Popis nieudolności

Jeżeli Wisła Kraków nie wróci teraz do ekstraklasy. Mecz Wisła – Zagłębie długo może być wspominany jako kolejny czarny dzień w historii klubu.


Piłkarze z Krakowa nie pogrzebali szans na awans. Przegrywając jednak „wygrany” mecz z drużyną z Sosnowca, nawarzyli sobie bardzo gorzkiego piwa. W ostatniej kolejce jako jedyni z czołowej piątki grają na wyjeździe. W bardzo prawdopodobnych barażach mogą nie mieć atutu własnego stadionu.

Komplikacje

W krakowskim klubie tworzą plany na przyszły sezon. Aż cztery: awans do ekstraklasy i przejęcie klubu przez nowego właściciela, pozostanie w I lidze z inwestorem oraz funkcjonowanie w ekstraklasie i na jej zapleczu bez zmian właścicielskich w trudniejszych realiach finansowych. Dziś przyszłość sportowa jest zagadką. Zwycięstwo w meczu Wisła – Zagłębie nie otworzyłoby na oścież drzwi do elity, ale tylko od ich ostatniego kroku zależałoby, czy tak się stanie.

Teraz sytuacja zrobiła się dużo trudniejsza. Wisła nie tylko ma małe szanse na skończenie sezonu na drugim miejscu, ale może uplasować się poniżej trzeciego. Odwracając znane przysłowie o upieczeniu dwóch pieczeni na jednym ogniu, można powiedzieć, że w niedzielę Wiślacy nadpalili mocno nadpalili dwie pieczenie. Na własne życzenie nie zrobili milowego kroku w stronę ekstraklasy i skomplikowali sobie sytuację na wypadek walki w barażach.

Kibice zawiedzeni

Wśród kibiców wrze. Nie wierzą, jak można było w tak głupi sposób przegrać w meczu Wisła – Zagłebie, wiedząc, jak dzień wcześniej Ruchowi poszło w Katowicach. Nie chodzi tu o deprecjonowanie przeciwnika, który nie należał w tym sezonie do najlepszych. Krakowianie dali popis nieudolności, braku odpowiedzialności i „trzymania” ciśnienia, gdy mieli już wróbla w garści.

– Straciliśmy ogromną szansę. Jak życie takie daje, to trzeba je brać, bo nie wiadomo, ile ich będzie. Trzeba się głębiej zastanowić, gdzie leży problem, bo przegrywamy najważniejsze mecze, jak wcześniej z Ruchem i ŁKS-em – mówi obrońca Igor Łasicki. – Może presja, może głowa nie dojechała? Nie wiem – Kacper Duda próbuje znaleźć przyczynę wpadki.


Czytaj także:


Wielu sympatyków „Białej gwiazdy” zauważa, że drużynie niespecjalnie pomógł Luis Fernandez. Wydawało się, że po pauzie za kartki wróci do gry ze zwiększonym apetytem na kolejne gole i zwycięstwo. Tymczasem Hiszpan był cieniem samego siebie. W ogniu krytyki po pierwszej tegorocznej porażce u siebie znalazł się także trener. Między innymi za to, że wpuścił na boisko będącego na wiosnę w fatalnej dyspozycji Michała Żyrę i zbyt wcześnie zdjął Dudę.

– Chcieliśmy ożywić środek pola. Zmiany było po straconej pierwszej bramce, by zareagować, coś zmienić. Dudzie ten mecz dał się we znaki i został wprowadzony Basha. Jak oceniam zmiany? Chcę zobaczyć ten mecz jeszcze raz i wtedy więcej będę mógł powiedzieć na chłodno – stwierdził Radosław Sobolewski.

Wsparcie prezesa

Spokój, przynajmniej we wpisach na Twitterze, stara się zachować prezes Jarosław Królewski. – Wystarczy wygrać dwa ostatnie z trzech potencjalnych meczów, a jeśli się to nie uda, to trzeba zderzyć się z rzeczywistością i przyznać, że po prostu na to nie zasługujemy i pracować dalej niezależnie w jakich konfiguracjach. Trzeba się z tym po prostu pogodzić – napisał. Dodał, że to „jego” drużyna i teraz każdy dostanie sto razy większe wsparcie.

– Biorę pełną odpowiedzialność za efekt końcowy tej rundy. Organizacyjny, sportowy i finansowy. Wybaczcie, że nie będę lamentował dłużej niż kilka godzin, ale nie jest to w mojej naturze. Piłka jest dalej w grze, wiec skupiamy się wyłącznie na przyszłości.


Na zdjęciu: W meczu Wisła – Zagłębie krakowianie rozczarowali jako drużyna, ale niewiele pomagał jej w niedzielę Luis Fernandez.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.