Piotr Jawny: Brakuje nam premedytacji i dojrzałości

Rozmowa z Piotrem Jawnym, trenerem rezerw Śląska Wrocław.


Stosując szkolne cenzurki, jaką ocenę wystawiłby pan swojej drużynie za rundę jesienną?

Piotr JAWNY: – Nigdy nie przyzwyczaiłem się do szóstek i jedynek, przyjmijmy więc skalę od 2 do 5. Za poprzednią rundę wystawię swojej drużynie gołą „czwórkę”, bez plusu, ani minusu,

Co było silną stroną tego zespołu?

Piotr JAWNY: – Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nigdy nie zagraliśmy w tym samym składzie dwóch meczów, w każdym były zmiany. Bardzo mocno pracowaliśmy nad organizacją gry w defensywie, ale nie po to, żeby się tylko bronić, lecz by odbierać szybko piłkę i przechodzić błyskawicznie do ataku. Dobrze zaprezentowaliśmy się w końcówce rundy, wygrywając cztery mecze z rzędu, piąty od końca był bezbramkowy remis z Górnikiem Polkowice. Wtedy grali u nas wyłącznie młodzi zawodnicy, zaczęła tworzyć się drużyna, taki team spirit. Ci młodzi piłkarze chcieli na boisku pokazać i udowodnić, że należała im się szansa gry w ekstraklasie w większym wymiarze czasowym.

Jakie największe mankamenty dostrzegł pan w grze swoich podopiecznych w I rundzie?

Piotr JAWNY: – Mieliśmy słaby początek rundy, spowodowany tym, że covid dopadł pierwszą drużynę, co się również odbiło na nas. Przed rozpoczęciem rozgrywek fachowcy różnej maści uważali nas za głównego kandydata do spadu. Przepowiadali, że jesienią zdobędziemy tylko kilka punktów i stracimy 30-40 bramek! My wspięliśmy się na 7. miejsce i swojego dorobku punktowego i bramkowego nie musimy się wstydzić. Co najbardziej szwankowało w naszej grze? Ze względu na wiek zawodników, brakowało nam premedytacji i dojrzałości w grze, wyrachowania. W wielu boiskowych sytuacjach przydałby się nam większy spokój, wynikający z doświadczenia oraz więcej mądrości w ataku. Nie zawsze potrafiliśmy należycie wykorzystać dogodne okazje pod bramką przeciwnika, bo nasi zawodnicy to młodzi „narwańcy”, którym często brakowało zimnej krwi.

Jakie zadanie postawiono przed panem i Marcinem Dymkowskim przed rozpoczęciem rozgrywek? Celem nadrzędnym jest dostarczanie zawodników do pierwszej drużyny?

Piotr JAWNY: – Tak naprawdę nie dostaliśmy od swoich zwierzchników konkretnego zadania. Usłyszeliśmy jedynie, że „fajnie, jakbyśmy się utrzymali w II lidze”. Największą satysfakcję mieliśmy, gdy nasi podopieczni grali w ekstraklasie, „łapali” w niej minuty. Tam powinni się ogrywać, nabierać doświadczenia. Wszyscy jesteśmy ambitnymi ludźmi, my trenerzy oraz piłkarze, dlatego chcemy wygrać każdy mecz. To najprostsza droga do… utrzymania.

W ostatnim meczu ligowym Śląska w ekstraklasie przeciwko Wiśle Kraków największym zaskoczeniem dla pana była obecność w podstawowej jedenastce Mathieu Scaleta? To moim zdaniem piłkarz bez przysłowiowego błysku, co najwyżej solidny rzemieślnik…

Piotr JAWNY: – Mathieu to atleta, zawodnik nie do zajechania, który może biegać trzy mecze pod rząd. Jest dosyć wysoki plus jego wybieganie oraz czytanie gry powodują, że ma dużo odbiorów. Z trenerem Dymkowskim uważamy, że to idealny piłkarz do gry na pozycjach numer „6” i „8”. Ale wiele osób związanych z klubem panu powie, że powinien grać na innej pozycji, nie w środku.

W takim razie dlaczego nie może być na przykład skrzydłowym?

Piotr JAWNY: – Nie ma takiej techniki i szybkości, by grać na boku. To nie Przemek Płacheta. Jakości brakuje mu także, by grać na „9” lub „10”. To sympatyczny chłopak, lubiany i uparty. Zawsze daje na boisku z siebie wszystko. Za upór i determinację należy mu się szacunek.

Odnoszę wrażenie, że nie rozwija się w takim tempie jak powinien Przemysław Bargiel. Co go hamuje?

Piotr JAWNY: – Zapamiętałem go, gdy wyjeżdżał do Milanu, bo wtedy prowadziłem zespół juniorów Śląska i graliśmy z Ruchem Chorzów. Miał wtedy 15-16 lat, fajną technikę użytkową, był dojrzały jak na swój wiek. Gdy wrócił do Polski, byłem podekscytowany możliwością pracy z nim. Ale on fizycznie nie idzie do przodu. Nie wiem, dlaczego tak się stało, bo trenował cały czas z pierwszym zespołem. Teraz trenuje z nami od miesiąca, czyli momentu, gdy pierwsza drużyna poleciała na zgrupowanie do Turcji.

Zdaję sobie sprawę z tego, że wyniki meczów sparingowym nie są najważniejsze, ale porażka aż 0:5 z III-ligowym Ruchem Chorzów chwały wam nie przyniosła. Może pan ją sensownie wytłumaczyć?

Piotr JAWNY: – Wiem, co chce pan powiedzieć – „słabo to wyglądało”. Pewnie teraz nikt w to nie uwierzy, ale ta wysoka porażka nie odbiła się negatywnie na morale naszych piłkarzy. Spłynęła po nas bardzo szybko, nie przejmowaliśmy się nią. Oczywiście nie jesteśmy dumni z tego wyniku, może nawet wkurzeni, ale nie rozdzieraliśmy z tego powodu szat.

Szybko i łatwo udzielił pan sobie i swojej drużynie rozgrzeszenia…

Piotr JAWNY: – Bo wynik nie odzwierciedlał wydarzeń na boisku. Pierwszego gola straciliśmy po kontrataku, dwa następne padły z rzutów wolnych, po których doświadczony bramkarz złapałby piłkę w zęby. Poza tym otrzymaliśmy „rozkaz” z góry, że każdy piłkarz musi w sparingu zagrać 45 minut. I trzeci element – mieliśmy za sobą wtedy tylko tydzień treningów. Następne mecze sparingowe potwierdziły, że zawodnicy nie są w mentalnym dołku.

Do rundy wiosennej przygotowujecie się, by wskoczyć na miejsce w tabeli premiowane barażami?

Piotr JAWNY: – Jak mawia mądre przysłowie „ciszej idziesz, dalej zajdziesz”. Ale nie ukrywam, że chcielibyśmy zagrać w czerwcu w barażach, których stawką jest awans do I ligi. Nasi kibice muszą jednak zdać sobie sprawę z jednego – często dostajemy polecenie, by sprawdzić konkretnego zawodnika i on musi w meczu zagrać. Poza tym będziemy wiosną osłabieni – do Górnika Polkowice odszedł Paweł Kucharczyk, do Widzewa Piotrek Samiec-Talar, nie wiem, co dalej z Marcinem Szpakowskim, który latem przejdzie do Korony Kielce. Czy jest sens w niego inwestować? Ale nie pękamy i na pewno będziemy walczyć do końca.


Czytaj jeszcze: „Niewdzięczny” drugoligowiec

Czy to nie paradoks, że w rundzie jesiennej więcej meczów wygraliście na wyjazdach niż u siebie?

Piotr JAWNY: – Próbowałem to dokładnie przeanalizować i znaleźć przyczynę, lecz powiem uczciwie – nie znalazłem odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Śmiejemy się z Marcinem Dymkowskim, że na wyjazdach mamy więcej czasu na integrację drużyny, więcej spokoju. Przecież wymiary boiska i bramek wszędzie są takie same. A może wynika to z tego, że na własnym boisku podejmowaliśmy drużyny ze ścisłej czołówki i stąd słabsze wyniki?

Jak spisują się w 2. lidze „spadochroniarze”, czyli zawodnicy oddelegowani do pana przez trenera Vitezslava Laviczkę? Odrabiają pańszczyznę, obrażeni na cały świat, czy też dają jakość drużynie?

Piotr JAWNY: – Mówię otwarcie – piłkarze, którzy „schodzą” do nas z pierwszej drużyny nie stroją „fochów”. Kiedyś bywały przypadki, że zawodnik przychodził do drugiego zespołu obrażony, jakby grał w nim za karę. Teraz sami proszą trenera Laviczkę, by mogli zagrać w rezerwach. I można na nich liczyć, jak było jesienią chociażby z Rafałem Makowskim. On dawał z siebie wszystko, dawał jakość drużynie. W ostatnich trzech latach tylko dwa razy miałem pretensje do zawodnika, pytając go wprost, po co przyszedł do „mojej” drużyny?


Na zdjęciu: Cichym marzeniem trenera rezerw Śląska Piotra Jawnego są występy kego drużyny w czerwcowych barażach.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus