Pniówek 74 Pawłowice. „Ukradzione” punkty

Sędzia meczu Pniówka 74 Pawłowice ze Stalą Brzeg nie uznał gola dla gospodarzy, bo strzelec miał… dziwny wyraz twarzy!


Nie mniej ciekawe rzeczy niż na boisku, działy się po zakończeniu sobotniego meczu Pniówka 74 Pawłowice ze Stalą Brzeg. Gospodarze byli wściekli na rozjemcę, który nie uznał gola strzelonego przez Dawida Hanzela. Niestety, to nie był pierwszy przypadek w tym sezonie, gdy arbiter pozbawił drużynę trenera Grzegorza Łukasika zdobyczy punktowej.

Mina jest najważniejsza

Wiceprezes do spraw sportowych klubu z Pawłowic, Rafał Wadas, dwa dni po zakończeniu meczu jeszcze trząsł się jak galareta na wspomnienie fuszerki sędziego Rafała Abramowicza z Jawora. – Teraz już nie wiem, czy śmiać się, czy płakać – powiedział działacz Pniówka.

– Półtorej godziny po zakończeniu zawodów sędzia przyszedł obejrzeć tę sytuację i kuriozalny werdykt, jaki wydał. Powiedział, że anulował bramkę naszego napastnika, bo wyraz jego twarzy wskazywał, że zdobył ją nieprawidłowo. Podobno Dawid Hanzel nie cieszył się, tylko był zaskoczony. Czyli jak piłkarz odda strzał z 35 metrów i piłka wpadnie w „okienko” bramki przeciwnika, to gol zostanie zaliczony tylko wtedy, gdy zawodnik będzie podskakiwał z radości. Jak będzie zdziwiony, że zdobył bramkę z gatunku „stadiony świata”, to trafienie nie zostanie zaliczone.

Żeby nie było wątpliwości, w poniedziałek obejrzałem spokojnie kilka razy tę sytuację na monitorze 43-calowym. Widać doskonale, że wybijający piłkę piłkarz Stali trafił Hanzela w brzuch, nie w rękę. Gdyby tak było, ręka zostałaby szarpnięta do tyłu. Ktoś może powiedzieć, że niepotrzebnie się pieklimy.

Proszę nie zapominać, że mamy zobowiązania wobec sponsorów i kibiców. Oczekują oni od nas konkretnych, satysfakcjonujących wyników. Jeżeli przegramy mecz, bo byliśmy słabsi, nie ma problemu. Ale nam w tej rundzie już kilka punktów „ukradziono”.

Punktów nie odzyskają

Zapytaliśmy się też sędziego, dlaczego w 9 minucie nie ukarał obrońcy Stali za faul na Wojtku Canibole, który wychodził sam na sam z bramkarzem. Wie pan, co usłyszeliśmy od arbitra? Że faul był ewidentny, ale musiałby wtedy pokazać winowajcy czerwoną kartkę, a to był przecież dopiero początek meczu! Pytam się – jakie to ma znaczenie? To co, nie uznamy gola, jeżeli padnie w pierwszej minucie spotkania? Nonsens!

Trener Pniówka Grzegorz Łukasik też kipiał ze złości. – W meczu z Lechią Zielona Góra sędzia (zawody prowadził Łukasz Sowada z Opola – przyp. BN) podyktował przeciwko nam rzut karny za „miękki” faul. W porządku, mówi się trudno. Po meczu pokazaliśmy mu dwie sytuacje, w których to nam należały się rzuty karne. On ze stoickim spokojem oznajmił, że to on podejmuje decyzje na boisku, nie my. I co nam z tego, że został po naszym meczu zawieszony na… dwa tygodnie i znowu sędziuje?! Punktów nam nikt nie zwróci.

Beztroska rozjemców

– Sędziowie są bardzo beztroscy, chyba nie zdają sobie sprawy z odpowiedzialności, jaka spoczywa na ich barkach i jakie mogą być konsekwencje ich błędów – nie krył irytacji II trener Pniówka, Dariusz Kłus.


Czytaj jeszcze: Ciężki grzech sędziego

– Przecież z powodu ich pomyłek ja wkrótce mogę stracić pracę w klubie, a drużyna spadnie o klasę niżej, bo zabraknie jej punktu albo dwóch, by zająć w tabeli bezpieczne miejsce. Tak dalej być nie może! Jeżeli sędziowie popełniają błędy dużego kalibru, nie powinni otrzymać diety za taki mecz. Bez sankcji finansowych daleko nie zajedziemy. W każdym innym zawodzie ludzie, którzy „spaprają” robotę, idą bez premii, albo jeszcze gorzej.


Na zdjęciu: Trener Pniówka Grzegorz Łukasik i jego współpracownicy mogą tylko bezradnie rozkładać ręce, bo werdykt sędziego jest ostateczny.

Fot. Dorota Dusik