Pociąg łapie opóźnienie

Po kolejnym słabym występie Lechowi nie udało się wygrać pierwszego ligowego meczu. Mistrz Polski ciągle znajduje się w strefie spadkowej.


Jedno zwycięstwo powinno co prawda wystarczyć, aby się z niej wydostać, ale jak na razie trudno w Poznaniu o optymizm. Mimo tego że do Lubina udała się wielka delegacja kibiców Lecha, to nie piłkarze „Kolejorza” dyktowali warunki na boisku.

Bilans się pogarsza

Mistrzowie Polski w przeciągu 90 minut może i częściej byli przy piłce, ale stworzyli znacznie mniej zagrożenia. Oddali tylko 2 celne strzały (w tym jeden bramkowy, z karnego) oraz uderzenie w słupek. Mecz zakończył się remisem 1:1, ale nie wiadomo, czy Lechowi udałoby się wyrównać, gdyby błędu w obronie, który poskutkował chwilę później „jedenastką”, nie popełniło Zagłębie.

Filip Bednarek w wielkopolskiej bramce miał do roboty dużo więcej niż jego vis-a-vis. W efekcie tego „Kolejorz” po 3 rozegranych spotkaniach ma na koncie tylko 1 punkty – mniej ma jedynie Piast Gliwice, a tyle samo Miedź Legnica. Z taką grą nie może dziwić, że poznaniacy znajdują się w strefie spadkowej – choć to oczywiście dopiero początek sezonu.

Dla trenera Johna van den Broma to nie jest dobra wiadomość, bo z każdym kolejnym meczem jego bilans, jako trenera Lecha, ulega pogorszeniu. Obecnie – licząc wszystkie 9 spotkań – Holender zdobywa średnio 0,89 punktu na grę. Wygrał tylko 2 mecze, 2 również zremisował, a przegrał aż 5 – z bilansem goli 10:15. Mimo tego konferencja w konferencję 55-latek zaskakuje pozytywnym podejściem. Może to i dobrze, że się nie załamuje, ale jednak realia są takie, że jeśli wyniki nie ulegną poprawie, jego krzesło zacznie robić się coraz cieplejsze.

Czas na finał

– To był mecz dwóch drużyn, które chciały wygrać. Oba zespoły walczyły na boisku i jeśli chodzi o nas, to nastąpiła dobra reakcja po stracie bramki. Walczyliśmy do końca, by strzelić zwycięskiego gola. To był otwarty mecz. Co dla nas jest istotne, rezultat jest okej, mogę być z niego usatysfakcjonowany, bo mogliśmy wygrać, ale też przegrać. Jestem zadowolony z reakcji drużyny na to, co się działo na boisku. Z każdym dniem będzie lepiej, to dobry początek – mówił optymistycznie van den Brom.

Znacznie bardziej krytyczny był obrońca Joel Pereira: – Gol Zagłębia był zaskoczeniem, wcześniej mieliśmy sytuacje do zdobycia bramki. Niestety moment do straty gola był fatalny. Musimy razem ze sztabem szkoleniowym coś zmienić, musimy być razem w tej chwili. W czwartek mamy kolejny finał i jestem przekonany, że wygramy. Pokonamy ich razem i awansujemy do następnej rundy eliminacji – zapowiedział portugalski defensor.

Plaga kontuzji

Przyczyn takiej degrengolady można doszukiwać się w różnych aspektach. Przede wszystkim wydaje się, że decydująca była zmiana trenera. Niektórzy zarzucali Maciejowi Skorży, że otrzymał w Poznaniu „samograj”, z którym sztuką byłoby niezdobycie mistrzostwa Polski. Aktualna sytuacja pokazuje, jak bardzo błędne było to twierdzenie, bo choć drużynę opuścił latem m.in. Jakub Kamiński, to nadal kadra Lecha jest w polskiej skali bardzo dobra. Zmienił się jednak szkoleniowiec i zmieniły się wyniki.

Aczkolwiek kadra ma pewne dziury. Kontuzje w środku obrony sprawiają, że od jakiegoś czasu „Kolejorz” musi bronić w sposób iście eksperymentalny. Do Lubina mistrzowie pojechali, mając na ławce dwa wolne miejsca, których nie potrafili zapełnić. Z Zagłębiem poza składem byli wszyscy czterej środkowy obrońcy, w tym także nowy nabytek Filip Dagerstal, który na razie średnio prezentuje się w nowym zespole.

Co prawda takiej plagi nikt przewidzieć nie mógł, ale z drugiej strony lider defensywy – Bartosz Salamon – nie jest kontuzjowany od wczoraj. Inna zaś sprawa jest związana z tym, że Lech mógł dokonać kilku wzmocnień tego lata, lecz większość spaliła na panewce, bo poznaniacy nie chcieli sięgać głębiej do portfela.


Paweł Jaskółka/PressFocus