Piotr Ćwielong: Nie powinniśmy rozmawiać

Rozmowa z Piotrem Ćwielongiem, grającym trenerem LKS-u Goczałkowice, który w sobotę podejmie Ruch Chorzów.

Z jakimi nadziejami czeka się w Goczałkowicach na wizytę „Niebieskich”?
Piotr ĆWIELONG
: – Czekamy jak na każdy inny mecz w tej lidze, choć mamy świadomość, że gramy z liderem, który ma swoją serię. No i… wiadomo, że zawsze jestem kojarzony z Ruchem. To coś innego, co odróżnia to spotkanie od innych.

Ruch powalczy na waszym stadionie o 10. z rzędu ligową wygraną. Jest pan zaskoczony tak świetną passą?
Piotr ĆWIELONG
: – Nie, bo prezes Siemianowski buduje ten zespół z myślą awansu do II ligi. Ruch musi wygrywać, by zbudować przewagę. O nim, Polonii Bytom i Ślęzie Wrocław od początku mówiło się jako o faworytach. Z tej trójki najrówniej gra Ruch i widać to w tabeli.

Jako chorzowianin śledzi pan sytuację Ruchu i „klimat” w mieście. W jaką stronę to wszystko zmierza?
Piotr ĆWIELONG
: – Organizacyjnie prezes Siemianowski poukładał to na tyle dobrze, że na pewno do II ligi. Personalnie nie jest to już teraz zespół gotowy na awans jeszcze wyżej, na zaplecze ekstraklasy. To coś normalnego. Gdy grasz w IV lidze i wchodzisz do III – musisz się wzmocnić. Wchodzisz z III do II – tak samo. To inny kaliber. Jeśli teraz płacisz zawodnikom po 3 tysiące, to w II lidze musisz wyłożyć 7 albo 8 tysięcy. W I lidze – nawet i 15, chcąc dysponować piłkarzami podnoszącymi jakość zespołu. Jeśli Ruch zamierza awansować, a przecież nie jest inaczej, to prezes musi mieć świadomość, że II liga będzie więcej kosztować.

Kibice Ruchu, przyzwyczajeni do ekstraklasy, mogą sądzić, że po awansie drużyna nadal będzie seryjnie wygrywać.

Piotr ĆWIELONG: – Nie, nie, nie. Na pewno nie… Oglądam II ligę i widzę, jaki poziom prezentują w niej zespoły. Nie wydaje mi się, by obecny Ruch był w stanie powalczyć tam o najwyższy cel. Spójrzmy na GKS Katowice, który w poprzednim sezonie nie dał rady awansować. Jest łatwiej o tyle, że są jeszcze baraże i można wywalczyć I ligę nawet z 6. miejsca, ale nie można się sugerować tylko tym. Wydaje mi się, że w naszej III lidze – prócz Ruchu, Ślęzy, Polonii i może Goczałkowic (śmiech) – nie ma drużyny udowadniającej, że chce stąd wyjść i osiągnąć coś więcej. A na szczeblu centralnym – nikomu niczego nie ujmując – nie jedziesz już do Gaci czy Świdnicy, tylko mierzysz się z klubami poukładanymi i też mającymi swoje ambicje, mówiącymi głośno czy liczącymi po cichu na awans.

Jak wspomina pan swoje występy przeciwko Ruchowi?
Piotr ĆWIELONG
: – Ostatni był w barwach GKS-u Tychy, zremisowany 2:2. Na pewno spokojniej podchodziłem do tych meczów niż… znajomi, którzy zawsze mi o nich przypominają, dzwonią. Tak jest i teraz, to się nie zmienia, choć zmieniły się realia i liga. Tak naprawdę… nie powinniśmy teraz rozmawiać, bo Ruch nigdy nie powinien znaleźć się w takiej lidze.

Rozstał się pan z Cichą w połowie sezonu zakończonego spadkiem z ekstraklasy, o co nie brakowało do pana pretensji. Przez te 4 lata relacje zdążyły się ocieplić?
Piotr ĆWIELONG
: – Ja z tym nie mam problemu. Spokojnie chodzę na mecze, w tym sezonie byłem na trzech. Siadam na trybunie, nikt mnie nie wygania… A ci, którzy mieli z tym problem, z czasem chyba też zrozumieli pewne kwestie. Niektórzy może zbyt emocjonalnie podeszli do tematu, a potem okazało się, że niekoniecznie mieli rację.

Śledzi pan chorzowską piłkę również w ujęciu młodzieżowym, pański syn gra w Stadionie Śląskim.
Piotr ĆWIELONG
: – Czasy się zmieniają. Gdy ja grałem w Stadionie, trener Łukasik co pół roku chciał mnie ściągnąć do Ruchu, który lał wtedy wszystkich i miał mocną ekipę, z Lindnerem, Wawrzyńczokiem, Foszmańczykiem… Teraz na Śląsku kluby nie są w stanie brać najlepszych, bo robią to Zagłębie Lubin, Lech Poznań czy Śląsk Wrocław. Mogą zaoferować więcej, dla nich Ruch, GieKSa czy Górnik nie są konkurencją. Jasne, że Ruch to wielka historia, ale każdy rodzic chce przecież, by jego dziecko miało jak najlepsze warunki do rozwoju. Zaczynają na Śląsku, ale jeśli ktoś wykazuje większy potencjał, decyzja o wyjeździe może zapaść szybko.

Kacper wyjedzie?
Piotr ĆWIELONG
: – Ma 13 lat. Akurat w środę podawał piłki na meczu Polska – Holandia. Zagadał po angielsku do Frenkiego de Jonga i dostał koszulkę… W grze syna widzę samego siebie, ale nie stwarzam ciśnienia, nie wywieram presji. Trudno przewidzieć, czy wyjedzie, czy jednak będzie rozwijał się w Stadionie i przy mnie… Obojętnie, co w życiu będzie robił, zawsze będę z niego dumny. Na razie kocha grać w piłkę, umie to robić, ale co będzie za 3-4 lata – tego nie wiem.

Na razie widzi, że tata ma w Goczałkowicach dobrą rundę, o czym świadczy 11 strzelonych goli.
Piotr ĆWIELONG
: – Nie wiem, czy jest się czym chwalić… Nie brakuje przecież takich, którzy bramek mają więcej, ale jest OK. Powtarzam: jeśli gram, to chcę być liderem, strzelać i asystować.

W jakiej lidze dałby pan radę?
Piotr ĆWIELONG
: – Myślę, że spokojnie w I jeszcze bym pograł. Nigdy nie mów nigdy, ale nie widzę już siebie wyżej. Czas już jednak minął, są młodsi, a ja mam inne rzeczy do roboty. Żałuję kontuzji, jakiej doznałem 3 lata temu w Tychach. Były plany, by awansować z GKS-em do ekstraklasy. Zdążyłem zagrać w jednej rundzie, zdobyć 4 bramki. Potem musiałem poddać się dwóm operacjom. Wyszło jak wyszło. Szkoda, bo w Tychach była wtedy fajna drużyna i mogliśmy o coś powalczyć.

W wewnętrznej goczałkowickiej klasyfikacji strzelców z 8 bramkami goni pana Bartosz Marchewka, uważany swego czasu za spory talent. Będzie jeszcze coś z niego?
Piotr ĆWIELONG
: – Choć „Marchew” debiutował w II-ligowym Rozwoju już 4 lata temu, to wciąż jest napastnikiem młodym, 19-letnim. Sprowadzając go, Łukasz Piszczek miał wobec niego plany. Bartek strzela gole, to tak naprawdę jego pierwszy pełny sezon, gdy gra w seniorach, nie łącząc tego z ligą juniorów czy A-klasowymi rezerwami. Daje radę. Są jeszcze dwie kolejki, gdyby coś dołożył i zakończył rundę z 10 bramkami, to byłoby przyzwoicie. Pewnie ma z tyłu głowy, że jeśli będzie dobrze wyglądał, to może jeszcze trafić do wyższej ligi. Ta świadomość powinna go napędzać.

Jakiego meczu w sobotę się pan spodziewa? Ruch od razu zepchnie was do obrony?
Piotr ĆWIELONG
: – Oby tak było (śmiech). W Chorzowie pewnie też wiedzą, że nie jesteśmy drużyną która tylko kopie, wybija i gra przypadkowy futbol. Potrafimy wychodzić z opresji. Nie jest tak, że musimy być skazani na pożarcie. Chcemy mieć swój styl i nigdy go nie zmieniać. Czasem płacimy frycowe za indywidualne błędy, ale wydaje mi się, że lepiej jest grać w ten sposób niż tak jak niektóre drużyny, które jedynie „pałują” do przodu i „niech się dzieje wola Boża”.



Na zdjęciu: Piotr Ćwielong zapewnia, że LKS nie jest drużyną która tylko kopie, wybija i gra przypadkowy futbol.

Fot. Tomasz Błaszczyk/PressFocus