Po prostu: „big derby”. GieKSa pełna optymizmu

– Słyszałem, że to „big derby”. Ale musimy pamiętać, że to „big derby” głównie dla kibiców. My nie możemy skupiać się na tej otoczce. Musimy mieć – jak na każde inne spotkanie – własny plan na siebie i na naszą grę – jak widać ze słów Dalibora Volasa, katowicka szatnia zadbała o uświadomienie „przybyszowi ze stron cudzoziemskich” wagi sobotniego starcia przy Cichej. Wagi niebagatelnej od strony sportowej: porażka Ruchu to przecież faktyczna degradacja „Niebieskich” – pierwsza w historii na trzeci szczebel rozgrywkowy. Strata punktów przez katowiczan to z kolei znaczna redukcja ich szans na wymarzony awans do ekstraklasy – dziś wciąż bardzo realny. A zatem… „big derby” jak słoweńska rywalizacja Olimpii Ljubljana z Mariborem Branik – bo taki przykład przywołuje Volas? Nie; chyba jednak jeszcze większy ciężar gatunkowy – i to pomijając już opisywane obok kwestie kibicowskie…

Mało, ale w ważnych meczach

GKS – po trzech meczach bez gola i z jednym tylko punktem – sprawił w środę (3:0 z Podbeskidziem) wrażenie drużyny, która odzyskała równowagę i wiarę w swe możliwości. – Te 3:0 to naprawdę dobry prognostyk – zaciera ręce Mateusz Mączyński, jeden z bohaterów starcia z „góralami”. Jemu najwyraźniej mecze derbowe służą: jako piłkarzy tyskiego GKS-u, strzelał gole katowiczanom i sosnowiczanom. Teraz – „ukłuł” bielszczan w koszulce GieKSy. – W derbowych grach rzeczywiście parę bramek zdobyłem, co nie zdarza mi się często. Więc fajnie, że przed nami kolejne derby, z Ruchem i Tychami – uśmiecha się „Mąka”. – Udźwignęliśmy ciężar tych środowych, udźwigniemy i ciężar tych następnych – zapewnia.

Jedno zwycięstwo to mało; trzeba „poprawić”

No właśnie; w minionych sezonach kibice z Bukowej najwięcej pretensji do zawodników mieli właśnie o porażki w spektakularnych bojach z sąsiadami. Przypieczętowaniem tej serii była jesienna wpadka z Ruchem (1:2). Wiosną coś jednak drgnęło. Po ćwierć wieku GKS wygrał w lidze z Zagłębiem, teraz będzie zdecydowanym faworytem w starciu z chorzowianami. Pytanie jest tylko jedno: jak zachować pełną koncentrację po efektownym zwycięstwie i wobec fatalnej serii (i miejsca w tabeli) rywala? Trener katowiczan „pracę motywacyjną” w tym zakresie zaczął zaraz po końcowym gwizdku starcia z bielszczanami. – Na gorąco powiedziałem zawodnikom w szatni, że wygrana z Podbeskidziem – poza dopisaniem trzech punktów w tabeli – nie daje praktycznie nic. I nie będzie znaczyła nic, jeśli nie poprawimy jej kolejnymi zwycięstwami. Oczywiście fajnie zwyciężyć, i to takich rozmiarach, ale musimy myśleć o kolejnym meczu – tak swą przemowę do podopiecznych streszczał Jacek Paszulewicz.

Złość to jest to!

– Nie ma mowy o „zwariowaniu”. Jesteśmy po serii trzech bez wygranej, więc po tym zwycięstwie na pewno nie odlecimy. Nie mówiąc już o tym, że derby to rzecz najważniejsza dla kibiców – zapewnia cytowany już Mączyński, wyróżniająca się postać dwóch ostatnich kolejek. Jest przykładem skuteczności polityki personalnej sztabu. Posadzony na parę tygodni na ławie, wrócił w dobrej dyspozycji. – Złość sportowa wpływa pozytywnie na formę: jak się coś straciło, bardzo chce się to odzyskać – mówi. Może więc warto – choćby po to, by ową sportową złość jeszcze bardziej pobudzić – przypomnieć mu, że jesienny mecz z Ruchem skończył już po 45 minutach?

 

Przypuszczalne składy

RUCH: Bankow – Komarnicki, Kulejewski, Sikora, Hołownia – Trojak, Urbańczyk – Kowalski, Bogusz, Mello – Majewski.

GKS: Wierzbicki – Słaby, Midzierski, Klemenz, Mączyński – Poczobut – Mandrysz, Zejdler, Goncerz, Błąd – Volas.