Piotr Kurbiel. Biblia, bar, gitara, boisko

Dawid Kownacki, Karol Linetty, Darko Jevtić… Wie pan, co łączy pana z tymi zawodnikami?
Piotr KURBIEL: Rozegrałem trzy mecze w ekstraklasie, w Lechu Poznań, akurat za tę trójkę wchodziłem z ławki. Długo dzieliliśmy pokój z Jankiem Bednarkiem. Gdybyśmy się teraz zdzwonili, to być może przegadalibyśmy całą noc, bo zawsze mieliśmy dobry kontakt. Teraz Janek jest w Southampton i życzę mu jak najlepiej. Z Dawidem Kownackim, Karolem Linettym czy Tomkiem Kędziorą znajomości ograniczały się w zasadzie do szatni.

To prawda, że do Lecha zgłosił się pan sam?
Piotr KURBIEL: Grałem wtedy w PKS-ie Radość. Miałem 16 lat, mieszkaliśmy z rodziną w Warszawie, powoli kończyła się runda w „okręgówce”. Brat podpowiedział mi, bym sporządził CV ze swoimi osiągnięciami. Tak zrobiłem, wysłałem je do wszystkich klubów z Młodej Ekstraklasy, która jeszcze wtedy funkcjonowała. Odezwał się jeden – Lech Poznań, po dwóch tygodniach. Zaprosili mnie na trzydniowe testy, zostałem trochę dłużej.

Ćwiczyłem z Młodą Ekstraklasą u trenera Kniata i w juniorach starszych u trenera Śledzia. Pochodzi z Radomia, podobnie jak ja, być może dlatego złapaliśmy mały kontakt. W Poznaniu usłyszałem, że odezwą się do mnie w ciągu dwóch miesięcy. Nastawiałem się na to, że zostanę w Radości, w „okręgówce”. Po Nowym Roku – dokładnie 2 stycznia 2013 – dostałem informację o testach medycznych w Akademii Lecha i chęci podpisania ze mną kontraktu.


Zobacz jeszcze: Nowy stadion GKS-u Katowice coraz… tańszy.



Te trzy mecze w ekstraklasie, jakie rozegrał pan w „Kolejorzu”, to pański sukces czy porażka?
Piotr KURBIEL: Bardzo się cieszę, że się to udało. Był okres, kiedy prezentowałem dobrą formę strzelecką w rezerwach Lecha. Czułem, że pukam do drzwi pierwszego zespołu. O sukcesie można by jednak mówić, gdybym utrzymał się w kadrze pierwszego zespołu na dłużej. Ja praktycznie tylko zadebiutowałem. Zagrałem trzy razy w ekstraklasie, raz w Lidze Europy. To było motywujące, budujące. Pamiętajmy, że to był trudny dla klubu okres. Drużyna miała swoje problemy, dlatego szybko dostałem informację, że muszę szukać klubu na wypożyczenie.

Wylądowałem w Pogoni Siedlce, graliśmy o utrzymanie w I lidze. Gdybym tam potwierdził swoją wartość, to Lech pewnie by po mnie sięgnął, bo wielokrotnie czynił tak z młodymi zawodnikami wracającymi z wypożyczeń. W innych drużynach sprawdzili się Kamil Jóźwiak, Tymek Puchacz, Robert Gumny czy Paweł Tomczyk. Podobnie pewnie byłoby ze mną.

W Siedlcach został pan zweryfikowany?
Piotr KURBIEL: Nie mam nikomu niczego za złe. Początek miałem super, w pierwszym meczu w wyjściowym składzie – z MKS-em Kluczbork – strzeliłem gola. Nie było jednak wyników, trener Banasik dokonał zmian, poszło – i już nie było po co rotować. Zimą uszkodziłem jeszcze kostkę, co wyeliminowało mnie na pierwsze wiosenne mecze i już trudno było to wszystko odkręcić. Byłem świadomy, że Lech nie wróci do współpracy z zawodnikiem, który zagrał niewiele minut w I lidze. Powiedziałem sobie wtedy, iż muszę udowodnić – przede wszystkim sam sobie, ale i innym – że stać mnie na to, by kiedyś jeszcze wrócić do ekstraklasy.


Zobacz jeszcze: Piotr Kurbiel nowym napastnikiem GKS-u Katowice.



Od trzech sezonów gra pan jednak w II lidze.
Piotr KURBIEL: Olimpia Elbląg to był dobry wybór. Choć nie zdobyłem tam wielu bramek, to bardzo dużo się nauczyłem. Potem – lato 2018 – znalazłem się na testach w… Katowicach. Nie dostałem się.

To też miara postępu – kiedyś GieKSa „odpaliła” pana po testach, a teraz wykupiła ze Stargardu.
Piotr KURBIEL: No tak, tyle że GKS grał wtedy w I lidze, inne były cele. Trudno było wziąć chłopaka z II ligi, który nie strzelił worka goli. Trener Paszulewicz oglądał mnie przez cały tydzień. Gdybym tak, jak na treningach, pokazał się w sparingu z Bełchatowem, to podejrzewam, że bym został. Czasem masz jednak 45 minut, które musisz wykorzystać. Ja nie pokazałem tego, co potrafię. Jeździłem po klubach. Warta, Bełchatów, Polkowice…

Już po rozpoczęciu sezonu odezwał się trener Topolski z Błękitnych. Zostałem tam 1,5 roku. W pierwszym sezonie nie pomogło mi to, że wiosną rozwaliłem bark. Trener nadal jednak na mnie liczył. Miniona jesień to było półrocze, na jakie czekałem. Dostawałem szanse gry, omijały mnie kontuzje, mogłem udowodnić, na co mnie stać. Jestem wdzięczny sztabowi, kolegom z zespołu. Choć byłem daleko od domu, będę miło wspominał ten czas.

Da się polubić grę w II lidze?
Piotr KURBIEL: Nieraz słyszałem takie głosy – choć posmakowałem przecież ekstraklasy – że „za chwilę chłopak się skończy”. Nie brałem tego do siebie, bo znałem swoją wartość. Traktowałem II ligę jako taką, która może dać pozytywnego kopa. Trudno jednak wiązać z nią przyszłość. Celuję wyżej, jak większość piłkarzy, która tu gra. To tak naprawdę czekanie na swój moment – na to, aż „odpalisz”, forma wzrośnie, co pozwoli złapać lepszy klub. Jeśli jednak mijają kolejne sezony i nic się nie dzieje, to powoli trzeba schodzić na niższy szczebel, łapać jakąś pracę, wracać bliżej domu i rodziny.


Zobacz jeszcze: Rozmowa z Mikołajem Machulikiem, prezesem katowickiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich


Mam 23 lata, ale też przechodziły mi czasem przez głowę myśli, czy warto. Skoro tak chcesz, tak się starasz, a ciągle nie wychodzi… Wierzę jednak w cierpliwość, pracę, pokorę. W Biblii jest napisane, że „co człowiek sieje, to i zbierać będzie”.

Długo zastanawiał się pan nad podpisaniem 1,5-rocznego kontraktu w Katowicach?
Piotr KURBIEL:
GieKSa to marka, II liga to nie miejsce dla niej. Ucieszyłem się z tej propozycji, ale musiałem wszystko przeanalizować. Rozmawiałem z wieloma osobami, którym ufam. Widać, że sama otoczka wokół klubu jest na bardzo wysokim poziomie. Wiem, jak GKS grał jesienią. Lubi utrzymywać się przy piłce, stwarza sporo sytuacji. Stwierdziłem, że będzie to dobre miejsce do tego, by zrobić progres. Wierzę, że pomogę w awansie. Jestem wdzięczny Błękitnym, że nie robili mi kłopotów z transferem do Katowic. Usłyszałem, że zrobiłem swoje, że są ze mnie zadowoleni, dlatego nie będą czynić przeszkód, bo chcą, bym się rozwijał. Za to dziękuję.

Latem drogę ze Stargardu do Katowic przetarł już Grzegorz Rogala, jesienią podstawowy lewy obrońca GKS-u.
Piotr KURBIEL: Z Grzesiem graliśmy już kilka ładnych lat – nie tylko w Błękitnych, ale też rezerwach Lecha. Teraz obaj znaleźliśmy się w GieKSie. Zawsze mieliśmy dobry kontakt – było super czy to poza boiskiem, czy na nim. Naprawdę sporo asyst dostawałem od niego, szczególnie w Lechu. Czuję jego grę, wiem, na co z jego strony mogę liczyć. Wierzę, że w GKS-ie nadal będziemy się rozumieć.

Spokojny, religijny” – usłyszałem o panu od jednej z osób. Nawet przed chwilą cytował pan Biblię…
Piotr KURBIEL: Wszystko, co robię, opieram na fundamencie bożym. Zawdzięczam Bogu bardzo wiele i nie ukrywam tego. Jezus jest dla mnie autorytetem, wzoruję się na nim i staram się brać przykład. Chcę poprzez swoje życie pokazywać, że wartości zawarte w Biblii dają w międzyludzkich relacjach świetne owoce. Za mną różne przeżycia. Rodzina przechodziła poważne problemy, ale Bóg zawsze był na pierwszym miejscu i wyprowadzał nas z opresji. Nie chcę mówić o szczegółach, ale jesteśmy wdzięczni, że tak się to ułożyło.


Zobacz jeszcze: „Można odnieść wrażenie, że miasto chciało tego starcia”


Każdy idzie swoją ścieżką. Jestem szczery i wiem, że moja mogła być inna. Znalazłem się w Katowicach, mam narzeczoną, a gdyby nie Bóg, byłbym w innym miejscu, być może nie grałbym w piłkę. Byłem już wysoko i gdy głowa przestawała dawać radę, to można było oddać się Bogu, modlitwie. Jeśli bym tego nie przepracował, dzisiaj nie byłoby mnie w Katowicach.

Z drugiej strony – mój starszy brat też grał w piłkę. Miał w Radomiaku swoje „ 5 minut”, przeszedł testy w Cracovii, był bardzo blisko transferu. Radomiak jednak się nie zgodził. Brat mocno to przeżył, mając 21 lat zrezygnował z piłki. Sądzę, że gdyby był cierpliwy i poczekał, to grałby wysoko. Wybrał inaczej, pojechał na misje do Indii. Pomagał ludziom, opowiadał o Bogu. Do dziś powtarza, że była to dobra decyzja, a ja widzę po nim, jak mocno go to rozwinęło. Teraz mieszka w Barcelonie, założył tam swoją firmę.

A pan zajmuje się czymś poza piłką?
Piotr KURBIEL: Na razie nie studiuję, bo trudno było znaleźć coś takiego, co by mi odpowiadało. Próbowałem w Elblągu, ale nie wyszło. W bliższej czy dalszej przyszłości chciałbym rozpocząć studia we Wrocławiu. Organizowane są tam takie typowe dla sportowców, wielu moich znajomych z tego skorzystało.


Zobacz jeszcze: Urlopy z błyskiem w oku


W Stargardzie trochę uczyłem się hiszpańskiego, a poza grą w piłkę… pracowałem w restauracji. Jeszcze w tym sezonie, przy barze. Nie był to pełny etat, ale kiedy mieliśmy trochę wolnego, to szedłem sobie na trzy godziny do pracy i robiłem swoje. Parzyłem kawę czy herbatę, lałem piwo. To była taka odskocznia. Z jednej strony – podyktowana względami finansowymi, a z drugiej – chęcią znalezienia sobie dodatkowego zajęcia. Nie przepracowywałem się, miałem tam z mieszkania dwie minuty.

Taką jest też dla mnie gitara. Lubię to. Akurat ostatnio strzeliła mi struna, muszę założyć nową… Gram wszystko to, co wpadnie w ucho – i czego się nauczę, bo jestem samoukiem. Nie „jadę” z nut, bo ich nie znam. Podpatrzę coś na YouTube, tydzień poćwiczę, a potem już gram. Raczej nie disco polo (śmiech). Słucham popu, rocka, jakichś mocniejszych elektronicznych brzmień. I starych polskich hitów, takich jak gra zespół Dżem.

Rozumiem, że w Katowicach pracować pan nie zamierza.
Piotr KURBIEL: Tylko na boisku i w siłowni podczas treningów! Celem minimum jest dla mnie to, by zakończyć sezon z dwucyfrową liczbą goli w II lidze; 10 bramek napastnik po prostu powinien zdobywać. To przyzwoitość, z tego się żyje. Na razie mam 7 goli, bo dwóch pucharowych nie liczę, to inna bajka. Chcę przebić barierę 10, ale nie narzucam na siebie presji. Znam swoją rolę. Wiem, że przychodzę z innego klubu do drużyny, która dobrze się spisywała i której zawodnicy dobrze się rozumieją. Ja będę się musiał oswoić, poczuć ten klimat. Wierzę, że nie będzie to kłopot. Nie boję się rywalizacji, bo jest wliczona w ten sport. Kiedy się robi swoje, to z czasem przyjdą wyniki, sytuacje, gole. Co człowiek sieje, to i zbierać będzie.