PlusLiga. Chwilowa zadyszka

GKS Katowice z pierwszym zwycięstwem w sezonie. Ekipie z Warszawy oddał tylko seta.


Na inaugurację rozgrywek katowiczanie nie zdołali wprawdzie urwać Jastrzębskiemu Węglowi choćby seta, ale za swoją postawę zebrali wiele pochlebnych ocen. Dobrą dyspozycję potwierdzili wczoraj w starciu z Projektem. Mieli jednak ułatwione zadanie, bo zespół ze stolicy do spotkania przystąpił mocno osłabiony. Brakowało dwóch ważnych ogniw w przyjęciu, Kevina Tillie oraz Artura Szalpuka. Obaj walczą z urazami.

Gospodarze wyszli na parkiet bardzo skoncentrowani i od początku dyktowali warunki gry. Popisową partię rozgrywał Jakub Jarosz. Doświadczony atakujący grał jak za najlepszych lat. Był bardzo pewny, atakował mocno i precyzyjnie, niestraszny był mu nawet potrójny blok. Swojego lidera mocno wspierali Jakub Szymański oraz Gonzalo Quiroga. Roberto Santilli, trener Projektu, podczas przerw próbował zmobilizować swoich podopiecznych do lepszej gry, ale niewiele mógł wskórać. Rozpędzonych katowiczan goście nie byli w stanie zatrzymać.

Łatwo przegrany set nie załamał jednak warszawian i w kolejnym podjęli walkę. W ich szeregach wreszcie na miarę oczekiwań grał Linus Weber. Niemiecki atakujący zaimponował zwłaszcza w polu serwisowym, popisując się kilkoma potężnymi, punktowymi zagrywkami. Dzięki nim Projekt „odskoczył” (16:11), ale miejscowi walczyli i zdołali się zbliżyć. Gdy wydawało się, że katowiczanie złapali rytm i pójdą za ciosem, pognębił ich były zawodnik GieKSy, Jan Firlej. Jak wcześniej Weber zapisał na swoim koncie asy serwisowe. Do tego jego kolegom udało się „złapać” blokiem katowiczan i po dwóch setach był remis.

Ci, co spodziewali się, że od tego momentu mecz będzie wyrównany, a gra toczyć się będzie punkt za punkt, srodze się zawiedli. Przegrana partia mocno bowiem podrażniła gospodarzy. Trzecią od trzech punktowych zagrywek zaczął Jarosz i jego koledzy poszli za ciosem. Grali tak jak w pierwszym secie: szybko, dokładnie i skutecznie. Wykorzystywali przy tym każdy błąd rywali, a tych było coraz więcej. Warszawianie źle przyjmowali zagrywki, przez co Firlej musiał sporo biegać, by wystawić piłkę. Mylili się też w ataku i do tego szwankowała w ich szeregach komunikacja. Zmiany dokonywane przez Santilliego też nie pomagały, bo rezerwowi spisywali się równie źle. Jedynie w czwartym secie, gdy zajrzało im w oczy widmo porażki, próbowali jeszcze walczyć. Zdołali nawet odrobić kilka punktów straty, doprowadzili do remisu, ale po chwili katowiczanie opanowali sytuację i znów odskoczyli na bezpieczny dystans (16:12), pozbawiając ich złudzeń.


GKS Katowice – Projekt Warszawa 3:1 (25:22, 20:25, 25:16, 25:19)

KATOWICE: Seganow (1), Quiroga (12), Kania (5), Jarosz (25), Szymański (15), Hain (5), Mariański (libero) oraz Mielczarek (1), Domagała (1), Rousseaux (2). Trener Grzegorz SŁABY.

WARSZAWA: Firlej (1), Baranek (7), P. Nowakowski (4), Weber (16), Grobelny (11), Wrona (8), Wojtaszek (libero) oraz Kowalczyk, Semeniuk (3), Janikowski (5), Jaglarski, Pawlun. Trener Roberto SANTILLI.

Sędziowali: Jarosław Makowski i Maciej Maciejewski (obaj Szczecin). Widzów 205.

Przebieg meczu

  • I: 10:7, 15:14, 20:18, 25:22.
  • II: 10:9, 11:15, 17:20, 20:25.
  • III: 10:4, 15:10, 20:13, 25:16.
  • IV: 10:9, 15:12, 20:16, 25:19.

Bohater – Jakub JAROSZ.


Fot. Marcin Bulanda/PressFocus