PlusLiga. Potrzymać formę

Jastrzębski Węgiel po wielkiej wiktorii nad Cucine Lube Civitnova wraca na krajowe parkiety. Ważne mecze przed GKS Katowice i Aluronem CMC Wartą Zawiercie.


Mistrz Polski z Jastrzębia-Zdroju w ostatniej kolejce Ligi Mistrzów rozbił i to na wyjeździe włoskiego potentata, Cucine Lube Civitanova. Wynik i gra jaką zaprezentowali wywołał ogromne wrażenie. Andrea Gardini szkoleniowiec śląskiej drużyny studzi jednak emocje. – Po pierwsze bardzo się cieszymy z wyniku. Mecz z Cucine Lube był świetnym widowiskiem, a my zagraliśmy wspaniałe zawody. Rywale może nie zaprezentowali swojego najlepszego poziomu, ale wynik jest dla nas doskonały. Trzeba jednak wyraźnie podkreślić, jaka jest teraz sytuacja.

Porównałbym to zwycięstwo do wygranej w jednym spotkaniu w serii w fazie play off. Sprawa awansu nadal jest otwarta. Cucine Lube to jeden z najsilniejszych zespołów na świecie, mający w składzie wielu niesamowitych czempionów, topowych graczy. Dysponują mocą fizyczną i techniczną do tego, by wygrywać wszystko, zawsze i wszędzie. Jeszcze nic nie jest rozstrzygnięte. Zrobiliśmy jeden krok, ale granym do dwóch wygranych. Nadal mamy do rozegrania jeden ważny mecz – stwierdził Włoch.

Potu nie zabraknie

Zanim jednak dojdzie do rewanżu z ekipą z Półwyspu Apenińskiego, jastrzębian czeka starcie z Indykpolem AZS Olsztyn (dzisiaj godz. 14.45). – Jak to zwykle bywa w polskiej lidze trzeba będzie się mocno napocić, żeby sięgnąć po punkty. Każdy zespół w PlusLidze jest dobrze zorganizowany, gra poukładaną siatkówkę, a tym bardziej drużyna z Olsztyna, która ma świetny zespół. Prezentuje nowoczesną siatkówkę i gra się przeciwko nim naprawdę trudno – podkreślił Gardini.

Olsztynianie po ostatniej wpadce w Nysie, muszą walczyć o punkty. A o nie będzie piekielnie trudno, bo czekają ich starcia z krajową czołówką. Tymczasem coraz lepiej radzi sobie Trefl Gdańsk. I choć AZS jest obecnie na szóstej pozycji i ma 10 punktów przewagi nad ekipą z Trójmiasta, wcale nie może być pewny udziału w play offie.

Może się uda?

Do Katowic przyjeżdża Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle (mecz dzisiaj godz. 17.30). GieKSa lidera się jednak nie obawia. W poprzednich kolejkach pokazała bowiem, że jest w stanie walczyć z każdym. Przed tygodniem choćby „urwała” punkt Jastrzębskiemu Węglu na jego terenie.

– Ta runda pokazuje, że zdobywamy punkty niemal z każdym. Możemy zagrać z nadzieją także z ZAKSĄ, kolejnym doskonałym zespołem, który prezentuje bardzo dobrą siatkówkę, prawdopodobnie najlepszą w Polsce. Na pewno nie będzie łatwo, ale nie możemy zakładać, że nam się nie uda – powiedział atakujący ekipy z Katowic [Jakub Jarosz]. – Potrafimy walczyć również na wyjeździe, gdzie naturalnie gra się trudniej. U siebie też nie złożymy broni i będziemy walczyć do ostatniej piłki – dodał Marcin Kania, środkowy GieKSy.

Bez słabych punktów

Dotychczasowa historia spotkań GKS z ZAKSĄ jest korzystna dla zespołu z Opolszczyzny. Kędzierzynianie wygrali aż dziesięć z jedenastu meczów. W pierwszym starciu w bieżących rozgrywkach w Kędzierzynie-Koźlu gospodarze nie stracili nawet seta. I dzisiaj też są faworytami. Od początku sezonu prezentują wysoką, wyrównaną dyspozycję. Ich bilans jest imponujący 18 wygranych i 1 porażka. I to mimo straty przed sezonem kluczowych zawodników, jak Benjamin Toniutti, Jakub Kochanowski i Paweł Zatorski.

Braki z powodzeniem udało się uzupełnić. ZAKSA praktycznie nie ma słabych punktów. Na rozegraniu jeden z najlepszych sezonów w karierze rozgrywa Marcin Janusz, w przyjęciu i ataku brylują Kamil Semeniuk, Aleksander Śliwka i Łukasz Kaczmarek, na środku siatki „ścianę nie do przejścia” stanowi Norbert Huber, a za defensywę odpowiada Eric Shoji.

Powrót do „twierdzy”

Po blisko miesięcznej przerwie „Jurajscy rycerze” zagrają w swojej twierdzy. – Podejmują Projekt Warszawa (niedz. 14.45). To kluczowy mecz w walce o czwarte miejsce po sezonie zasadniczym. Ewentualna wygrana pozwoliłaby zawiercianom bowiem odskoczyć rywalom na 7 punktów. A mocno jeszcze ich naciskają Indykpol AZS Olsztyn i przede wszystkim Asseco Resovia.

Drużyna Andrei Anastasiego miała dość pechowy początek roku. W styczniu, z powodu zakażenia koronawirusem, konieczne było przełożenie kilku spotkań. Po powrocie do gry zanotowała serię pięciu porażek. Dopiero w marcowym, zaległym spotkaniu z Cuprum Lubin dopisała na konto komplet punktów. W ostatniej kolejce wygrała natomiast ze Ślepskiem Malow Suwałki 3:1. Aluron CMC Warta z kolei przegrał dwa ostatnie mecze z Jastrzębskim Węglem i Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. – Projekt jest silnym zespołem, a teraz z powrotem jest w komplecie. Bartosz Kwolek oraz Piotr Nowakowski wrócili do gry i to sprawia, że jest jeszcze silniejszy. Musimy mieć respekt do jej jakości – ocenił Igor Kolaković, trener Aluronu CMC Warty.

Wśród „Jurajskich rycerzy” w stołecznej drużynie grał – sezon 2019/20 – Patryk Niemiec. Warszawską przeszłość ma także Dominik Depowski, ale ten występował w Warszawie w 2014/15, czyli dość dawno. – Mieliśmy dłuższą przerwę, mogliśmy potrenować. Nasze problemy zostały zażegnane, Jesteśmy jednak na takim etapie sezonu, że ciągle trenujemy z jakimiś bólami. To jest nieuniknione – powiedział Niemiec.


Na zdjęciu: Tomasz Fornal to mocny punkt jastrzębian.

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus