Piraci, reggae i Dwight Yorke. Keon Daniel i jego „don’t worry”

Współpraca: Maciej Grygierczyk

Rzuca się w oczy nie tylko na boisku. Wysoki, silny fizycznie, z bujnymi dredami. Gdy umawiamy się na rozmowę, nie ma mowy o restauracji czy kawiarni. Proponuje spotkanie w parku naprzeciwko stadionu. Jak na chłopaka z Karaibów przystało, trzeba przecież korzystać z dobrodziejstw natury. Kim jest Keon Daniel, środkowy pomocnik rodem z Trynidadu i Tobago, który staje się jednym z ulubieńców kibiców GKS-u Tychy?

Nie zabiją cię, ale…

Tobago to mniejsza z dwóch wysp tworzących to malutkie państwo u wybrzeży Ameryki Południowej. Ma 40 kilometrów długości i 10 km szerokości. Zachowuje swój samorząd, ale jak tłumaczy nam Keon jest zaniedbane przez metropolię, w tym wypadku Trynidad.

Lambeau – to tam 31 lat temu urodził się piłkarz GKS Tychy, to stamtąd pochodzi cała jego rodzina. Niewielka wioska w Tobago, nad Oceanem Atlantyckim, około tysiąca mieszkańców. – To za małe miejsce na hotele i bardzo rozwiniętą turystykę. Ale są domy gościnne. My też czasami wynajmujemy. Mieszkamy półtorej minuty od oceanu. Mamy piękne plaże, życie toczy się tu wolniej niż w Trynidadzie – tłumaczy nam Keon. Jego bliscy pracują akurat na urzędowych posadach. – Ale wiele osób zarabia na życie jako rybacy. To u nas powszechne i chyba nawet bardziej dochodowe – tłumaczy. Gdyby nie grał w piłkę, mógłby pójść w ślady swoich dwóch starszych sióstr i dwóch braci, albo – kuzyna. On akurat jest rybakiem.

– Ja sam kocham ryby i bardzo lubię też je łowić. To ekscytujące. Nie wypływam jednak w głąb na kilka godzin. Szanuję swoją pracę i dlatego jako piłkarz muszę minimalizować ryzyko. Ocean to niebezpieczne miejsce. Są burze, huragany, ale to jeszcze nie problem. To bardzo duży obszar i nigdy nie wiesz, co zdarzy się, gdy wypłyniesz 10-15 mil od lądu. Leżymy blisko Ameryki Południowej, dlatego możesz spotkać piratów. Głównie z Wenezueli. Podpływają do ciebie z uśmiechem na ustach i kałasznikowami. Nie zabiją cię, tylko zabiorą ci łódź i każą skoczyć do wody. Potem musisz wracać te 10-15 mil do domu. Jeśli nie umiałbyś pływać, to po prostu koniec. Mój kuzyn miał już takie przygody. Dlatego bardzo szanuję rybaków. To bardzo niebezpieczna praca – opowiada Keon.

Wątek ryb przewija się też podczas naszej rozmowy w innym kontekście.

Keon jest wegetarianinem. – Wyniosłem to z domu. U nas jest wiele gatunków ryb – przyznaje. Dlatego gdy pytamy go o rzeczy, których w Polsce nie lubi, wskazuje właśnie na niewielki wybór swojego ulubionego przysmaku. I uśmiecha się, że znacznie lepiej pod tym względem było tylko w Świnoujściu, gdzie występował swego czasu na zasadzie wypożyczenia z Miedzi Legnica do Floty.

– Nie lubię jeść mięsa – tłumaczy swój punkt widzenia. – Może zabrzmi to trochę śmiesznie, ale w niektórych miejsca – nie wiem, jak jest w Polsce – świnie, kurczaki czy krowy dorastają naturalnie, a w niektórych faszeruje się je, by rosły szybciej. Kiedy myślę o tym, z tyłu głowy mam własne zdrowie i to, jak te chemikalia mogą wpłynąć na mój organizm. Oczywiście, nie mówię, że wszyscy tak postępują. Jeśli mięso jest w pełni naturalne, to nie ma ryzyka złapania jakiejś głupiej choroby spowodowanej przez ten nienaturalny chów. Ale jeśli ktoś je, to nie mam z tym problemu. Nie będę nikomu obrzydzał. Ja trzymam się z daleka i chyba wychodzi mi to na dobre, skoro dobrze się czuję.

Pokazać córkom śnieg

Piraci i mięso – to dwie z niewielu kwestii, przy których Keon staje się poważniejszy, wręcz analityczny. Bo tak generalnie, to emanuje z niego luz i optymizm. Przekonuje na przykład, że w Polsce bardzo podoba mu się… pogoda. – No jasne! Pochodzę z gorącej wyspy, ale jest OK. Gdy jest zimno, to trudno. Przecież od tego nie umrę! Mam dwie córki. Młodsza ma 4 lata, starsza – 8. Urodziny mają w odstępie 5 dni, 1 i 6 sierpnia. Chciałbym kiedyś je tu ściągnąć, żeby zobaczyły śnieg. Na co dzień są w Trynidadzie z mamą. To dla mnie niełatwa sytuacja, ale wszystko w życiu ma swój powód – mówi nam chłopak z Karaibów, który nie zwykł narzekać. – „Don’t worry” – powtarza, dodając, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny, a trudne sytuacje trzeba traktować jak wyzwania. – W danej sytuacji nie szukaj negatywów, a wyciągaj pozytywy. Moja mama powtarzała mi to bardzo często. Zmarła, gdy miałem 16 lat. Byliśmy ze sobą bardzo zżyci, jestem bowiem najmłodszy z całego rodzeństwa. To był dla mnie ciężki czas. Być może niektórzy na moim miejscu załamaliby się i nawet przestali grać w piłkę. Mama wpoiła mi jednak, że trzeba iść do przodu z przekonaniem, że życie jest dobre i dlatego trzeba być silnym, dobrym człowiekiem. Dzięki niej wyrosłem na mężczyznę – podkreśla.

Opowiada nam, że w samym Tobago można spotkać wyznawców wielu religii. – Tyle że dla mnie one coraz bardziej dzielą, zamiast łączyć ludzi – twierdzi i dodaje, że chce po prostu dobrze żyć. Wspomina o nurcie Rastafari. Nosi zresztą obfite dredy, bardzo lubi Boba Marleya. – W mieszkaniu często słucham muzyki i śpiewam. Chcę nauczyć się grać na gitarze na tyle dobrze, by nie musieć patrzeć, co robią palce na gryfie – uśmiecha się. Słucha nie tylko muzyki, ale też audiobooków. Woli to niż czytanie. W telewizji zaś znacznie bardziej od meczów piłki nożnej woli oglądać… krykiet. – To w Trynidadzie i Tobago jeden z naszych sportów narodowych – wskazuje.

Dwighta ma w sercu

Canaan to miejscowość położona kilka kilometrów od rodzinnych włości Keona Daniela. To tam wychował się jeden z najsłynniejszych piłkarzy w historii futbolu na Karaibach, czyli Dwight Yorke, były super snajper Manchesteru United. – Znamy się bardzo dobrze. Przez kilka lat graliśmy razem w reprezentacji. Nauczyłem się od Dwighta wiele. Dorastaliśmy w podobnej okolicy, zaczynaliśmy w tej samej akademii – St. Clair Coaching School, prowadzonej przez Bertille’a St. Claira, którego uważam za najlepszego szkoleniowca na Karaibach. Świetny człowiek! A Dwight… Jest dużo starszy, ale chyba mogę mówić o nim jako o swoim przyjacielu czy mentorze. Bardzo mi pomógł. Gdy trener St. Clair prowadził kadrę, dostałem pierwsze powołanie. Trenowałem ze znacznie starszymi zawodnikami, wtedy po raz pierwszy spotkałem Dwighta. To był dla mnie zaszczyt. Wziął mnie pod swoje skrzydła, otwarł mi oczy na wiele kwestii. Dzięki niemu stałem się lepszym zawodnikiem – opowiada Keon.

Gdy pytamy go, jak ważną postacią w Trynidadzie i Tobago jest Yorke, tylko wzdycha: – Oj, chłopaki… Mógłby być prezydentem, mógłby być premierem. Jest bardzo szanowany, to ambasador naszego państwa. Każdy go zna. To jedna z największych postaci, gwiazd. Najsłynniejszy piłkarz. Każdy wie przecież, gdzie grał i co osiągnął. Na co dzień nie mieszka w Tobago. Żyje w Anglii. W moim sercu jest dla Dwighta specjalne miejsce. Wychowaliśmy się u tego samego trenera, na tych samych zasadach, które – jeśli je zaakceptujesz – pomogą ci. Nie tylko jako piłkarzowi, ale przede wszystkim jako człowiekowi – mówi „Kiki”.

By uświadomić sobie, jak liczącą się personą jest komplementowany przez niego trener Bertille St. Clair, napiszmy, że to znajomy samego sir Alexa Fergusona. Dzięki temu, w 2005 roku Keon poleciał na testy do Manchesteru United. – Spędziłem tam dwa tygodnie. Mijałem wielkich zawodników, jak Ruud van Nisterlooy, Paul Scholes, Roy Keane, Wayne Rooney, Rio Ferdinand czy Cristiano Ronaldo. Trenowałem jednak nie z nimi, a młodymi zawodnikami. To było dla mnie wielkie doświadczenie. Gdy masz 18 lat i spotyka cię coś takiego, to zmienia na zawsze piłkarskie życie – przekonuje nasz rozmówca, jak zawsze dodając, że nie traktował tam braku podpisania kontraktu jako porażki, szukając pozytywów.

Nowak – świetny gość

O ile w Manchesterze trenował z zespołem młodzieżowym, o tyle trzy lata później, gdy wrócił na Wyspy Brytyjskie, było już zupełnie inaczej. – Graliśmy w Trynidadzie mecz towarzyski z Anglią. Na nim wypatrzył mnie West Ham i zaprosił na dwa tygodnie. Było świetnie. Trafiłem do szatni z zawodnikami, których do dziś mogę oglądać w telewizji. O, jak choćby Mark Noble. Przekonałem się wtedy, jak daleko mi do tych topowych piłkarzy. To pomogło mi w tym, by stawać się lepszym – zaznacza.

W Anglii zostać na dłużej się więc nie udało. Jako że w Tobago nie ma profesjonalnej drużyny piłkarskiej, Keon Daniel występował w Trynidadzie, skąd w wieku 23 lat ruszył do… Portoryko; Puerto Rico Islanders grali wtedy na zapleczu amerykańskiej MLS. – Gdy dostałem taką propozycję, by pójść tam na pół roku, to nie zastanawiałem się długo. Musiałem otworzyć się na świat. Rozegrałem tylko 14 meczów, ale pokazałem się na tyle z dobrej strony, że mój agent szybko dał mi znać: „Jest szansa trafić do MLS”! – opowiada.

W Philadelphii Union występował przez trzy sezony. Tam też doszło do jego pierwszych związków z Polską. Jego trenerem był Piotr Nowak. – Świetny człowiek, świetny trener! Mam do Piotra wielki szacunek. Sporo rozmawialiśmy, dzięki niemu stałem się silniejszy. Zdawałem sobie sprawę, że w przeszłości był bardzo dobrym piłkarzem, podobnie zresztą jak Ryszard Tarasiewicz, od którego też można się wiele nauczyć. Akurat do trenera Nowaka nie mam numeru telefonu, ale gdy jest okazja, zawsze proszę o pozdrowienie go – uśmiecha się „Kiki”, który w MLS miał styczność z wieloma świetnymi zawodnikami.

– Gdybym miał wymienić najlepszych piłkarzy, z jakimi grałem, to trochę by to trwało… Mój rodak Russel Latapy grał w Portugalii czy Szkocji. Dwight Yorke jest u nas największą gwiazdą, ale to Latapy miał największy talent. Cieszę się, że spotkałem na swojej drodze obu. W naszym kraju to wręcz celebryci, zrobili wiele dobrego. W MLS grałem z Farydem Mondragonem, bramkarzem z Kolumbii, który spędził sporo czasu w Bundeslidze. W Philadelphii zetknąłem się też z Klebersonem, który grał w Manchesterze United, czy Freddym Adu, niegdyś topowym młodym zawodnikiem świata – wylicza Daniel.

Trzynasty w historii!

Po rozstaniu z Filadelfią trafił do Legnicy. – Mój agent, Brazylijczyk, po wygaśnięciu kontraktu w MLS zaproponował mi, bym spróbował czegoś nowego. Miałem 26 lat, żyłem już w Stanach długo, a jestem takim typem, który nie chce się ograniczać; zwłaszcza że USA to przecież moja strona świata. Chciałem przylecieć do Europy, doświadczyć czegoś innego, poznać inną kulturę, inny futbol. Nie wiem, jak to dokładnie z moimi przenosinami do Miedzi było. Pewnie poszło CV do kilku klubów, może też Piotr Nowak coś komuś podpowiedział… Nigdy nie wiesz, kto, z kim i o czym rozmawia. W Miedzi byli pod wrażeniem tego, ile mam występów w MLS, dlatego dali mi szansę. Kiedy myślę o czasie spędzonym w tym klubie, to tylko dobrze. Być może w Stanach było na boisku więcej „tiki-taki”, w Polsce jest więcej fizyczności, ale nie mam z tym problemów. Moje futbolowe IQ jest dzięki temu coraz wyższe, a wychowanie u trenera St. Claira sprawiło, że jest mi łatwiej zaadoptować się – podkreśla „Kiki”.

Wspominając Bertille St.Clair’ea prosi o jedno. – Przed jego nazwiskiem piszcie Mister – zaznacza z szacunku dla swojego nauczyciela.

Pomocnik GKS-u Tychy też zapisał się w annałach swojego kraju. W narodowych barwach rozegrał 59 meczów i strzelił 14 goli, co czyni go 13. najskuteczniejszym piłkarzem w historii reprezentacji.

– Byłem jednym z najmłodszych zawodników, jacy zagrali w reprezentacji. Dwight Yorke to jedno, ale mieliśmy też sporo chłopaków z angielskiej Championship: Jason Scotland, Kenwyne Jones, Dennis Lawrence… Mile wspominam naszego kolumbijskiego selekcjonera Francisco Maturanę. Każdy z trenerów, z jakim pracowałem, miał na mnie wpływ, ale Maturana to jedna z ważniejszych postaci. St. Clair zawsze będzie dla mnie najważniejszy, ale Maturana dał mi taką wolność. Powtarzał, że błędy będą się zdarzać, ale nie ma się co nimi przejmować. Byłem wtedy praktycznie dzieciakiem, grałem w naszej lokalnej lidze, dlatego takie słowa były dla mnie ważne – nie kryje Keon.

Kadrowy brak szacunku

Pewnie jego reprezentacyjne liczby byłyby znacznie bardziej okazałe, gdyby przygoda z kadrą nie zakończyła się w 2013 roku.

– Nie chcę mówić o reprezentacji źle, bo spędziłem w niej fantastyczny czas, ale mamy problemy związane z pieniędzmi. Jako zawodnicy byliśmy okłamywani. Kiedy miałem 20 lat i zaczynałem grać w kadrze, nie mieliśmy finansowych problemów, bo wtedy grali w niej świetni zawodnicy. Gdy pokończyli kariery, wróciliśmy na taką wariacką ścieżkę. W ciągu roku na zgrupowania lecisz pewnie około dziesięciu razy; nie licząc dużych turniejów. Jeśli więc lecisz, to musisz mieć pewność, że będzie profesjonalnie, że będą jakieś zasady. I jeśli ktoś powie ci, że dostaniesz na zgrupowaniu 1000 dolarów, to rzeczywiście wrócisz z nim do domu. Nie ma co ukrywać – to pieniądze motywują ludzi, motywują sportowców. Dlaczego mam podróżować ze swojego klubu, wydawać własną kasę na jedzenie czy picie – bo nic nie jest zapewnione – potem wracać do domu i czekać, aż zadzwonią z federacji, mówiąc: „Dogadamy się, zapłacimy”? To totalny brak szacunku. Wierzę, że w przyszłości się to zmieni. Nie mówię, że każdy ma dostawać po 3000 dolarów za mecz. Niech będzie 500, ale rzeczywiście, a nie tylko w słownych obietnicach. Nie jesteśmy dziećmi, a mężczyznami i tak nas traktujcie. Powiedziałem to wprost działaczom federacji, mówiąc, że to, co dzieje się w kadrze, jest nie w porządku. Wielu zawodników tak myśli, ale ja nie jestem typem, który będzie siedział cicho przy ścianie. Odezwałem się jako pierwszy i dodałem, że jeśli się to nie podoba, jeśli nie zostanę już powołany, to zrozumiem. Jak długo jednak taki stan może trwać? Kiedyś gra w reprezentacji była przyjemnością. Teraz kilku zawodników też powiedziało, że nie będzie przyjeżdżać na zgrupowania, skoro zna sytuację. Dlatego powoływani są młodzi zawodnicy, którzy się nie skarżą. Ale oni też za niedługo będą starsi, będą grali w klubach daleko od domu. Czemu nie chcą zmienić tej sytuacji? Mówię to głośno z myślą o następnych pokoleniach, bo chciałbym, byśmy zagrali jeszcze kiedyś na mundialu – ożywia się nasz rozmówca, czemu trudno się dziwić, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Trynidad i Tobago nie jest biednym państwem.

Wróci do Tobago

Keon podkreśla, że czuje się świetnie, niczym młodzieniec, dlatego ma zamiar grać w piłkę tak długo, jak tylko pozwoli mu na to organizm. A potem? Chce wrócić do Tobago i zostać przy futbolu. Przyznaje, że nie widzi siebie jednak w roli trenera; raczej agenta czy kogoś – zachowując proporcje – jak Dwight Yorke, który jest w stanie dzięki swoim kontaktom pomóc wielu młodym zawodnikom. „Kiki” marzy, by na jego wyspie powstał profesjonalny klub, mogący rywalizować z zespołami z Trynidadu. To byłoby niczym koło zamachowe. – Gdybym miał lepsze warunki do rozwoju, mógłbym być dziś wielką gwiazdą – przekonuje nas. Ale i tak ma satysfakcję ze swojej kariery. Mentalność „chłopaka z Karaibów” nie pozwala przecież narzekać!

 

KEON DANIEL

urodzony: 16.01.1987 w Lambeau

wzrost/waga: 185/77

pozycja na boisku: pomocnik

kluby: United Petrotrin FC (Trynidad, 2006-08), Caledonia AIA FC (Trynidad, 2009), Puerto Rico Islanders (Portoryko, 2010), Philadelphia Union (USA, 2011-13), Miedź Legnica (2014), Flota Świnoujście (2015), Miedź (2015-17), GKS Tychy (2018 – ?).

w reprezentacji Trynidadu i Tobago: 59 meczów/14 goli (2008-13)

w MLS: 64/2

w I lidze: 72/2