Piast Gliwice. Rozsypane puzzle

W tyle było w miarę dobrze, ale z przodu Piasta niemal nie było. Drugi tak słaby mecz w ofensywie z rzędu może zastanawiać i martwić fanów gliwiczan. Co koniecznie jest do poprawy przed piątkowym meczem z Niecieczą?


Piast nie przypomina siebie z poprzedniego sezonu, o wcześniejszych sezonach nawet nie mówić. Czy obecne wyniki i gra są na miarę możliwości tego zespołu? To teza mocno kontrowersyjna, bo na papierze tak źle nie jest. Nie ulega jednak wątpliwości, że gliwiczanie borykają się z problemami. Naszym zdaniem zespołowo, jak i indywidualnie nie funkcjonuje wiele rzeczy. Oto najważniejsze z nich.

Trójka lepsza od czwórki?

Trzech środkowych obrońców to pomysł ciekawy i już kilka razy sprawdzany przez trenera Waldemara Fornalika, choć w różnych zestawieniach personalnych. Na ocenę tego ustawienia jest jeszcze za wcześnie, ale po meczu w Poznaniu można powiedzieć, że w pierwszej połowie system ten funkcjonował dobrze, Lech oddawał strzały, ale klarownych okazji nie miał. Gorzej, że goście zostali rozpracowani w drugiej połowie, a w dodatku można odnieść wrażenie, że zmiana ustawienia nie wpłynęła dobrze na ofensywę, bo akcenty były skupione na zabezpieczeniu tyłów.

Zagubieni w ofensywie

W ofensywie Piasta prawienie nie było, jeśli liczyć kilka kontr i zrywów, czy też nieuznanego gola w doliczonym czasie pierwszej połowy. W meczu z Wartą goście bronili się całym zespołem, co stwarzało wielkie problemy Piastowi. Lech zagrał zupełnie inaczej, atakował i choć wydawało się, że to może być szansą dla gliwiczan, w rzeczywistości tak nie było. Zero celnych strzałów mówi samo za siebie.

– Poznań to nie jest łatwy teren. Przyjechaliśmy z myślą o odważnej grze, ale przede wszystkim, by w defensywie grać w kompakcie. Lech jest dobrze zbudowanym zespołem i pokazał w starciu z nami dużą klasę – przyznał obrońca Piasta Ariel Mosór.

Strzela okazjonalnie

Zerowy dorobek strzelecki w ostatnich dwóch meczach to też kamyczek do ogródka dla Alberto Toril. Hiszpan eksplodował skutecznością w meczu z Legią (3 gole przyp. red), ale wychodzi na to, że był to tzw. dzień konia. Toril w Poznaniu cofał się po piłkę i ginął w gąszcz piłkarzy rywali. Co ciekawe bliżej bramki Lecha niż on biegał Damian Kądzior. A skoro już jesteśmy przy skrzydłowym, to po pierwszych meczach, w których robił dużo zamieszania, był widoczny i zaliczał liczby, ostatnio… jakby spuścił z tonu. Wygląda na to, że złapał chwilową zadyszkę, a przecież na niego w Gliwicach liczą bardzo mocno.

Pomoc nie pomaga

Michał Chrapek, Patryk Sokołowski, Tom Hateley. Tak zestawiona linia pomocy wygląda więcej niż dobrze, spokojnie mogłaby startować w konkursie na najlepsze w lidze. Tyle jednak papier, bo w praktyce nie wygląda to tak różowo. Pomocnicy Piasta dobre mają tylko momenty. Czasem błyśnie Chrapek, solidny jest Hateley, a „Sokół” nie schodzi poniżej pewnego poziomu. To jednak wciąż za mało, gliwiczanie mają problemy z dominacją w środku pola, a w poprzednich sezonach właśnie w tym miejscu śląski zespół zyskiwał przewagę. Z kolei Patryk Lipski też nie spełnia pokładanych nadziei, pomimo otrzymywanych szans. Serce drużyny musi pracować jeszcze mocniej i w jednym rytmie. Do tego możemy dodać fakt, że ostatnio szans nie dostaje Tiago Alves. Portugalski pomocnik jest jednym z najlepiej wyszkolonych technicznie graczy z Okrzei. Często był w stanie rozruszać ofensywę. Ostatnio szansę jednak dostają inni. Na razie za wiele nie wnosi też rezerwowy napastnik Nikola Stojiljković. Jak widać, gliwickie puzzle trochę się rozsypały, a im szybciej zostaną poukładane, tym lepiej dla zespołu, bo ligowa tabela wygląda coraz gorzej z tygodnia na tydzień.


Na zdjęciu: Piast w ostatnich meczach mocno się męczy, a efektów nie widać.
Fot. Paweł Jaskółka/Pressfocus