Piotr Parzyszek życie zapisane ma… w tatuażach

Choć urodził się w Toruniu, to jako mały chłopiec wyjechał do Holandii, gdzie dorastał, dojrzewał i  zaczął grać w piłkę. – Moja mama chciała dać mi lepszą przyszłość i dała, bo nie wiadomo, jak potoczyły by się moje piłkarskie losy, gdybym został w Polsce – mówił nam Piotr Parzyszek. 6 marca 2018 roku jego ukochana mama zmarła po walce z ciężką chorobą. Napastnik mocno to przeżył, a gdy źle potraktowano go w klubie PEC Zwolle postanowił, że spróbuje swoich sił gdzie indziej. Tak trafił do Gliwic, gdzie mozolnie walczy o to, żeby znów strzelać gola za golem…

 

Spontanicznie w Anglii

Parzyszek to bardzo otwarty i pozytywny człowiek, a jego ciało opowiada historię jego życia i wartości, które wyznaje. Jak wszystko się zaczęło? – Pierwszy tatuaż zrobiłem sobie w wieku bodajże 19 czy 20 lat. Jak byłem młodszy, to tatuaże w ogóle mnie nie interesowały, a rodzice byli przeciwni. Wyjechałem grać do Anglii (Charlton Athletic). Pewnego razu szliśmy ulicą i zauważyliśmy studio tatuażu. Postanowiliśmy zaszaleć i spróbować, jak to jest. Najpierw chciałem coś religijnego, stąd tatuaż złożonych rąk do modlitwy i różaniec. W momencie, gdy poczułem ukłucie i igła weszła mi pod skórę, to od razu pomyślałem o następnym. To uzależnia, bo zrobiłem prawie całą prawą rękę, a po powrocie do Holandii zacząłem robić lewą. Żona ma mało tatuaży, bo ma serduszko, imię naszej córki oraz kartę damę kier. Ja z kolei mam króla kier – mówi 25-latek i dodaje. – Każdy tatuaż ma znaczenie. Schody do nieba, to na cześć mojej zmarłej mamy – wskazuje na jeden z większych i lepiej widocznych tatuaży.

Tatuaż u góry symbolizować ma religijność Piotra. Poniżej schody do nieba dla zmarłej mamy oraz daty jej urodzenia i śmierci. Fot. Irek Dorożański/400mm.pl

 

Najnowsze „dziary” zostały wykonane podczas zimowego urlopu w Holandii. – Mam tam stałego tatuażystę. W Wigilię niemal cały dzień tam przesiedziałem i 3 stycznia także. Zrobiłem sobie świąteczny prezent i skończyłem całą lewą rękę – opowiada Parzyszek, którego pytamy, jak jeszcze może zmienić się jego ciało i skóra w przyszłości. – Na plecach nic nie mam, ale… będzie. Tam będzie duży portret Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Jak będę wyglądał za 10 lat? Nie wiem zobaczymy. Nogi będą, ale szyja czy twarz na pewno nie – dodaje.

Piotr Parzyszek chce błyszczeć na boisku

Początki w Gliwicach do łatwych i przyjemnych nie należały, ale z każdym tygodniem i miesiącem jest coraz lepiej. Rodzina zaadoptowała się do życia na Górnym Śląsku, a piłkarz mozolnie walczy o miano napastnika numer jeden w Piaście. Już jesienią Parzyszek miał przebłyski dobrej gry, a przed tygodniem rozegrał najlepszy mecz w barwach śląskiego klubu, strzelając gola i zaliczając asystę przy trafieniu Joela Valencii. – Taki mecz, jak ten z Lechem, jest zawsze potrzebny, ale tak jak mówiłem wcześniej, przed zimą już lepiej się czułem, a po okresie przygotowawczym i tych kilku tygodniach czuję się jeszcze lepiej. Trener postawił na mnie w meczu z Lechem i powiedziałem sobie, że nie odpuszczę i muszę wykorzystać szansę – podkreśla Piotr.

Liczba 93 symbolizuje rok narodzin Parzyszka, a postać piłkarza, miłość do futbolu. – Trochę przypomina Pelego, ale to żaden konkretny zawodnik – mówi nam Piotr. Fot. Irek Dorożański/400mm.pl

Ciężka praca to jeden z elementów sukcesu, ale kto wie, czy szczęścia nie przyniosła mu córeczka Zosia, z którą wyszedł na rękach na boisko w piątkowy wieczór. – Można to traktować jako amulet. Chciałem już to zrobić jesienią, ale nie zawsze grałem od początku. Teraz była taka możliwość i cieszę się, że mogłem z nią wyjść na murawę. Czy tak będzie w kolejnych meczach domowych? Chyba nie będziemy przesadzać, bo w piątek córka poszła spać dopiero po 24, a to przecież za późno, jak dla takiego małego szkraba – śmieje się napastnik, który ma nadzieję, że to dopiero początek jego strzeleckich popisów. – Codziennie muszę walczyć i pokazywać, że zasługuję na podstawową jedenastkę…

Piotr Parzyszek, piłkarz Piast Gliwice
Fot. Irek Dorozanski / 400mm.pl