Pięć goli w Bielsku-Białej. Gospodarze przegrywają w końcówce!

Demony Podbeskidzia z poprzedniego sezonu wróciły. Gol w doliczonym czasie dał zwycięstwo Koronie pod Klimczokiem.


Początek meczu należał do „górali”, którzy starali się zepchnąć rywala do defensywy. Dwa razy zza pola karnego Konrada Forenca próbował zaskoczyć Kamil Biliński. Najpierw jednak posłał piłkę wysoko nad poprzeczką. Druga próba była już zdecydowanie lepsza. „Bila” szukał miejsca w górnym rogu bramki kieleckiej i wydawało się, że uderzył bardzo dobrze. Ale znakomitą interwencją popisał się golkiper Korony, który sparował piłkę na rzut rożny.

Gdy wydawało się, że to bielszczanie są bliżsi otwarcia wyniku spotkania, goście przeprowadzili zabójczą kontrę. Do piłki od Adama Frączczaka wystartował, jeszcze na własnej połowie, Jakub Łukowski. Defensywa bielska wyraźnie o ofensywnym graczu Korony zapomniała. Ten zaś pokazał bardzo dobrą szybkość i w sytuacji „sam na sam” nie dał szans Martinowi Polaczkowi. Stało się to krótko po tym, jak kibice gości weszli na swój sektor i śmiało można stwierdzić, że Łukowski idealnie się z nimi przywitał.

Zespół trenera Dominika Nowaka był wyraźnie w tym spotkaniu nastawiony na grę z kontry. Po kolejnej takiej akcji przed niezłą okazją bramkową stanął Łukasz Sierpina, ale „po starej znajomości” były gracz Podbeskidzia nie trafił w bramkę. Bielszczanie próbowali, próbowali, aż w końcu udało się sforsować dobrze poukładane defensywne zasieki kielczan. Tuż przed przerwą znakomitą piłkę, za plecy obrońców Korony, posłał Mathieu Scalet, a zdecydowanie najaktywniejszy gracz Podbeskidzie – Giorgi Merebaszwili – nie zmarnował sytuacji „oko w oko” z Forencem.

Druga połowa zaczęła się od… katastrofalnego błędu, którego – do spółki – dopuścili się Martin Polaczek i Scalet. Bramkarz Podbeskidzia zagrał do pomocnika, gdy ten naciskany był przez dwóch graczy Korony. To musiało się źle skończyć; Frączczak błyskawicznie zagrał do Łukowskiego, który miał trochę miejsca i płaskim strzałem posłał piłkę do siatki tuż przy słupku. Śmiało można stwierdzić, że „górale” sprezentowali rywalowi gola, który – po kilku minutach – odwdzięczył się… czymś podobnym.

Nadal aktywny Merebaszwili, na lewym skrzydle i skraju pola karnego, zachował się bardzo sprytnie. Próbował ograć Jacka Podgórskiego, ten go sfaulował, i sędzia – mimo protestów kielczan – wskazał na 11 metr. Kamil Biliński, pewnym strzałem w boczną siatkę, doprowadził do wyrównania, zdobywając, podobnie, jak wcześniej Łukowski, piątego gola w sezonie.

Gdy wydawało się, że mecz zakończy się sprawiedliwym remisem, Korona zadała decydujący cios. W ubiegłym sezonie jedną z wielu zmór Podbeskidzia było tracenie goli w doliczonym czasie gry i demony w dzisiejszym spotkaniu powróciły. W dodatku kolajny raz bielszczanie pogubili się w obronie. Frączczak, notując trzecią asystę w spotkaniu, zagrał do Jakuba Górskiego, który płaskim strzałem pokonał Polaczka. Korona wróciła zatem na zwycięską ścieżkę, a także na fotel lidera rozgrywek, a Podbeskidzia – po pięciu meczach bez porażki – musiało uznać wyższość rywala.

Podbeskidzie Bielsko-Biała – Korona Kielce 2:3 (1:1)

0:1 – Łukowski, 18 min, 1:1 – Merebaszwili, 44 min, 1:2 – Łukowski, 53 min, 2:2 – Biliński, 59 min (karny), 2:3 – Górski, 90+2 min.

PODBESKIDZIE: Polaczek – Gutowski, Mikołajewski (80. Wypych), Rodriguez, Kowalski-Haberek, Gach (73. Bonifacio) – Janota (54. Polkowski), Scalet, Frelek (73. Bieroński, Merebaszwili (73. Roman) – Biliński. Trenerzy Piotr JAWNY i Marcin DYMKOWSKI.

KORONA: Forenc – Szymusik, Zebić, Koj, Danek – Podgórski (80. Petrović), Szpakowski (80. Górski), Oliveira, Łukowski (90+6. Lewandowski), Sierpina – Frączczak. Trener Dominik NOWAK.

Sędziował Dominik Sulikowski (Gdańsk). Widzów 3403. Żółte kartki: Frelek, Polkowski, Merebaszwili, Bieroński – Forenc, Koj, Szymusik, Petrović.


Fot. Rafal Rusek / PressFocus