Tomasz Pikul: Współczuję młodszym kibicom

Redaktor „Shellu” z kibicowskiego portalu gieksa.pl po porażce z Bytovią i spadku do II ligi wręczył trenerowi Dariuszowi Dudkowi puchar, podkreślając, że była to najbardziej frajerska drużyna w historii klubu. Czy zgadza się pan z takim stwierdzeniem?

Tomasz PIKUL: – Może nie tyle frajerska, bo to mało dyplomatyczne określenie, a najmniej charakterna. Dla mnie to efekt kilku lat takiej polityki. GKS nie ma wychowanków, dlatego nie ma kto umierać za ten klub; w kadrze był jeden Patryk Grychtolik, który przez całą rundę zaliczył minutę, a do tego dwóch chłopaków z Rozwoju: Kacper Tabiś (na zdjęciu głównym) i Bartosz Marchewka, który nie zagrał w ogóle. Nie było ludzi stąd, to była drużyna wręcz obca. No ale ktoś z tymi ludźmi podpisał kontrakty. Jeśli mówimy o frajerstwie, to raczej w kontekście zarządu i działaczy. Zatrudniono 24 ludzi. Mając taki budżet skonstruować taką kadrę i zatrudnić rok temu takiego trenera, który przyczynił się do spadku – to dopiero frajerstwo.

Tomasz Pikul (na małym zdjęciu) zwraca uwagę, że drużyna GieKSy była ostatnio za mało… katowicka, a chlubny wyjątek stanowiła tylko osoba Kacpra Tabisia.

Na papierze ten skład wcale nie prezentował się jednak źle, prawda?

Tomasz PIKUL: – Wbrew pozorom, wiosna nie była najgorsza. Sprawę przesądziła jesień. Ale… Gdy patrzyło się na takiego Śpiączkę, to robiło się słabo. Podsumował swoją karierę tą ostatnią akcją w meczu z Bytovią. Mógł załatwić utrzymanie, a zmarnował świetną okazję. Do tej pory GieKSa była jedną z czterech polskich drużyn, które jeśli sportowo spadały – to wyłącznie z ekstraklasy. Prócz nas, jeszcze Legia, Pogoń i Wisła. Elitarne grono, z którego właśnie zostaliśmy wyautowani. Jako „weteran” współczuję młodszym kibicom, że nigdy nie mieli okazji przeżyć tego, co starsi. Same upokorzenia, bez większych radości.

Po spadku jeszcze trudniej dyskutować z tymi, którzy mówią, że miasto powinno przykręcić GKS-owi kurek z pieniędzmi?

Tomasz PIKUL: – Staram się rozumieć tych, którzy się denerwują, że tak duża publiczna kasa jest łożona na klub. Nie każdy musi być fanatykiem sportu. Te środki na piłkarzy zostały przejedzone. Nic po nich nie zostało. Nie ma drużyny, nie ma wychowanków. Przez kilka lat ludzie bawili się za grube pieniądze. Żadnego postępu mimo wielkich nakładów. To może irytować równie mocno, co na przykład jakaś głupia inwestycja w mieście. Gdyby wybudowano brzydki i niefunkcjonalny stadion, to też bym się wkurzał. Z pewnością nie jestem jednak zwolennikiem tego, by przestać inwestować w GKS. Musimy mieć mocny klub, młodzież musi mieć miejsce, do którego chce dążyć.

Prezes, Marcin Janicki, pochodzi z Poznania, a były dyrektor sportowy Tadeusz Bartnik związany jest z Myszkowem. Czy w Katowicach nie ma osób z „GieKSiarskim DNA”, które byłyby w stanie przejąć stery w klubie?

Tomasz PIKUL: – Uważam to za bzdurę. Mam wrażenie, że tak naprawdę nikt nawet nie interesował się, czy ludzi z katowickim DNA można wykorzystać. Popatrzmy na byłych piłkarzy. Niektórzy prowadzą interesy, są biznesmenami. Pierwsze z brzegu przykłady, jakie przychodzą mi do głowy, to choćby prezes Korony Kielce Krzysztof Zając. To Marek Świerczewski, Zdzisław Strojek. W Salzburgu mocną pozycję ma Roman Szewczyk. Ktoś ich ceni. Weźmy też pod uwagę jedno: czy do GKS-u zatrudniano jakieś wybitne postaci? Z doświadczeniem? No nie! Nie brano gotowych fachowców, a osoby, którym dopiero dawano szansę. Teraz odbija się to czkawką.

Jakiego obrotu spraw przy Bukowej można się teraz spodziewać?

Tomasz PIKUL: – Skoro nie było wyniku, to trzeba zrobić rewolucję i wyczyścić to personalne rozdanie. Jeśli będzie zostawianie ludzi, przesuwanie ich ze stanowiska na stanowisko, to możemy znów mieć problem. Skoro popełniło się tyle błędów, to nie widzę perspektyw, by z tymi samymi ludźmi nagle przestać je popełniać. Nie powiem teraz z głowy, kto mógłby być nowym prezesem. Przykład Olimpii Grudziądz pokazuje, że po spadku można szybko wrócić do I ligi. Nas kiedyś przed spadkiem uratował MKS Kluczbork, spuszczając Wisłę Płock. Ona potem wróciła i dość szybko awansowała nawet do ekstraklasy.

Prezydent Krupa: GieKSa musi odbić się od dna

To pokazuje, że się da. Nie ma jednak miejsca na pomyłki. Na razie wskazano dwóch kozłów ofiarnych – dyrektora i trenera – ale muszą zapaść inne ważne personalne decyzje. Za dużo jest podpowiadaczy ze strony miasta i stowarzyszenia. Ktoś, kto jest prezesem, musi podejmować autonomiczne decyzje i brać za nie odpowiedzialność, a nie dać sobie wejść na głowę. Trener nie może być wybierany w miejskich gabinetach. Prezes może być nawet nielubiany, ale skuteczny. Ktoś z charyzmą, kto nie jest na „ty” z kibicami. Pracownik każdej firmy ma czuć respekt, gdy idzie do szefa. Klepanie się po plecach i sympatyczne „cześć, cześć” niekoniecznie musi przynieść dobre owoce.

Czy po 12 latach pobytu w I lidze spadek jeszcze boli? A może wkrada się zobojętnienie?

Tomasz PIKUL: – Przypomnę historię z 1997 roku, kiedy Odra Wodzisław w ostatniej kolejce – kosztem GieKSy – wskoczyła do europejskich pucharów. GKS umówił się z Widzewem, że wchodzi do finału Pucharu Polski, a w zamian odpuszcza mu mecz ligowy; bo Widzew szedł wtedy łeb w łeb z Legią. Mistrzowski tytuł trafił do Łodzi, a Legia była za ten cały układ strasznie cięta. Z GKS-em grała w ostatniej kolejce i w Katowicach zakładano, że skoro już nie ma szans na mistrza, walczy o nic, to odpuści. Dlatego też trzy dni wcześniej GKS podłożył się Górnikowi, aby ten się utrzymał… Piłkarze Legii uznali jednak, że za ten Widzew ani myślą odpuszczać GieKSie.

Jeden z zawodników GKS-u opowiadał mi, że niby wszystko było poukładane, dlatego zanim zorientowali się, o co chodzi, już przegrywali 0:2. Ostatecznie skończyło się 1:3, GKS spadł z 3. na 4. miejsce, do europejskich pucharów wskoczyła Odra. Żeby było śmieszniej, potem GKS grał jeszcze z Legią finał Pucharu Polski. I znowu przegrał! Przez głupotę niektórych zawodników, kombinowanie, trud całego sezonu został więc zniweczony. Byliśmy w zasadzie pewni awansu do europejskich pucharów, dlatego czułem się wtedy, jakby ktoś przywalił mi obuchem w głowę. I teraz też się tak czuję. Myślałem, że już mi to zobojętniało, ale sobotnia porażka z Bytovią do teraz mnie trzyma…

Jak pan myśli, co powiedziałby teraz śp. prezes Marian Dziurowicz?

Tomasz PIKUL: – Gdyby wszedł do budynku klubowego, to po chwili nie byłoby tam już nikogo prócz niego. To by była krótka piłka. Tej drużynie brakowało charakteru, dlatego na sam widok auta „Maganta” – Poloneza czy później Renault – wszyscy czmychnęliby jakimś bocznym wyjściem.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ