzeczkę. Wtedy jeszcze był remis 0:0, ale znów potwierdzenie miało piłkarskie porzekadło, że „niewykorzystane sytuacje się mszczą”. Choć „Zemsta” w wykonaniu Warty nadeszła z niespodziewanej strony. Kompletnie niezrozumiałe i fatalne zagranie Jakuba Czerwińskiego, czyli podanie „do nikogo” w poprzek boiska zostało wykorzystane z zimną krwią. Łukasz Trałka popędził pod pole karne gliwiczan i wyłożył piłkę Mateuszowi Kuzimskiemu, a ten pokonał Frantiszka Placha. Wracając do „Czerwa”, który zazwyczaj jest filarem i ostoją gliwiczan, to w poniedziałkowy wieczór był bardzo „elektryczny” i zaliczył wiele złych zagrań.

Badia był blisko

Niespodziewany gol i to stracony w takich okolicznościach, mocno wstrząsnął gospodarzami, którzy nie potrafili złapać rytmu i seryjnie stwarzać sobie sytuacji. Mimo, że za stopera Piotra Malarczyka na boisku pojawił się najlepszy strzelec Piasta – Jakub Świerczok. Po wielu minutach niedokładności w końcu w 79 minucie piłkę z woleja uderzał Gerard Badia, w polu karnym był jeszcze wspomniany „Świeży”, ale nie był w stanie trafić w piłkę. Badia z powietrza strzelić spróbował raz jeszcze, w samej końcówce, ale piłka ponownie nie wpadła do bramki gości. Ostatnie minuty meczu były naporem ze strony gospdoarzy, ale i skomasowaną defensywą poznaniaków, którym bardzo zależało na cennych trzech punktach i… ponownym wyprzedzeniu w tabeli Lecha oraz samego Piasta. Gliwiczanie nie wykorzystali świetnej okazji do wspięcia się do górnej ósemki. Będą musieli stracone trzy punkty przy Okrzei starać się nadrobić w innych spotkaniach. Kibice Piasta z pewnością odczuwać będą rozczarowanie, bo ostatnimi wynikami apetyty tylko rosły. Teraz zostały wstrzymane lub pohamowane.

Piast Gliwice – Warta Poznań 0:1 (0:0)

Bramka: 0:1 – Kuzimski, 58 min (asysta Trałka)

PIAST: Plach – Konczkowski, Malarczyk (64. Świerczok), Czerwiński, Holubek – Steczyk (46. Pyrka), Chrapek (83. Lipski), Huk, Sokołowski, Vida (60. Badia) – Żyro (83. Alves). Trener Waldemar FORNALIK. Rezerwowi: Szmatuła, Milewski, Rymaniak, Winciersz.

WARTA: Lis – Grzesik, Ławniczak, Ivanov, Kiełb – Kuzdra (51. Baku), Trałka, Kopczyński, Rybicki (69. Janicki) – Żurawski (69. Kupczak – Kuzimski (82. Jaroch ). Trener Piotr TWOREK. Rezerwowi: Bielica, Burman, Czyżycki, Janicki, Sopoćko, Spychała.

Sędziował Paweł Gil (Lublin). Asystenci: Marcin Borkowski i Andrzej Zbytniewski (obaj Lublin). Czas gry: 95 min (45+50). Żółte kartki: Pyrka (80. Faul) – Kuzimski (60. faul), Grzesik (89. faul)

Piłkarz meczu – Łukasz TRAŁKA


Na zdjęciu: Życie piłkarza bywa czasem bolesne. Przekonał się o tym Jakub Czerwiński, którego koszmarny błąd dał Warcie trzy punkty.

Fot. Tomasz Kudała/Pressfocus