W skwarze Skopje

Mało kto dziś pamięta, że pionierem polsko-macedońskich kontaktów piłkarskich był zespół… Odry Wodzisław Śląski. W sezonie 1997/98, w pierwszej rundzie eliminacji Pucharu UEFA, ekipa prowadzona przez Marcina Bochynka wylosowała Pobiedę Priliep. Pierwszy mecz skończył się pewną wygraną wodzisławian 3:0. W rewanżu, w mieście położonym ok. 100 km na południe od Skopje, Odra przegrała 1:2, ale awansowała do następnej fazy rywalizacji. Kolejne pucharowe zmagania naszych drużyn z macedońskimi rywalami dotyczą już w większości stolicy kraju, gdzie wczoraj – w meczu eliminacji mistrzostw świata – reprezentacja Polski zagrała po raz pierwszy. Co ciekawe; do tej pory mierzyliśmy się z Macedonią, od niedawna oficjalnie Północną, trzy razy i za każdym razem na neutralnym terenie. W 2002 roku w chorwackim Splicie, w 2008 roku w niemieckim Reutlingen i w 2012 roku, podczas grudniowego wypadu ligowców do tureckiego Kundu.

49 dolarów z powrotem

Macedonia Północna stała się zatem wczoraj 80. krajem, w którym nasza reprezentacja gościła. Stadion Narodowy w Skopje, zmodernizowany w 2009 roku, został jednak przez nasze kluby zbadany w sposób dogłębny jeszcze przed jak i po jego gruntownej przebudowie. Dwa razy na starym Gradskim Stadionie grała Legia Warszawa. W obu przypadkach z Vardarem Skopje i za każdym razem „wojskowi” wygrywali. W 1999 roku, w rundzie wstępnej Pucharu UEFA, rozbili macedońskiego rywala aż 5:0, a dwa gole strzelił w tamtym meczu Mariusz Śrutwa. Trzy lata później, w meczu II rundy Pucharu UEFA, Legia wygrała 3:1 i… to byłoby na tyle, jeżeli chodzi o miłe wspomnienia z wizyt polskich klubów w stolicy Macedonii Północnej. Gorzej zaczęło dziać się już rok później, a wszystko wiąże się z okrytą złą sławą rywalizacją GKS-u Katowice z Cementarnicą Skopje.

Macedonia Północna. Związek wychodzi na prostą

„GieKSa” w stolicy Macedonii Północnej, również na Gradskim Stadionie, grała 14 sierpnia, a za zespołem udało się na mecz ok. 30 fanów, którzy pojechali na spotkaniew roli… szerokiej kadry zespołu, dzięki czemu udało się odzyskać po 49 dolarów na głowę za opłaconą wcześniej wizę. Na miejscu na piłkarzy, których prowadził Edward Lorens i kibiców czekały warunki wręcz tropikalne. – To była Sahara. Na boisku nie było czym oddychać, a po kilku minutach bolały nas gardła.

Z powodu suszy, jaką mieliśmy w ustach – mówił po meczu Grzegorz Fonfara, wówczas pomocnik GKS-u Katowice. Przedstawiciel ekstraklasy z rywalem, podobnie jak z warunkami atmosferycznymi, również sobie nie radził. Cementarnica dominowała przez 90 minut, a bezbramkowy remis trzeba było uznać za bardzo dobry wynik w kontekście rewanżu przy Bukowej. Co zresztą przyznał trener Lorens. – Nie mogłem skorzystać z dwóch napastników, którym taka pogoda, z pewnością, odpowiadałaby – powiedział szkoleniowiec GieKSy. Chodziło o piłkarza z Nigru, czyli Moussę Yahayę, a także o Brazylijczyka Leo.

Nieudana premiera „Pasów”

Piotr Dziurowicz, ówczesny prezes GKS-u, przyznał po meczu, że wynik był dużo lepszy, niż gra. Liczył na to, że w rewanżu zespół będzie w stanie przechylić szalę awansu na swoją korzyść. Jak pamiętamy, tak się nie stało, w Katowicach było 1:1, i ostatni po dziś dzień udział tego śląskiego klubu w europejskich rozgrywkach skończył się kompromitacją. Od tamtych wydarzeń minęło już 16 lat i warto zaznaczyć, że GieKSa nie jest jedynym polskim zespołem, który przyniósł wstyd w starciach z macedońskim rywalem w pucharach, bo w 2016 roku drużyna z tego kraju była pierwszym, historycznym rywalem Cracovii na międzynarodowej arenie, nie licząc występów „Pasów” w Pucharze Intertoto.

Zespół Jacka Zielińskiego wylosował Szkendiję Tetowo. Stadion w tym mieście, położonym na zachodzie Macedonii Północnej, znajdował się w fazie modernizacji, dlatego Cracovia udała się, a jakże, do Skopje i pierwszy mecz rozegrała na stadionie im. Filipa II Macedońskiego, czyli tym samym, który wcześniej nazywał się Gradski Stadion. I tym samym, na którym wczoraj grała nasza reprezentacja, już pod nazwą Nacionalna Arena „Tosze Proeski”.

Znów było gorąco, choć na pewno nie tak, jak w trakcie spotkania GKS-u Katowice, bo trzy lata temu mecz zaczynał się o godz. 21.00, a przed 16 laty pierwszy gwizdek zabrzmiał o 17.00. Niemniej jednak „Pasy” wypadły jeszcze gorzej od GieKSy. Przegrały 0:2, a po spotkaniu szkoleniowiec nie pozostawił wątpliwości. – Dostaliśmy bardzo mocno po twarzy i nie mamy na to żadnego usprawiedliwienia. Zwycięstwo drużyny Szkendiji jest zasłużone w każdym względzie. Jednak rozgrywki pucharowe mają to do siebie, że jest mecz rewanżowy. Rywal ma dwubramkową zaliczkę i jest w lepszej sytuacji, ale my pokazaliśmy, że u siebie umiemy zagrać ofensywnie – mówił Jacek Zieliński. Dodał także, że w rewanżu zespół postara się odrobić straty. Nie wyszło, Szkendija wygrała w Krakowie 2:1 i wyeliminowała Cracovię z rozgrywek.

Sukces Fornalika… Tomasza

Zdecydowanie lepiej w starciu z macedońskim rywalem spisał się w 2012 roku zespół chorzowskiego Ruchu, który w II rundzie eliminacji LE mierzył się z Metalurgiem Skopje. Trzeba jednak zaznaczyć, że rewanż – dla „Niebieskich” wyjazdowy, po zwycięstwie przy Cichej 3:1 – nie odbył się w Skopje, ale w położonym 40 km na północ od stolicy Macedonii mieście Kumanovo. Też było gorąco, w momencie rozpoczęcia spotkania o godz. 17.00 termometry wskazywały 33 stopnie Celsjusza w cieniu, ale to nie przeszkodziło drużynie Tomasza Fornalika (na stanowisku trenera Ruchu zastąpił „oddelegowanego” do pracy z reprezentacją starszego brata Waldemara) w odniesieniu zwycięstwa. Po bramkach Łukasza Janoszki, Gabora Straki i Arkadiusza Piecha, chorzowianie wygrali 3:0 i pewnie awansowali do kolejnej fazy rywalizacji.

 

Na zdjęciu: Nacionalna Arena „Tosze Proeski” gościła wczoraj reprezentację Polski po raz pierwszy. Wcześniej grały tam polskie kluby w europejskich pucharach.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ