Piotr Polczak: Krytyki się nie boję

Rozmowa z Piotrem Polczakiem, obrońcą Zagłębia Sosnowiec.

Od początku pobytu w Sosnowca przylgnęła do pana łatka pechowca, a wielu uznało za kozła ofiarnego i jednego z winowajców spadku z ekstraklasy. Nie żałuje pan, że latem 2018 roku dał się na namówić na grę w Zagłębiu?

Piotr POLCZAK: – Jestem chłopakiem z Zagłębia, pierwsze kroki w piłce stawiałem w Dąbrowie Górniczej, jako dzieciak kibicowałem drużynie z Sosnowca. Moje piłkarskie losy potoczyły się tak a nie inaczej, do dorosłej piłki wchodziłem gdzie indziej, ale zawsze los Zagłębia leżał mi na sercu.

Kiedy pojawiła się możliwość gry na Stadionie Ludowym, przystałem na tę propozycję z radością. Chciałem i chcę nadal grać dla tego klubu jak najlepiej potrafię, m.in. podpisałem wówczas 3-letni kontrakt. Szkoda, że nie udało się utrzymać w ekstraklasie.

Na pewno oczekiwania wobec mojej osoby były duże. Byłem wówczas, podobnie zresztą jak teraz, jednym z najbardziej doświadczonych graczy w Sosnowcu, a oczekiwania wobec takich piłkarzy zawsze są spore.

W kilku sytuacjach, niekoniecznie dobrych z perspektywy zespołu się przewinąłem. A to przypadkiem odbiła się od mojej ręki piłka w polu karnym, a to podyktowano za mój rzekomy faul rzut karny; stało się, jak się stało. Ktoś powie: pechowiec, ktoś inny kozioł ofiarny.

Gdyby wyniki całego zespołu były inne, gdyby nie spadek, pewnie nikt z tego nie robiłby afery. Jestem już jednak na tyle doświadczonym piłkarzem, że takie sytuacje mnie nie załamują. Może jakbym był piłkarzem młodym, na dorobku, to pewnie inaczej bym do tych spraw podchodził. Nigdy jednak nie uchylałem się od odpowiedzialności, nie boję się też konstruktywnej krytyki.

Zawsze stawałem przed kamerą, nie uciekałem przed dziennikarzami, a po spadku z ligi nie wyobrażałem sobie odejścia z klubu, bo też chcę, aby Zagłębie wróciło tam, gdzie jego miejsce, czyli do ekstraklasy.

Na razie jesteście na jej zapleczu. Dla pana to pierwszy taki sezon od 13 lat. Wówczas po raz ostatni grał pan poza elitą. Ciężko się było przestawić?

Piotr POLCZAK: Na pewno. Inna otoczka, często inne warunki. Oczywiście, patrząc z perspektywy lat, wiele w kwestii m.in. infrastruktury się poprawiło, są kluby, które jak na realia I ligi nieźle swoją finansowo, ale są też ośrodki, które ledwo wiążą koniec z końcem. Na pewno jest inaczej w I lidze, piłka jest bardziej siłowa, mniej techniczna. Z poziomem nie jest jednak aż tak źle.

Kończąc wątek pecha – pamięta pan podobny sezon w karierze?

Piotr POLCZAK: Aż tak obfitującego w takie przypadki to nie. Były wpadki, pechowe zagrania, gole samobójcze, ale faktycznie w poprzednim sezonie nabierało się tego.

Cóż, było w tym trochę pecha, trochę przeciwności losu, bo jak inaczej nazwać podyktowanie rzutu karnego w Krakowie, gdy Paweł Brożek po prostu sprytnie się wywrócił i sędziowie wskazali na „wapno”. Będę jednak upierał się przy tym, że gdyby były inne wyniki, na wiele rzeczy patrzyłoby się inaczej.

Strzeliłem bramkę w meczu z Legią, ale przegraliśmy tamten mecz 2:3. Gdybyśmy zanotowali inny wynik, pewnie by się o tym mówiło, a tak poszło w świat, że przegraliśmy, mój gol – poza satysfakcją – nic nie dał. Taki jest jednak sport, trzeba robić swoje, czyli ciężko pracować na treningach i grać.

Na razie nie możecie jednak ani trenować, ani rozgrywać meczów. Frustracja spowodowana tą sytuacją musi być spora. Jak radzi pan sobie w dobie pandemii?

Piotr POLCZAK: Jest ciężko, każdy z nas chciałby już wrócić do normalności. Najgorsze, że na razie nie wiemy, na czym stoimy, nie wiemy, czy i ewentualnie kiedy wrócimy do gry. Nic nie zastąpi zajęć na boisku.

Mamy rozpiskę, mamy wideołącza, kontaktujemy się m.in. z trenerem mentalnym, rozmawiamy też oczywiście w gronie chłopaków. Ta sytuacja pokazuje, jak niewiele potrzeba do szczęścia. Chcemy wykonywać swój zawód, chcemy pracować, a na razie musimy się zadowolić półśrodkami.

Nikt z nas nie traktuje tego jako wolny czas, czy swego rodzaju wakacje. Śledzę to, co dzieje się na świecie – wirus niesie ofiary, cierpi gospodarka, ludzie przeżywają dramaty. To ciężki czas dla wszystkich, tym bardziej musimy być zjednoczeni.

Jako zespół okazaliście jedność w kwestii cięć finansowych w klubie. Gdy w innych toczą się boje o to ile i komu przyciąć, Zagłębie w tej kwestii stawiane jest za wzór. Takie momenty pewnie wzmocnią zespół także na boisku.

Piotr POLCZAK: Słowa uznania należą się wszystkim chłopakom, jak również prezesowi. Wszystko zostało dograne bardzo profesjonalnie. W takich sytuacjach trzeba patrzeć na dobro całego klubu, wszystkich pracowników, nie tylko piłkarzy.

Czytaj też: Jeszcze będzie dobrze

Jesteśmy jedną rodziną i musimy robić tak, aby nikt w rodzinie nie ucierpiał. Nie było targów, nikt nie grał pod siebie. Tak jak na boisku potrzebna była gra zespołowa, tak i stało się w tym przypadku.

Ma pan ważny kontrakt z Zagłębiem do czerwca 2021 roku. Będzie miał pan wówczas 35 lat. Co wtedy?

Piotr POLCZAK: – Nie wybiegam aż daleko w przyszłość. Na razie chciałbym, aby omijały mnie kontuzje, tak abym mógł wypełnić kontrakt, rozegrać jeszcze trochę dobrych spotkań dla Zagłębia, powalczyć z klubem o jak najlepszy wynik w tym i przyszłym sezonie. Co będzie dalej, zobaczymy. Nie lubię gdybać. Czas pokaże jak to się wszystko potoczy.

Fot. Krzysztof Porębski