PlusLiga. Siła spokoju…

Mocno zdeprymowani gospodarze byli zaledwie tłem dla faworyta tegorocznego faworyta rozgrywek z Kędzierzyna-Koźla.


Po 15. latach znów rozegrano siatkarskie derby Opolszczyzny, ale były one jednostronnym widowiskiem. Stal Nysa, beniaminek PlusLigi, była mocno zdeprymowana i niewiele zwojowała w meczu ze swoim bardziej utytułowanym sąsiadem z Kędzierzyna-Koźla. Tylko poczatek był obiecujący, ale potem wszystko gospodarzom się rozsypało jak domek z kart.

Stal Nysa, jak na beniaminka, zmontowała niezły i doświadczony skład, bo przecież Zbigniew Bartman, Michał Ruciak czy Bartłomiej Lemański mają w swoim CV wiele występów ligowych. A ten pierwszy nawet obycie w ligach zagranicznych i stąd też byliśmy ciekawi jak się zaprezentują w potyczce z sąsiadami zza między. Jego występ, jak się później okazało, był przecuętny. A ponadto zespół zyskał rozgrywającego Marcina Komendy, który już dzielnie sobie poczyna w reprezentacji.

Trudno marzyć o wygraniu seta gdy w polu zagrywki we własnej hali psuje się tyle serwisu. W I secie gospodarze posłali 7. razy piłkę w aut, nie zdobywając żadnego punktu. W tym elemencie goście byli znacznie dokładniejsi i skuteczniejsi. Zepsuli 3. serwisy, ale zdobyli 3. asy, czyli wykonali zadanie nałożone przez trenera. Wyrównana gra toczyła do remisu 15:15. A potem nastąpiła seria punktów dla ZAKSY. Najpierw zepsuta zagrywka Lemańskiego, chwilę potem Bartman atakuje w aut, blokiem popisał Jakub Kochanowski, zaś Aleksander Śliwka asem serwisowym. Prowadzenie 19:15 zapewniło gościom komfort i swobodną grę. Druga część tej odsłony toczyła się już pod ich dyktando.

Końcowe fragmenty tej odsłony wyraźnie wpłynęło paraliżująco na gospodarzy. W II partii ekipa trenera Grbicia szybko osiągnęła wysoką przewagę, zaś gospodarze byli w głębokim kryzysie. Trener Stelmach dokonywał roszad w składzie gospodarzy, ale to nie miały one żadnego wpływu na poprawę gry.

Miejscowi kibice mieli nadzieję, że jednak ich siatkarze zdołają się zmobilizować. Jednak wszelkie złudzenia błyskawicznie pękły jak mydlana bańka. Siatkarze z Kędzierzyna-Koźla szybko osiągnęli przewagę i trener Grbić mógł dokonywać zmian. Mecz kończył zupełnie inny zespół niż zaczynał, ale to przecież przywilej możnych. Goście prowadzili już 20:8 i to była siatkarska egzekucja! Trener Stelmach w czasie przerw pieklił się ile wlezie, ale nic nie wskórał, bo zespoły dzieliła różnica dwóch klas. ZAKSA to siła spokoju pod kierunkiem Benjamina Toniuttiego, który znakomicie kieruje swoimi kolegami. Siatkarze Stali sprawiali wrażenie zupełnie nieprzygotowanych mentalnie do tak trudnej potyczki. I dlatego tak derby skończyły się zaledwie po 84 minutach.


Stal Nysa – Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 0:3 (19:25, 13:25, 16:25)

NYSA: Komenda, Bartman, Lemański, Filip, Łapszyński, M’Bay, Ruciak (libero) – Szczurek, Ben Tara, Dembiec, Schamlewski, Bućko, Długosz.

KĘDZIERZYN-KOŹLE: Tillie, Semeniuk, Kochanowski, Kaczmarek, Śliwka, Smith, Zatorski (libero) – Staszewski, Kluth, Prokopczuk, Rejno, Łukasik, Banach.

Na zdjęciu: ZAKSA świetnie zaprezentowała się grą bloku i ten element miał kolosalne znacznie podczas meczu w Nysie.

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus