Pniówek 74 Pawłowice – Sokół Ostróda. Huśtawka nastrojów

Po dramatycznym boju 3-ligowy Pniówek Pawłowice pożegnał się z Pucharem Polski, ale napsuł sporo krwi Sokołowi Ostróda.


Mimo, że upał był okrutny, w sobotnie popołudnie warto było pofatygować się na stadion Pniówka Pawłowice, by obejrzeć potyczkę tego zespołu z 2-ligowym Sokołem Ostróda w ramach 1/32 Pucharu Polski. Sytuacje na boisku zmieniały się jak w kalejdoskopie, a kibice co chwila mieli skoki ciśnienia.

Lepiej w mecz weszli goście, którzy szybciej grali piłką, przeprowadzali akcje oskrzydlające, lecz żadna z nich nie przyniosła spodziewanych efektów. W 6 minucie strzał Tomasza Gajdy z dystansu bez problemów obronił Bartosz Gocyk, W 9 min. Dawid Wolny uderzył nad poprzeczką. W 19 minucie wydawało się, że nic nie uchroni gospodarzy od utraty gola, gdy Sebastian Rugowski zgrał piłkę głową przed pustą bramkę Pniówka, lecz żaden z jego kolegów nie wepchnął futbolówki do siatki.

Podopieczni trenera Grzegorza Łukasika po raz pierwsi zagrozili bramce strzeżonej przez Błażeja Niezgodę w 25 min, lecz bramkarz Sokoła bez problemów złapał piłkę po strzale Przemysława Szkatuły. W 32 min Wolny rzucił piłkę na wolne pole, wprowadzony na boisko za kontuzjowanego Rugowskiego Piotr Ziółkowski zostawił za plecami obrońców rywali i nie zmarnował sytuacji sam na sam z Gocykiem. W 37 minucie rezerwowy Sokoła wywalczył dla swojej drużyny rzut karny, gdy sfaulował go Oskar Mazurkiewicz. Do ustawionej na 11. metrze piłki podszedł Adam Dobosz, lecz posłał futbolówkę nad poprzeczką.

Zmarnowana „jedenastka” przez gości wlała nadzieję w serca gospodarzy, którzy wreszcie złapali właściwy rytm. Szkatuła strzelił obok bramki (44 min), Mateusz Szatkowski (45+1 min) głową posłał piłkę nad poprzeczką, zaś w 45+2 minucie kapitan Sokoła Karol Żwir zmierzającą do siatki piłkę wybił głową z linii bramkowej.

Po przerwie oglądaliśmy zupełnie inny Pniówek, grający z rozmachem i pomysłowo. W 47 minucie po akcji duetu Wojciech Caniboł – Rafał Adamek Szatkowski nie sięgnął piłki przed pustą bramką, minutę później strzał Szkatuły z rzutu wolnego obronił Niezgoda, ale w 53 minucie był bezradny po akcji duetu Caniboł – Adamek i strzale Kamila Glenca z 5 metrów. Gospodarze nie zamierzali osiadać na laurach i sześć minut później wyszli na prowadzenie. Caniboł uruchomił na prawej flance Adamka, ten pognał jak wicher, przełożył piłkę na lewą nogą ośmieszając Pawła Brzuzego i posłał futbolówkę do siatki.

W 81 minucie „Adams” zapomniał jednak, że futbol to gra zespołowa. Uruchomiony przez Krzysztofa Bodzionego znalazł się sam na sam z Niezgodą, lecz nie trafił w cel. A wystarczyło podać piłkę do pozostawionego bez opieki Caniboła, który powinien w tej sytuacji zdobyć gola z zamkniętymi oczami. Po zakończeniu spotkania „Cani” wtargnął do szatni i nie pozostawił na Adamku suchej nitki. Nie było to słownictwo wzięte z Wersalu, ale rozumiem wściekłość napastnika Pniówka, bo w tym momencie mecz mógł być rozstrzygnięty na korzyść jego drużyny.

Zaprzepaszczona okazja srodze się na gospodarzach zemściła. W 86 minucie po dośrodkowaniu Konrada Andrzejczaka Wolny strzałem głową doprowadził do wyrównania, zaś w doliczonym czasie gry idealnie obsłużył Ziółkowskiego, który minął wybiegającego z bramki Gocyka i strzałem do „pustaka” zapewnił swojej drużynie przepustkę do 1/16 finału Pucharu Polski.

Ciężko po tym meczu sklecić kilka mądrych zdań, bo emocje jeszcze buzują – powiedział trener Pniówka, Grzegorz Łukasik.

– Wydawało się, że mecz już mamy wygrany, ale jak to fajnie powiedział któryś z zawodników Sokoła „wyszliśmy z dupy”. W końcówce strzelili dwa gola i cieszyli się ze zwycięstwa. Powiedziałem chłopakom w szatni, że zagraliśmy dobrze ostatnie 15 minut w pierwszej połowie i pierwsze 30 minut po przerwie, ale 45 minut to jest za mało, by awansować. Gdybyśmy strzelili trzecią bramkę, pewnie zamknęlibyśmy mecz. Po meczu powiedzieliśmy w szatni sobie szczerze i dobitnie, o co w tym wszystkim chodzi. Stało się, jak się stało, porażka bardzo boli, ale ma boleć.

Czy mojej ciśnienie jest w porządku? Fajnie jak podczas meczu są skoki ciśnienia, bo jak piłkarze grają pod presją, to ich buduje – powiedział trener Sokoła, Piotr Jacek.

– Jak jeszcze wygrywają pod presją, to ich dodatkowo buduje. Do przerwy powinno być 3:0, jeżeli nie 4:0 i ten mecz byłby wówczas ułożony. Ale tak się nie stało, bo jeszcze nie jesteśmy na tyle skuteczni i idealni, nie ma jeszcze w nas tyle jakości. Podróż była koszmarnie długa, prawie 10 godzin, nogi były pokurczone i mieliśmy świadomość, że ten mecz będzie ciężki. Podejrzewałem, że będą zwroty akcji, ale do samego końca byłem pewien, że wygramy. Dlaczego nie zagrał dzisiaj Piotrek Okuniewicz? Niestety, nasz najlepszy napastnik ma kontuzję, pojechał „na straszaka”, bo chciał być z drużyną. Cieszę się, że nasz drugi napastnik, który niedawno podpisał kontrakt, czyli Dawid Wolny, zrobił swoją robotę.

Pniówek 74 Pawłowice – Sokół Ostróda 2:3 (0:1)

0:1 – Ziółkowski, 32 min, 1:1 – Glenc, 53 min, 1:2 – R. Adamek, 59 min, 2:2 – Wolny, 86 min (głową), 2:3 – Ziółkowski, 90+1 min.

Sędziował Damian Gawęcki (Kielce). Widzów 120.

PNIÓWEK: Gocyk – Mazurkiewicz, Pańkowski, Płowucha, Szkatuła – R. Adamek (87. Semeniuk), Ciuberek (76. Bodziony), Musioł, Weis (29. Glenc) – Szatkowski, Caniboł. Trener Grzegorz ŁUKASIK.

SOKÓŁ: Niezgoda – Zimmer, Mazurowski, Dobosz, Brzuzy – Kalinowski (55. Andrzejczak), Gajda, Zalewski, Rugowski (27. Ziółkowski), Żwir – Wolny. Trener Piotr JACEK.

Żółte kartki: Caniboł, Mazurkiewicz, Musioł, Pańkowski – Mazurowski, Dobosz, Żwir.


Na zdjęciu: W meczu Pniówka z Sokołem Ostróda nie brakowało emocji i spięć podbramkowych.

Fot. Dorota Dusik