Mistrzowie po przejściach

Dopiero niedawno cała Polska zwróciła uwagę i zaczęła się interesować klubem z Gliwic. Wcześniej był on uważany za śląskiego średniaka, który raczej nie wzbudza wielkich emocji i nie robi wokół siebie zbyt dużo szumu. Ale właśnie w takich warunkach, w ciszy i spokoju, krok po kroku, zbudowano drużynę, która będzie kandydowała do miana rewelacji XXI wieku w ekstraklasie. Postaramy się pokrótce nakreślić, jak powstawała mistrzowska drużyna z Okrzei.

Transfery wspólnymi siłami

Sukces ma wielu ojców – mówi powiedzenie, ale w przypadku śląskiej drużyny jest to akurat coś pozytywnego. Nie da się nie zacząć tej opowieści od trenera Waldemara Fornalika, który pojawił się w Gliwicach 19 września 2017 roku. Jego zatrudnienie było przemyślanym wyborem, po tym, gdy drużyna przestała dobrze funkcjonować pod wodzą Dariusza Wdowczyka.

Gdy Fornalik obejmował śląską ekipę, proces kształtowania kręgosłupa przyszłych mistrzów Polski już się rozpoczął, choć… pewnie nikt sobie nie zdawał z tego sprawy. W lipcu 2017 roku Piast zakontraktował m.in. Martina Konczkowskiego i Joela Valencię. W połowie tego miesiąca nowym prezesem gliwiczan został Paweł Żelem. – Umowa Joela była moim pierwszym podpisanym transferem w Piaście – wspomina szef gliwiczan, który szybko w życie prowadził swoje główny zasady: pieniądze wydajemy rozsądnie i ostrożnie. Valencia został polecony gliwiczanom, którzy wysłali swojego człowieka na obserwację na Słowenię.

Dyrektorem sportowym Piasta był wówczas Łukasz Piworowicz. I choć jego misja w Gliwicach trwała ledwie 7 miesięcy, to jednak kilka ruchów było bardzo dobrych, bo oprócz wspomnianej dwójki przedłużono kilka kontraktów z ważnymi zawodnikami, którzy grali już wcześniej.

https://sportdziennik.com/piast-wzial-prawie-wszystko/

Jesień i początki Fornalika przy Okrzei nie były dobre. Drużyna wyglądała blado, a sam szkoleniowiec na naszych łamach przyznał, że spodziewał się szybszego „odpalenia” silnika drużyny. Zimowe okno transferowe 2018 miało być kluczem do utrzymania drużyny, ale niewielu przypuszczało, że też było ważnym elementem przyszłego mistrzostwa. Trener Fornalik wraz z prezesem Żelemem i nowym dyrektorem sportowym, Jackiem Bednarzem, przeprowadzili ofensywę transferową. Toma Hateley’a prezes Żelem znał doskonale z czasów pracy w Śląsku Wrocław.

Poleceni zostali Tomasz Jodłowiec i Jakub Czerwiński i Mikkel Kirkeskov, a wypatrzony na Słowacji został Frantiszek Plach. – Hateley był wolnym graczem, Plach kosztował grosze, Kirkeskov też nie był wysoko budżetowym zawodnikiem. Ta drużyna oczywiście kosztuje, ale są to koszty proporcjonalne do jej możliwości. Ten sukces tylko po części był zbudowany na odpowiednim zestawieniu personalnym. Druga część to kierunek, w którym drużyna miała podążać – cytuje byłego już dyrektora Jacka Bednarz portalu sport.pl.

Z bagażem doświadczeń

Co warte podkreślenia, przychodząc do Piasta każdy z tych piłkarzy miał za sobą trudne momenty. Hateley był od kilku miesięcy bez klubu i trenował indywidualnie dzięki gościnności szkockich Rangersów, których legendą jest jego ojciec, Mark. Jodłowiec i Czerwiński byli niechciani w Legii i nagle dowiedzieli się, że nie lecą z drużyną na obóz do USA i mogą szukać sobie klubów. O pozostałych mówiono, że mają więcej wad niż zalet.

Plach miał za sobą tylko jedną rundę, w której grał regularnie, ale za to często wyciągał piłkę z bramki Senicy. Gdy pytaliśmy duńskich dziennikarzy o Kirkeskova, który zaliczył spadek w lidze norweskiej, usłyszeliśmy, że… nie potrafi bronić, a atuty ma tylko w ofensywie. Dziś brzmi to jak żart, ale widać, ile pracy wykonali i piłkarz, i trener Fornalik. Gdy dodamy, że Joel Valencia, przychodząc do Piasta, ciągnął za sobą bagaż kilku kontuzji w Słowenii, można powiedzieć, że nie wyglądało to dobrze.

Dopasowanie do trenera

Trener Fornalik zaczął jednak przystosowywać piłkarzy do swoich reguł i swojego systemu. Potrzeba było na to czasu, bo choć wiosną Piast grał lepiej, to o ligowy byt walczył aż do ostatniego meczu. Po sezonie jednak widziano, że wszystko idzie we właściwym kierunku. Dlatego zatrzymano wypożyczonych z Legii Czerwińskiego i Jodłowca i pozyskano dwóch ważnych graczy – Piotra Parzyszka i Jorge Felixa. Ten pierwszy chciał zmienić otoczenie i opuścić Holandię, odkąd jego przygoda w Zwolle nie układała się tak dobrze, jak to było wcześniej. Felix grał w Club Lleida Esportiu i dorabiał jako doradca finansowy, nie marząc o tym, że wyjedzie z Hiszpanii i będzie grał w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. O mistrzostwie nie wspominamy.

Cegiełka po cegiełce powstawał i docierał się zespół, który scementował się najpierw meczem o życie z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza, a później letnimi przygotowaniami i świetnym startem w sezonie 2018/19 (trzy zwycięstwa z rzędu). Świetna atmosfera, solidna praca podczas obozów i treningów oraz kolejne zwycięstwa zaczęły budować mistrzowską ekipę. Widzieliśmy to na własne oczy podczas tegorocznego, zimowego zgrupowania w Turcji.

Zespołowi zapewniono idealne warunki, nie popsuła ich nawet fatalna pogoda. Nawet najbardziej doświadczeni piłkarze byli pod wrażeniem hotelu, wyżywienia i bazy. Po drugie, każdy był nastawiony na pracę. Piłkarze nie narzekali, że muszą ćwiczyć w trakcie ulewy. Każdy wiedział, że to przyniesie owoce. W wolnych chwilach – zwłaszcza po posiłkach – nie było tak, że wszyscy zamykali się na cztery spusty w swoich pokojach.

Drużyna chciała być… drużyną. Urządzono turniej dwuosobowych zespołów na PlayStation, część piłkarzy razem grała w gry planszowe, a pozostali lubili przy kawie rozmawiać o futbolu i piłce. Te niby banalne rzeczy cementowały drużynę coraz bardziej.

Ciężka praca popłaca

Jaka była wiosna każdy widział. Piast grał jak z nut. Nowi piłkarze po czasie odpalili i to oni dołożyli swoje cegiełki do tego sukcesu. Jorge Felix, mimo że w Hiszpanii grał wyłącznie na niższych poziomach, stał się jednym z ulubionych piłkarzy trenera Fornalika, a Parzyszek wywalczył miejsce w wyjściowym składzie i zaczął zdobywać decydujące o zwycięstwach bramki. – Gdyby ktoś mi powiedział, że po pierwszym sezonie w nowym klubie zagram w pucharach i zdobędę mistrzostwo, powiedziałbym, że jest szalony lub głupi – kręci głową z niedowierzaniem Jorge Felix.

– Jesteśmy prawdziwą drużyną, można nas spotkać razem w wielu miejscach, w restauracji czy kawiarni. Kocham tych chłopaków – wzruszał się po zdobyciu mistrzostwa Polski Gerard Badia. Zespół, który został umiejętnie stworzony, był do siebie dopasowany pod względem charakteru.

Co bardzo ważne, zgadzały się też kolumny w Excelu u księgowej Piasta. Biorąc pod uwagę sumy transferowe, ale nie licząc prowizji menedżerskich, Valencia, Konczkowski, Hateley oraz Jodłowiec przyszli do Gliwic za darmo, Parzyszek też, ale teraz Piast będzie musiał zapłacić bonus Zwolle za mistrzostwo. Kirkeskov, Felix i Plach kosztowali grosze (jak na futbol), bo od 25 do 100 tys. euro. Najwięcej kosztowało wykupienie z Legii Jakuba Czerwińskiego, ale z perspektywy czasu nawet kwota ok. miliona złotych brzmi jak… promocja! W sumie więc skompletowanie kręgosłupa mistrzów Polski kosztowało 2 miliony złotych z lekkim haczykiem.

Wysoka trafność transferów i niewielki koszt, to kolejny plus dla gliwiczan. Nic więc dziwnego, że przy Okrzei chcą kontynuować swoje działanie. Mimo większych wpływów do klubu, chcą racjonalnie wydawać pieniądze na nowych zawodników, skupiając się na odpowiednim wyszukaniu i dobrze nabytków. Jeśli nos i wyczucie osób z Okrzei nie zawiedzie, przyszłość rysuje się w jasnych kolorach…

 

Na zdjęciu: Piast zasłużenie zdobył mistrzostwo Polski, ale zespół ten został zbudowany po… mistrzowsku.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ