Pięć wniosków po przerwie

W ciągu ostatnich dni kibice żyli przede wszystkim „nowym otwarciem” w reprezentacji Polski. Debiutem selekcjonera Jerzego Brzęczka, zapoznaniem się z jego autorskim projektem, inauguracją nowych europejskich rozgrywek, czyli Ligi Narodów, a także dzisiejszym meczem z Irlandią we Wrocławiu. Tymczasem za nami już siedem kolejek rozgrywek ekstraklasy, a pierwsza w tym sezonie przerwa na potrzeby reprezentacji – do końca roku czekają nas jeszcze dwie takie pauzy, w październiku i listopadzie – to czas na garść podsumowań. Kto zaimponował, a kto zawiódł. Kto zaskoczył pozytywnie, a kto negatywnie? Chociaż rozegrano dopiero 56 z 296 zaplanowanych spotkań, czyli niespełna 19 procent, to pewne wnioski nasuwają się wręcz same. Wybraliśmy pięć, naszym zdaniem, najciekawszych z nich.

Pragmatyka przede wszystkim

– Mamy dwie grupy piłkarzy w naszym zespole. Jedni grają więcej i potrzebują odpoczynku, przede wszystkim mentalnego. Drudzy są natomiast głodni gry i treningu – mówił kilka dni temu Piotr Stokowiec, którego śmiało można nazwać największym wygranym okresu od początku rozgrywek do pierwszej kadrowej przerwy. Jego Lechia Gdańsk wygodnie rozsiadła się na fotelu lidera i jak na razie nie zanosi się, aby szybko go opuściła. Jaki jest ten lider? Nie brakuje głosów, że nieco… nijaki, ale to określenie nie wydaje się najbardziej trafne, bo gdańskiej drużynie należą się przede wszystkim słowa uznania za to, że gra równo.

To jedyny zespół w lidze, który jeszcze nie przegrał meczu. Na boisku kieruje się przede wszystkim pragmatyką. Często szkoleniowcy, niczym mantrę, powtarzają, że zespół buduje się od tyłu. Dlatego nikt nie ma prawa mieć pretensji do trenera Stokowca za to, że tak właśnie postąpił. „Biało-zieloni” stracili w tym sezonie trzy gole, oczywiście najmniej w lidze, a w pięciu z siedmiu meczów zachowali czyste konto. Utrzymać to, co jest. To stanowczo najważniejsze zadanie Lechii na najbliższe tygodnie.

Sukces z wielkiej niewiadomej

W lipcu, kiedy wszyscy żyliśmy jeszcze końcówką mundialu, w Krakowie ziemia się zatrzęsła. Otóż „Sport”, jako pierwszy, poinformował o tym, że Wisła w nowym sezonie, do którego rozpoczęcia pozostawały jakieś dwa tygodnie, nie zagra na stadionie przy ul. Reymonta! Powodem były długi klubu wobec magistratu, który jest właścicielem obiektu. Po kilku dniach niepewności i przepychanek zażegano czarny scenariusz. Nikt jednak do końca nie wiedział, jak w tym wszystkim poradzi sobie zespół, który chwilę wcześniej został przejętym przez Macieja Stolarczyka. Trenera nie mającego doświadczenia z pracy w roli pierwszego szkoleniowca.

Tymczasem jego Wisła, po trochę niepewnym początku, jest dziś wiceliderem, a czas tuż przed kadrową pauzą był w jej wykonaniu piorunujący. Jeżeli mielibyśmy wybrać najlepszy mecz ekstraklasy spośród wszystkich dotychczasowych, to sporą ilość głosów zebrałby występ „Białej gwiazdy” w Poznaniu i triumf nad Lechem aż 5:2. Zachwyca Zdenek Ondraszek, który z dorobkiem sześciu goli jest jednym z liderów klasyfikacji strzelców. Ciekawe, że w poprzednich sezonach rozegrał w barwach Wisły 47 meczów i strzelił 9 goli. W obecnych rozgrywkach wystąpił 7 razy i trafił… 6-krotnie.

Niebo, czyściec, piekło

Dobrze, średnio, źle. Taką prostą klasyfikację można przyjąć w odniesieniu do oceny postawy drużyn z naszego województwa. Na plus zdecydowanie wypada ocenić drużynę gliwickiego Piasta, który do wicelidera z Krakowa traci tylko punkt. Waldemar Fornalik, tak przynajmniej się wydaje, dobrze zbilansował zespół i celuje w górną ósemkę, a biorąc pod uwagę doświadczenie tego szkoleniowca, powinno się udać, chociaż mówić o tym jest nieco zbyt wcześniej. Zagłębie Sosnowiec, to beniaminek, na której meczach nie da się nudzić. Dowód? 26 goli w starciach tego zespołu, to wynik, jakim żadna drużyna ekstraklasy pochwalić się nie może. Daje to średnią 3,7 gola na spotkanie, która jest wyższa od ligowej średniej o ponad jedną bramkę na spotkanie.

W meczach Zagłębia padło o 9 goli więcej, aniżeli w starciach z udziałem Górnika Zabrze. Mocno osłabiona względem poprzedniego zespołu drużyna, gra dużo gorzej, aniżeli rok temu. Jedno zwycięstwo, a także brak wygranej przed własną publicznością – pomimo czterech prób – musi budzić niepokój. Obecnie strata drużyny Marcina Brosza do ósmej lokaty wynosi cztery punkty i jest dokładnie taka sama, jak… przewaga nad strefą spadkową.

Co uda się poprawić?

Do zmiany trenera w jednym klubie doszło w okresie od początku rozgrywek do reprezentacyjnej przerwy. Po dwóch meczach ligowych, a także niepowodzeniu w rozgrywkach pucharowych, z posadą w Legii Warszawa pożegnał się Dean Klafurić. Jego odejście, to jednak nie jedyny problem w zespole mistrza Polski. Atmosfera wokół Legii z pewnością nie należała do najkorzystniejszych. Sporo było przepychanek i wzajemnych oskarżeń. Niepodobne jest, że zawodnik, który w klubie jest od niepamiętnych czasów i uchodzi za jeden z jego symboli w ostatniej dekadzie, obwinia o słabe wyniki piłkarzy, którzy do zespołu dołączyli… kilkanaście dni wcześniej, a tak było w przypadku Miroslava Radovicia, który krytykował Carlitosa i Jose Kante. Kwestie sporne zostały już – podobno – wyjaśnione. Jest nowy trener, z nazwiskiem, któremu reprezentacyjna pauza spadła niczym gwiazdka z nieba.

Jedną z najciekawszych kwestii nurtujących wszystkich sympatyków ekstraklasy jest to, co uda się Sa Pinto poprawić w ciągu dwóch tygodni. A do poprawy było bardzo dużo elementów, jak chociażby defensywa. Legia, w meczach przed własną publicznością, straciła w tym sezonie aż 8 bramek. Obok Wisły Płock najwięcej w lidze.

Rozminął się z rzeczywistością

Jaka była najbardziej absurdalna wypowiedź przedsezonowa w stosunku do tego, jak wygląda obecnie tabela ekstraklasy? W tej kategorii Michał Probierz wygrywa bezapelacyjnie, a chodzi oczywiście o deklarację złożoną na dzień przed inauguracją ligi. – Chcemy walczyć o mistrzostwo Polski i zrobimy wszystko, aby na koniec rozgrywek być na pierwszym miejscu – powiedział trener Cracovii. Oczywiście wszystko jest jeszcze możliwe, bo do końca rozgrywek daleka droga, ale aż trudno uwierzyć, że tak doświadczony trener i człowiek uchodzący za kogoś o nieprzeciętnej inteligencji, w sposób tak odległy rozminął się z rzeczywistością. Bardzo szybko się jednak zreflektował i już po trzecim meczu powiedział, że jego słowa były na wyrost.

Cracovię dopadła na początku rozgrywek plaga absencji spowodowanych kontuzjami. Ale tym, co najbardziej uderzyło w zespół i spowodowało, że dziś zespół z Krakowa zamyka tabelę, było odejście Krzysztofa Piątka. „Pasy” w tym sezonie strzeliły zaledwie trzy bramki, najmniej w lidze. W ostatnich siedmiu spotkaniach poprzedniego sezonu napastnik Cracovii, który latem odszedł do Genoi, zdobył… dwa razy więcej bramek.

 

Siedem kolejek w liczbach

144 – tyle bramek padło w dotychczasowych meczach ekstraklasy. Daje to średnią 2,57 gola na jedno spotkanie. Najbardziej obfita w bramki okazała się szósta seria gier, w której padły 34 gole. Po 15 trafień, czyli najmniej, odnotowano dwukrotnie. W kolejce trzeciej i siódmej.

4 – tyle lat temu po raz ostatni po siedmiu rozegranych kolejkach w ekstraklasie funkcjonował zespół bez porażki. W sezonie 2014/15 żadnego z pierwszych siedmiu spotkań nie przegrała krakowska Wisła. Pierwszą porażkę poniosła w dziewiątej serii gier.

5 – tylu liderów miała w tym sezonie ekstraklasa. Po pierwszej kolejce na czele stawki znajdowało się Zagłębie Lubin, a także Śląsk Wrocław. Później na pierwszym miejscu zasiadał Piast Gliwice, którego wymienił Lech Poznań. Od szóstej kolejki tabeli przewodzi Lechia Gdańsk.

12 – o tyle punktów więcej w pierwszych siedmiu meczach sezonu zdobyła drużyna Lechii w stosunku do poprzednich rozgrywek. Wówczas pierwsza przerwa kadrowa odbyła się również po rozegraniu siedmiu serii gier. Gdańszczanie mieli na swoim koncie 5 „oczek” i zajmowali ostatnie miejsce w tabeli.

0 – tyle hat tricków zanotowano w ekstraklasie przed pierwszą kadrową pierwszą reprezentacyjną pauzą. W poprzednim sezonie było w tym względzie dużo lepiej, bo dwa razy po trzy gole w pierwszych siedmiu kolejkach strzelił Igor Angulo z Górnika Zabrze, który miał na swoim koncie aż 10 trafień. W tym sezonie Hiszpan zdobył 3 gole.

17926 – oto najwyższa frekwencja w tym sezonie, którą odnotowano podczas meczu Śląsk Wrocław – Lech Poznań. Najmniej kibiców, nie licząc meczów bez publiczności, obejrzało spotkanie Zagłębie Sosnowiec – Śląsk Wrocław – 3923.