Piotr Ćwielong: Tutaj nie ma popeliny

Rozmowa z Piotrem Ćwielongiem, pomocnikiem LKS-u Goczałkowice.


Jako zawodnik GKS-u Tychy przez niemalże cały 2018 rok leczył pan kontuzję i sam przyznawał pan, że to może być definitywny koniec gry w piłkę. Jesienią wylądował pan w Goczałkowicach. Baraż o III ligę z Szombierkami, w którym zdobył pan dwie bramki, to chyba dowód na to, że warto było wrócić…
Piotr ĆWIELONG: –
Mówiliśmy sobie w szatni, że ten mecz wyzwolił w chłopakach, którzy przed laty grali wyżej, dreszcz emocji, jaki miało się co tydzień. OK – graliśmy o punkty w IV lidze, ale teraz przyszedł mecz o być albo nie być. Koncentracja i adrenalina wskoczyły na poziom, do jakiego byliśmy przyzwyczajeni w ekstraklasie. Fajne uczucie. Cieszę się, że mogliśmy tego doświadczyć, awansować i przejść do historii klubu.

Baraż był dla was pierwszym meczem o stawkę od listopada.
Piotr ĆWIELONG:
– I nie był łatwy. Szombierki postawiły trudne warunki, nie była to drużyna do bicia. Jej stałe fragmenty gry sprawiały nam wiele problemów. W jednej sytuacji rywale obili słupek. To nie był spacerek. Spotkały się dwie drużyny, które chciały awansować, ale mogła tylko jedna.

O czym przesądziła dogrywka i dwa pańskie gole. Jeden – przedniej urody, z rzutu wolnego…
Piotr ĆWIELONG:
– Śmialiśmy się z Łukaszem Hanzlem, że graliśmy kiedyś po przeciwnych stronach w meczu Tychów z Podbeskidziem. Skończyło się 3:3, w doliczonym czasie gry trafiłem wtedy z rzutu wolnego. Nie było innej opcji, w sobotę musiałem wziąć tego wolnego. Mamy w zespole sporo jakości. W kilku sytuacjach brakło lepszego dogrania – a skończylibyśmy ten mecz wcześniej. Staramy się, by nie było przypadku. Gdy rozgrywamy wolnego, nie jest tak, że ktoś wykazuje się twórczą inwencją i nagle coś wyjdzie. Trenujemy różne warianty, dbamy o detale. Mamy za sobą „Piszcza”, który funkcjonuje przecież w niemieckiej dyscyplinie.

Czujecie na co dzień wsparcie Łukasza Piszczka?
Piotr ĆWIELONG:
– Łukasz wciąż gra w piłkę, ale dokształca się jako trener. Za każdym razem, gdy tylko czas pozwala, przyjeżdża do nas, stara się prowadzić zespół z trenerem Baronem, traktuje to bardzo poważnie. Kontaktował się z nami przed barażem, po barażu, zawsze jest na bieżąco. W Goczałkowicach nie ma popeliny. Liga niby amatorska, ale dążymy do tego, by było jak najbardziej profesjonalnie.

Jak teraz u pana ze zdrowiem?
Piotr ĆWIELONG:
– Nie ukrywam, że tydzień poprzedzający baraż był ciężki. Wszystko mnie bolało. Pachwina, pośladek… Rehabilituję się w Zabrzu, w Mesirze. Składali mnie przez kilka dni, w sobotę grałem na tabletkach.

Czyli już nie ma chęci, by pograć wyżej?
Piotr ĆWIELONG:
– Był tak pomysł. Pozostawałem w kontakcie z kilkoma trenerami. Gdy jednak jesteś po kontuzji, siedzisz już w domu, zajmujesz się innymi rzeczami, to przychodzi czas, w którym nie chce ci się trenować codziennie. Ja przez 15 lat pozostawałem w reżimie, weekendy zawsze były poza domem. Trochę od tego odszedłem i chyba już nie chciałbym do tego wracać.

Ale z Goczałkowicami zameldował się pan już w III lidze!
Piotr ĆWIELONG:
– Kontrakt podpisałem do końca sezonu, ale nigdzie się nie wybieram. Muszę jedynie porozmawiać z prezesem i… nadprezesem. Można się śmiać czy opowiadać różne rzeczy, ale jestem zdania, że III liga to w Polsce nadal poziom amatorski. Pewnie nie zmienimy rytmu, dalej będą to trzy treningi w tygodniu i mecz. Zimą graliśmy sparingi z III-ligowcami i pokonaliśmy Polonię Bytom czy Rekord Bielsko-Biała. Nie wydaje mi się, by był jakiś wielki przeskok między czołówką IV ligi a III ligą.

Oprócz gry w Goczałkowicach prowadzi pan też zajęcia dla juniorów.
Piotr ĆWIELONG:
– Trenuję młodych chłopaków pod kątem techniki, bo tego trochę brakuje. Ale perspektywa pozostania trenerem w profesjonalnej piłce na pewno się ode mnie oddala. Nie ukrywam, że – jak pewnie część osób słyszała – pomagam też zawodnikom, szukam im klubów.

Na jeden wyjazdowy mecz w przyszłym sezonie będzie miał pan wyjątkowo blisko…
Piotr ĆWIELONG:
– Mam wielu przyjaciół i znajomych, którzy są kibicami Ruchu Chorzów, dlatego gdy tylko pojawi się terminarz, na pewno nie dadzą mi zapomnieć o terminie tego meczu. Fajnie będzie wrócić na Cichą. Prezes Seweryn Siemianowski też pewnie się ucieszy.

Na zdjęciu: Piotr Ćwielong w barażu o III ligę udowodnił, że mimo 34 lat na karku nadal ma to coś.
Fot. Tomasz Błaszczyk/PressFocus