Po remisie z Odrą Opole w Sosnowcu spory niedosyt

Piłkarze Zagłębia byli blisko zwycięstwa, ale końcówka meczu potoczyła się nie po myśli zespołu Artura Skowronka i oba zespoły podzieliły się punktami.


Nieszczęście Zagłębia zaczęło się tak naprawdę w 77 minucie meczu. Sędzia pokazał żółty kartonik Dawidowi Gojnemu, ale już kilka chwil później udał się przed ekran, aby przeanalizować sytuację po reakcji sędziów VAR. Analiza była długa i wnikliwa, trwała kilka dobrych minut i zakończyła się zmianą decyzji. Zamiast „żółtka” Gojny obejrzał „czerwień” i udał się do szatni.

Przerwa w grze i osłabienie wprowadziły nerwowość w poczynaniach sosnowiczan, którzy 2 minuty po zejściu z boiska kapitana dostali drugiego „gonga”, tym razem w postaci gola. To był jeden z niewielu momentów, gdy defensywa Zagłębia się pogubiła. Nieliczny, ale jakże kosztowny. – Trzeba szanować ten punkt w dzisiejszych okolicznościach, ale zdajemy sobie sprawę, że mogliśmy lepiej przejść przez to spotkanie i lepiej dążyć do tego, co chcieliśmy w nim osiągnąć. Od początku meczu było widać bardzo dobre nastawienie zespołu, dobrze weszliśmy w ten mecz.

W kontekście całego meczu można żałować, że w kolejnych minutach już tego nie kontynuowaliśmy. Drużyna nie do końca daje sobie radę w trudnych momentach, tak jak wtedy, gdy musieliśmy grać w osłabieniu. Wyciągniemy wnioski z naszych błędów, aby dobrze przygotować się do meczu z GKS-em Katowice. Zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważne to będzie starcie – powiedział trener Zagłębia, Artur Skowronek.

Szkoleniowiec sosnowiczan w meczu z Odrą skorzystał z usług czterech graczy, którzy zimą dołączyli do zespołu. W pierwszym składzie na murawę wyszli Michał Gliwa i Filip Borowski. Obaj pozostawili po sobie dobre wrażenie. Bramkarz Gliwa umiejętnie kierował sosnowiecką defensywą, przy bramce był bez szans. Niezłe zawody na prawym wahadle zaliczył także Borowski, który wywiązywał się z zdań defensywnych, potrafił także zagrozić bramce rywali. Tak było m.in. w I połowie, gdy groźnym uderzeniem próbował pokonać golkipera opolan. Vamara Sanogo i Mateusz Bodzioch pojawili się na boisku w końcówce spotkania.

Francuz zluzował Szymona Sobczaka, ale nie miał okazji do zademonstrowania swoich umiejętności. Bodzioch z kolei może mówić o pechu, bo pojawił się na murawie w nerwowym momencie, tuż po czerwonej kartce dla Gojnego, a już kilkadziesiąt sekund później był „zamieszany” w stratę bramki przez sosnowiczan.

Gdyby nie feralna końcówka meczu, zapewne nastroje w Sosnowcu byłyby znacznie lepsze. Walczące o utrzymanie Zagłębie musi punktować, zwłaszcza u siebie. Ekipa Artura Skowronka był blisko czwartego z rzędu zwycięstwa na własnym terenie, ale nie dowiozła prowadzenia do ostatniej minuty. Zabrakło piłkarskiego cwaniactwa.

Patrząc na Zagłębie przez pryzmat ostatnich miesięcy widać rękę trenera Skowronka. Zespół grał płynniej, spokojniej i z pomysłem. Na pewno w meczu z Odrą zabrakło nieco szczęścia, któremu czasem trzeba pomóc.


Fot. Norbert Barczyk/PressFocus