PlusLiga. Kto wyjdzie z dołka?

 

Aluron Virtu CMC ostatni raz wystąpił we własnej hali 4 grudnia. Przegrał wówczas z Treflem Gdańsk. Dziś (14.45) o punkty znów nie będzie łatwo, bo podejmuje dzisiaj Grupę Azoty ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle.

To będzie starcie drużyn, których ambicje są ogromne, ale ostatnio prezentują przeciętną dyspozycję. Zawiercianie z siedmiu ostatnich meczów wygrali tylko jeden, 17 stycznia na wyjeździe z Indykpolem AZS Olsztyn.

W ostatniej kolejce przegrali z MKS-em Będzin, w tym meczu dwa z trzech setów kończyły się grą na przewagi. – Szkoda tych końcówek, przegraliśmy je i napędziliśmy drużynę z Będzina. Zabrakło nam jednego punktu, przełamania, kiedy mieliśmy piłki w górze, o niepowodzeniu zadecydowały detale – komentował to spotkanie [Marcin Kania], środkowy „Jurajskich rycerzy”.

Bez faworyta

Mark Lebedew, szkoleniowiec Aluronu Virtu CMC, ma spory problem, bo zespół potencjał ma spory, ale przez ostatnie porażki będzie musiał do końca toczyć bój o awans do play offu. – Tak się dzieje, bo sezon jest długi i trudny – podkreślił Australijczyk.

Gdyby dzisiejsze spotkanie rozgrywane było kilka tygodni wcześniej ZAKSA byłaby murowanym faworytem. Forma „Jurajskich rycerzy”, mimo porażki z MKS-em, idzie jednak do góry, natomiast mistrzowie Polski wpadli w dołek. Przegrali w lidze dwa mecze z rzędu, co nie przytrafiło im się od lat. Ich trener Nikola Grbić, zachowuje jednak spokój.

– Oczywiście przegrana nigdy nie cieszy, jednak wiemy, że mamy do poprawy wiele rzeczy, które zależą od nas. To nie tak, że rywale sprawili nam kłopoty. Gramy co trzy dni, podróżujemy, trudno odpocząć i oczyścić umysł, ale z drugiej strony to też coś dobrego, bo nie mamy zbyt wiele czasu na rozpamiętywanie niepowodzeń, tylko musimy się od razu skupić na kolejnym przeciwniku – mówił po porażce z Jastrzębskim Węglem.

Patrzeć na siebie

Bardzo ważny bój z Indykpolem AZS Olsztyn czeka GKS Katowice (sob. godz. 20.30). Oba zespoły walczą o awans do czołowej ósemki. GKS jest siódmy (20 pkt), Indykpol AZS ósmy (19 pkt), ale ma o jeden mecz mniej rozegrany. Olsztynianie do Katowic przyjadą bez atakującego, bo Jan Hadrava i Remigiusz Kapica są kontuzjowani, ale za to z nowym trenerem.

Po serii niepowodzeń dymisję złożył Paolo Montagniani. Zastąpił go jego asystent Marcin Mierzejewski. – Nie ma co się nastawiać na konkretny wynik i patrzeć na problemy rywali. Jeżeli chcemy myśleć o kolejnych punktach, trzeba się skupić na sobie – powiedział [Rafał Szymura], przyjmujący GieKSy.

Ludzie podróżujący

Oldze Tokarczuk, której fascynacja człowiekiem podróżującym zawarta jest w najważniejszych jej dziełach, jastrzębianie by się z pewnością spodobali. Niemal cały czas są bowiem w drodze. W środę w nocy wrócili z Kędzierzyna-Koźla, gdzie po raz pierwszy od pięciu lat pokonał ZAKSĘ, a już dzisiaj udadzą się do Warszawy, na mecz z liderem PlusLigi VERVĄ.

Trzeba przyznać, że zespół Slobodana Kovaca się nie oszczędza. Najpierw, w pierwszym w tym roku meczu, o Final Four Pucharu Polski przegrał 2:3 z Treflem Gdańsk, następnie, w Kazaniu, pokonał 3:2 potężny Zenit, by w takim samy stosunku rozprawić się z ZAKSĄ.

W tydzień jastrzębianie rozegrali więc 15 setów. Zdobyli w nich 321 punktów, stracili 312. Mecz w Kazaniu pokazał, że kiedy trener Kovac spogląda w kwadrat rezerwowych, to nie musi odwracać wzroku. Znalazł w nim Jakuba Buckiego, który zastąpił Dawida Konarskiego.

otem „Konar” wyszedł na mecz z ZAKSĄ w pierwszej szóstce i był jednym z ojców opatrznościowych jakże ważnego zwycięstwa. Zdobył 24 punkty i atakował z ponad 45-procentową skutecznością, poczęstował rywala trzema asami serwisowymi i zaliczył dwa punktowe bloki. Tak dobrych osiągów by nie miał, gdyby nie rozgrywający Lukas Kampa.

– Osobiście nie pięć, ale siedem lat nie wygrałem z ZAKSĄ. Nigdy z tym zespołem nie wygrałem – mówił po środowym meczu Niemiec. – Cieszy nas nasza dobra postawa. To dobry prognostyk przed kolejnymi meczami – dodał Kampa.

Wygrana z ZAKSĄ była przełamaniem kompleksu, który trawił Jastrzębski Węgiel od 1839 dni. Ale z drużyną z Warszawy, „pomarańczowi” też mają rachunki do wyrównania. Przypomnijmy, że to właśnie ona zamknęła im drogę do ubiegłorocznego finału PlusLigi. Łatwo wygrała też w pierwszym meczu w Jastrzębiu.

(jk, mic)

 

Na zdjęciu: Łukasz Wiśniewski (w ataku) i jego koledzy z ZAKSY, podobnie jak zawiercianie nie mają ostatnio powodów do zadowolenia.