Po szczęśliwym rollercoasterze czas na ŁKS

Miedź wygrała drugi mecz z rzędu i sposobi się na wyjazdowy pojedynek z ŁKS-em Łódź.


Mecz z Odrą Opole, choć zwycięski, potwierdził, że piętą achillesową Miedzi jest gra obronna. Ten „feler” nie jest jednak znakiem rozpoznawczym drużyny z Legnicy w tym sezonie. W poprzednim, w którym „Miedzianka” finiszowała na 5. miejscu, w 34 meczach straciła aż 44 bramki! Mniejsze straty poniosły wtedy Stal Mielec, Podbeskidzie, Warta, Puszcza, Stomil i… Odra Opole!

W bieżących rozgrywkach legniczanie też tracą gole na potęgę. Ich bramkarze, Mateusz Hewelt i Jędrzej Grobelny, wyciągali futbolówkę z siatki już 18 razy! Częściej nadwyrężali kręgosłup tylko strażnicy bramki Sandecji, GKS-u 1962 Jastrzębie, Resovii i Chrobrego. Chcąc myśleć o wysokiej lokacie na zakończenie sezonu, piłkarze Miedzi muszą ograniczyć do minimum błędy w kryciu i wyzbyć się zagrań, którymi wręcz zapraszają przeciwników do zdobycia bramki.

W piątek zrobił to Wiktor Pleśnierowicz, we wcześniejszych spotkaniach „wielbłądy” były dziełem min. Bożo Musy i Marcina Pietrowskiego.

Na razie jednak podopieczni trenera Jarosława Skrobacza mają powody do świętowania. – Wychodziliśmy na spotkanie z Odrą z myślą, żeby wreszcie złapać serię zwycięstw – powiedział stoper Miedzi, Marcin Biernat.

– Żeby wygrana w Tychach nie była jednorazowa, a to pozwoli nam się piąć w górę tabeli. Był mały rollercoaster, ale ze szczęśliwym dla nas finałem. Szkoda trochę straconych bramek, bo do momentu straty pierwszej mieliśmy to spotkanie pod kontrolą, ale, niestety, przydarzył nam się błąd. Przeciwnik nie stworzył klarownych sytuacji do zdobycia gola, to my sami strzeliliśmy te bramki. Na szczęście udało nam się „wyciągnąć” wynik, w ten sposób pokazaliśmy charakter i to, że jesteśmy drużyną. Z tego na pewno możemy się cieszyć.

Po meczu w Tychach powiedzieliśmy sobie, że zaangażowaniem, determinacją i walką o każdy metr boiska można w tej lidze wiele zdziałać. Z podobnym nastawieniem przystąpiliśmy do pojedynku z Odrą, chociaż, niestety, zdarzyły nam się momenty dekoncentracji.

Zadowolenia nie ukrywał autor pierwszego gola dla Miedzi, Paweł Zieliński. – Bardzo fajnie, że piłka wpadła do siatki po moim strzale, ale najważniejsze jest to, że w końcu przełamaliśmy się na swoim boisku po serii remisów i po porażce z Termaliką – powiedział 30-letni obrońca. – Cieszę się, że wyszedł fajny mecz, za który trzeba pochwalić wszystkich bez wyjątku.

Każdego, kto wyszedł w podstawowej jedenastce i każdego, kto wchodził na boisko z ławki rezerwowych, bo dawali dużo jakości. Chcielibyśmy wygrać wszystkie mecze do końca, chociaż we wtorek mamy ciężki mecz z ŁKS-em, a potem ze Stomilem i Zagłębiem Sosnowiec. Czas pokaże, czy uda się nam zrealizować ten plan.

– Myślę, że był to bardzo fajny mecz i tylko szkoda, że kolejny raz bez kibiców oraz że akurat ten mecz nie był transmitowany – powiedział trener Miedzi, Jarosław Skrobacz.

– Była bardzo duża huśtawka nastrojów i emocji, zakończona dla nas happy endem. W końcu drugie zwycięstwo pod rząd i z ogromną wiarą pojedziemy na kolejne spotkanie. Możemy jednak mieć do siebie troszkę zastrzeżeń. Dobrze zneutralizowaliśmy poczynania Odry, obawiając się o środek pola, a z naszej strony wypadło to bardzo dobrze.


Czytaj jeszcze: Wygrana w bólach

Bardzo dobrze zbieraliśmy drugie piłki, bardzo dobrze ustawialiśmy się pod nie, co nakręcało nas do szybkich kontrataków. Niepotrzebne były straty bramek, ale myślę, że wyciągniemy z nich wnioski. Błędy indywidualne się zdarzają. Całe szczęście, że w takim meczu, który kończymy zwycięstwem.


Na zdjęciu: Marcin Biernat (z prawej) wywalczył dla Miedzi rzut karny (faulował go widoczny w środku Rafał Niziołek), co było kluczowym momentem w piątkowym meczu.

Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus