Po Belgii nie ma co płakać

Pojawił się w gronie telewizyjnych komentatorów i z marszu zaskarbił sobie sympatię widzów. Zawsze wiedział, o czym mówi. A co ważniejsze – do fachowej wiedzy i zmysłu analityka potrafił dodać szczyptę niekonwencjonalnego humoru. Robert Podoliński specjalnie dla „Sportu”.

Fot. Michał Chwieduk/400mm

Łukasz ŻUREK: To przypadek, że półfinały przegrały akurat te drużyny, które stosują ustawienie 3-5-2?

Robert PODOLIŃSKI: – Anglia faktycznie grała takim systemem konsekwentnie od początku turnieju. Belgowie natomiast płynnie zmieniali ustawienie i momentami formowali się nawet czwórką stoperów. Czy przegrane półfinały są tego efektem? Nie, nie sądzę. Na pewno nie ścinałbym głów za wariant z trójką obrońców z tyłu. Pamiętajmy, że do domu pojechało już bardzo wiele zespół, które próbowały coś wygrać kombinacją 4-4-2.

Przed nami czas ostatecznych rozstrzygnięć. Spróbujmy rozdać medale przed weekendem prawdy. Kibice to uwielbiają…

Robert PODOLIŃSKI: – Kibice pewnie już to zrobili. Ja bym się jeszcze momencik wstrzymał. Mogę jednak powiedzieć, że bardzo cieszy mnie taki, a nie inny zestaw finału. Awansowały do niego zespoły o walorach, które zostały właściwie nagrodzone. Decydujący mecz ma oczywiście swojego faworyta. Jeśli pomyślimy o niespodziance, to bardziej zaskoczy mnie końcowy triumf Chorwatów. Francja jako jedyna przez cały turniej wytrzymuje presję, jaka ciąży na faworycie. Już przed mistrzostwami było przecież wiadomo, że to drużyna z nieco innej półki. Jeśli chodzi natomiast o mecz na otarcie łez Belgii z Anglią, to… nie mam pojęcia, komu uda się wykrzesać z siebie więcej motywacji po bolesnych porażkach w półfinale. Wiele będzie zależało od trenerów i od tego, czy zdecydują się na rekonstrukcję wyjściowych jedenastek. Być może zechcą docenić tych, którzy przyjechali na mundial, a do tej pory nie grali. Trudno prognozować, jeżeli na murawę wyjdą rezerwowi, a nie ci, których oglądaliśmy w akcji do tej pory.

W kalkulacjach bukmacherów faworytem do złota jest Francja. Jak wypada porównanie obecnej ekipy do tej sprzed dwóch dekad z generalicją w środku pola – czyli Didierem Deschampsem i Zinedinem Zidanem?

Robert PODOLIŃSKI: – Jestem tak młodym człowiekiem, że chyba nie powinienem się wypowiadać na ten temat (śmiech). A mówiąc poważnie – Francuzi przez te 20 lat jeszcze bardziej udoskonalili swój system szkolenia i teraz zbierają tego owoce. Nie podejmę się oceny, która reprezentacja jest silniejsza – ta czy tamta złota. Powiem tylko, że na pewno właśnie Francuzi mają najlepszą „6” na rosyjskim turnieju. To oczywiście N’golo Kante.

Zostawieni w pokonanym polu rywale zarzucają „Tricolores” antyfutbol. Znamienne są słowa Edena Hazarda: „Wolę przegrać w takiej reprezentacji Belgii, niż wygrywać w takiej reprezentacji Francji…”.

Robert PODOLIŃSKI: – Emocje wzięły górę, trzeba to zrozumieć. Z całym szacunkiem dla Belgów, ale przecież tak samo mogli powiedzieć Brazylijczycy, którzy zagrali z nimi otwartą piłkę i zostali skutecznie zneutralizowani. Jeśli ktoś twierdzi, że Francuzi demonstrują antyfutbol, to powinien jeszcze raz obejrzeć sobie ich mecz z Argentyną. Potem jeszcze raz. A potem jeszcze raz i jeszcze raz…

Nie brak głosów, że brak Belgii w finale to największe rozczarowanie tego turnieju. Rzeczywiście mówimy o najlepszej ekipie mundialu? Trudno to przecież zmierzyć poza boiskiem…

Robert PODOLIŃSKI: – Powiem tak: o gustach się nie dyskutuje. To tak samo jak z wyborami miss. W konkursie na najpiękniejszą wygrać może blondynka albo brunetka. A która z nich ładniejsza? Zdania będą zawsze podzielone. Ja po Belgii na pewno nie będę płakał. Tak naprawdę mieli tylko Hazarda i Romelu Lukaku. Anglicy – tylko Harry’ego Kane’a. W finale są natomiast te drużyny, które dysponują ogromną siłą w środku pola. I nie jest to dziełem przypadku.

A zgodzi się pan z tezą, że o klasie Chorwacji świadczy najlepiej fakt, iż dotarła do finału, mimo że jej liderzy – Luka Modrić i Ivan Rakitić – grają momentami tylko na 60 proc. swoich możliwości?

Robert PODOLIŃSKI: – Być może w stosunku do tych dwóch piłkarzy mamy trochę za duże oczekiwania, jeśli chodzi o liczbę bramek i asyst. Nie ulega natomiast wątpliwości, że obaj wykonują na boisku absolutnie fantastyczną pracę. Są nie tylko niezwykle kreatywni – to wiedzieliśmy wcześniej – ale również niesamowicie elastyczni. Potrafią doskonale dopasować swoje poczynania do tego, co akurat dzieje się na murawie. Jeśli mówimy o klasie całego zespołu, to nie można nie wspomnieć o duecie stoperów. Domagoj Vida i Dejan Lovren spisują się kapitalnie. W meczu z Anglią to był klucz do finału.

Uda nam się znaleźć słaby punkt w chorwackiej ekipie? Będzie raczej trudno…

Robert PODOLIŃSKI: – Zgadza się. Bywały jednak momenty, że z przodu niewidoczny był Mario Mandżukić. Słabsze chwile mieli też skrzydłowi – Ante Rebić i Ivan Periszić. Ale właśnie Periszić pokazał w półfinale wszystko co najlepsze. Bramka, asysta, słupek. To był jego mecz.

Już dziś mówi się tymczasem, że Anglicy – najmłodsza europejska drużyna tych mistrzostw – mają być postrachem kolejnych wielkich turniejów…

Robert PODOLIŃSKI: – Jestem o tym przekonany. Do angielskich piłkarzy będzie należeć najbliższe dziesięciolecie. Futbol naprawdę może wrócić do domu, jak mówią słowa piosenki. Anglicy odnosili ostatnio świetne rezultaty w rozgrywkach młodzieżowych i to się niedługo przełoży na futbol seniorski. W przeszłości rzadko bywało inaczej. Dla przykładu można podać choćby Francuzów czy Portugalczyków – najpierw nie mieli sobie równych w wieku nastoletnim, a potem odgrywali czołowe role już na najpoważniejszych turniejach.

Ustalmy na koniec, dla kogo w tym roku Złota Piłka. Trudno zgadnąć, bo rozmawiamy przed finałem. Ale Modrić mówi już teraz, że takie trofeum go nie interesuję…

Robert PODOLIŃSKI: – Jestem gotów się założyć, że jak mu zaproponują, to zgodzi się przyjąć. I byłoby pięknie. Bo to znakomity zawodnik, do tego skromny, sympatyczny człowiek. Jest już w takim wieku, że kolejnej szansy może nie być.

Pan tymczasem zadebiutował na imprezie rangi mistrzowskiej jako komentator telewizyjny. I szybko okazało się, że to była… rola „czarnego konia” mikrofonu.

Robert PODOLIŃSKI: – Dziękuję za taką opinię. To dla mnie fajne, zupełnie nowe doświadczenie. Fantastycznie było poczuć klimat imprezy i popatrzeć z bliska, jak trenują najlepsi piłkarze świata. Swoje zwycięstwo zanotowali też Rosjanie. Organizacyjnie spisali się na medal.