Pobojowisko, czyli „pokazaliśmy walkę”

Dziś walczyliśmy jeden za drugiego; kiedy wszedłem do szatni po meczu i zobaczyłem zakrwawione kolana, byłem zadowolony – zatarł ręce na konferencji prasowej po pucharowym meczu Górnik – Legia trener gości, Romeo Jozak. Oczywiście wewnątrzlegijne problemy – a o nich chorwacki szkoleniowiec mówił dużo i obrazowo – dla zabrzan nie powinny mieć żadnego znaczenia. We wtorek jednak znalazły swe odbicie w postaci postawy legionistów na murawie. – Pokazaliśmy walkę, a kluczowym słowem było „razem” – te słowa Jozaka to… trochę eufemizm, mający publicznie wygładzić nieco rzeczywisty obraz gry (?) jego podopiecznych.

„Odcięty prąd” i wielka śliwa

O „polowaniu na Żurkowskiego” piszemy szerzej w innym miejscu. Utalentowany pomocnik zabrzan uniknął połamania nogi przez rywala. Nie uniknęli za to innych „razów” niektórzy jego koledzy. – Przez pewien moment byłem zamroczony, bo dostałem w środek czoła i trochę mi „prąd odcięło”, ale udało mi się kontynuować grę – Tomasza Loskę, opisującego skutki ofiarnej interwencji z I połowy („zanurkował” pod nogi szykującego się do dobitki Marko Veszovicia) cytowaliśmy już wczoraj. Golkiper zabrzański z szatni wychodził po meczu z ogromną „śliwą” na głowie, ale… uśmiechnięty.

– To był mój najlepszy mecz w tym roku. Byłbym jeszcze bardziej zadowolony, gdybym wyczuł intencje strzelca przy golu dla Legii. Chciałem zostać do końca, żeby… trochę zgłupiał, ale wykończył to jak profesor – opisywał sytuację z 61 minuty, która dała gościom prowadzenie.

Pęknięty łuk i szrama po wkrętach

Loska wynosił ze stadionu guza; Mateusz Wieteska – opuchnięte oko i pozszywany łuk brwiowy. Tyle było widać na twarzy, po zdjęciu plastra, z którym kończył spotkanie. To „pamiątka” po starciu z kolegą z reprezentacji młodzieżowej, Sebastianem Szymańskim. Ale… nie jedyna. Kilkunastocentymetrowa szrama na szyi, i druga – przez klatkę piersiową. – Pęknięty łuk to wynik zetknięcia z czubkiem buta Sebastiana. Pozostałe dwa urazy to z kolei „pamiątka” po wkrętach na podeszwie – wyjaśniał obrońca zabrzański. Nawet przez chwilę jednak nie zastanawiał się nad celowością ryzyka, jakie podjął przy próbie odbioru Szymańskiemu piłki przed własnym polem karnym. – Poszedłem agresywnie głową. Musiałem, żeby przerwać tę akcję. A on po prostu wysoko podniósł nogę… W sumie się opłacało: kilka szwów i zadrapań to drobiazg. Najważniejsze, że bramki z tego nie było – wyjaśniał 21-letni Wieteska.

Twardo, ale fair?

Siniaki, stłuczenia i otarcia „przynieśli” do szatni również inni „górnicy” (zwłaszcza Damian Kądzior i Igor Angulo), a długa lista „kartkowiczów” w legijnej ekipie bynajmniej nie jest efektem szafowania upomnieniami przez Daniela Stefańskiego. Zwłaszcza początek spotkania stwarzał wrażenie, jakby legioniści grać zamierzali „na fizyczne wyniszczenie”. – Mimo wszystko mam nadzieję, że to była tylko twarda walka, a nie celowa taktyka. Mamy grać w piłkę twardo, ale fair. I zakładam, że tak właśnie było ze strony Legii – odpowiedział nam Marcin Brosz, pytany o wrażenia z pierwszego kwadransa spotkania. Delikatnie odpowiedział jak na fakt, że owe urazy jego podopiecznych to coś więcej niż tylko – cytując jego vis-a-vis – „zakrwawione kolana”…

Dariusz Leśnikowski