Piotr Ćwielong: Wszystko dobrze się układa

Piotr Ćwielong prowadzi LKS Goczałkowice w roli lidera strzelców oraz grającego trenera.


Mający w swoim dorobku występ w reprezentacji Polski oraz trzy tytuły mistrza kraju – dwukrotnie z Wisłą Kraków i raz w barwach Śląska Wrocław – Piotr Ćwielong udowadnia, że strzelanie goli ma we krwi. Co prawda 34-letni skrzydłowy po długiej przerwie spowodowanej kontuzją nie bryluje już na boiskach ekstraklasy, na których rozegrał 163 mecze, ale w roli grającego trenera LKS-u Goczałkowice, zdobywa bramki, dzięki którym beniaminek III grupy III ligi plasuje się w czołówce tabeli. Swą wysoką pozycję ugruntował wygraną 2:0 z Gwarkiem Tarnowskie Góry, a oba ciosy goście zadali w doliczonym czasie gry. Pierwszego po kontrze, którą po 70-metrowym rajdzie Ćwielonga sfinalizował Bartosz Marchewka, a drugiego wyprowadził już sam „Pepe”. Po 11 spotkaniach doświadczony zawodnik ma 9 trafień i jest liderem wśród goczałkowickich strzelców.

Trzy składowe zespołu

– Patrząc na tablę możemy powiedzieć, że wszystko dobrze się układa – mówi Ćwielong.

– Zdobyliśmy 19 punktów i cel jakim jest utrzymanie wydaje się w naszym zasięgu. Mamy w zespole kilku doświadczonych zawodników, bo obok mnie są: Łukasz Hanzel, Damian Furczyk, Kamil Łączek czy Dawid Ogrocki, którzy poznali smak gry na szczeblu centralnym. Otarł się też o niego mający 8 goli Bartek Marchewka, który jest przedstawicielem drugiej grupy, czyli młodzieży wchodzącej do zespołu. No i jest także trzecia część drużyny, czyli zawodnicy grający w goczałkowickiej drużynie od klasy A, z której wystartowali 5 lat temu. Ale najważniejsze jest to, że te wszystkie trzy części układają się w całość i właśnie to przynosi nam punkty.

Mistrzowie wyjazdów

Dodajmy, że w większości są to punkty zdobyte na obcych boiskach. Goczałkowiczanie z 6 wyjazdów przywieźli 16 „oczek”, za 5 zwycięstw i remis, zaś w 5 podejściach u siebie zapisali 3 punkty, tylko raz wygrywając.

– W Tarnowskich Górach, gdzie Gwarek był drużyną przeważającą, bardzo dobrze pracowaliśmy w obronie – dodaje Piotr Ćwielong.

– To był klucz do zwycięstwa, które na wyjazdach przychodzą nam częściej, ale nie powiem, że łatwiej. U nas wygraliśmy ze Ślęzą Wrocław, co świadczy o tym, że mamy potencjał. Nasze boisko jest bardzo dobre, więc nie pozostaje nam nic innego jak tylko zdobywać na nim punkty i dawać radość naszym kibicom. Tym, którzy myśleli, że jako beniaminek będziemy dostarczycielami punktów, już udowodniliśmy, że potrafimy grać. Myślę, że nawet optymiści przed inauguracją sezonu 4. miejsce po 11 meczach, wzięliby w ciemno. Ale teraz, gdy już jesteśmy na tej pozycji, nie traktujemy tego jako niespodzianki tylko myślimy o tym jak na finiszu rundy poprawić swoje miejsce i dorobek. To jest nasz cel na 7 najbliższych kolejek.

Trener w zastępstwie

Piotr Ćwielong oficjalnie wpisywany jest do protokołu jako trener LKS-u, ale szkoleniowiec legitymujący się licencją UEFA A, wcale nie myśli żegnać się z boiskowymi występami.

– Przede wszystkim cieszę się, że zdrowie pozwala mi być nadal zawodnikiem – wyjaśnia „Pepe”.

– W tej roli czuję się najlepiej. Jako trener zastępuję chorego Damiana Barona i cieszę się, gdy na nasze mecze przyjeżdża Łukasz Piszczek, bo wtedy on staje przy linii i dyryguje zespołem, a ja mogę się skoncentrować na grze. Był, gdy wygraliśmy ze Ślęzą oraz na wyjazdach w Zielonej Górze, Żmigrodzie i Tarnowskich Górach. Jego obecność jest podwójnie ważna, bo nie tylko kieruje zespołem, ale też mobilizuje zawodników i każdy stara się dać z siebie maksa. To jest ważne, bo nasza drużyna, tak jak większość ekip w tej lidze, oparta jest na zawodnikach, którzy piłkę traktują jako pasję, trenując i grając po godzinach pracy lub nauki. Ja też, choć koncentruję się jeszcze na piłkarskim życiu, mam już swoją odskocznię, bo prowadzę indywidualne zajęcia z dziećmi. Nie jestem jednak konkurencją dla Akademii Łukasza Piszczka tylko staram się też rozwijać z myślą o tym, co mnie czeka po zejściu z boiska.

Syn jest coraz starszy

– Na razie jednak o tym nie myślę, ale widzę, że czas nie stoi w miejscu, bo mój syn jest coraz starszy. Kacper ma już 13 lat i gra w Stadionie Śląskim. Występuje na lewej pomocy i jest obunożny. Śledzę uważnie jego rozwój i patrzę też na postępy, jakie robią młodzi zawodnicy z Goczałkowic. Dla nich gra w III lidze to wyzwanie, a takie mecze jak z Ruchem Chorzów czy Górnikiem II Zabrze to okazja, żeby się pokazać. Z rezerwami czołowej drużyny ekstraklasy zagramy 7 listopada u siebie, a 21 listopada gościć będziemy chorzowian. Oczywiście nie lekceważmy żadnego przeciwnika, ale te dwa mecze będą miały wyjątkowy czynnik motywacyjny. Dla mnie też, bo przecież w Ruchu wyrosłem i grałem w ekstraklasie. Zdaję sobie jednak sprawę, że bardziej trzeba się mobilizować przed spotkaniem z rywalem, którego nazwa, ani miejsce w tabeli, nie wywołuje meczowego napięcia. Trzeba je więc umiejętnie wyzwolić, bo mecze z przeciwnikami, którzy wydają się łatwiejsi, stają się bardzo trudne. Dlatego na każdy mecz musimy wychodzić z takim nastawieniem jak byśmy grali o mistrzostwo, a wtedy będzie dobrze – kończy Piotr Ćwielong.


Czytaj jeszcze: „Niebiescy” nie zagrali

Obecność Łukasza Piszczka jest podwójnie ważna, bo nie tylko kieruje zespołem, ale też mobilizuje zawodników i każdy stara się dać z siebie maksa.


Na zdjęciu: Piotr Ćwielong to bez wątpienia ważna postać beniaminka z Goczałkowic.

Fot. Dorota Dusik