Podbeskidzie. Aż ręce opadają

Trener Krzysztof Brede nie usprawiedliwiał swoich piłkarzy po porażce w Pucharze Polski. Przeciwnie, miał dla nich sporo gorzkich słów.


Podbeskidzie Bielsko-Biała nie zagra w 1/8 finału Pucharu Polski, bo we wtorek, na własnym stadionie, dało sobie wbić aż cztery gole przez zespół Zagłębia Lubin. „Górale” zaprezentowali się w dosyć eksperymentalnym ustawieniu, bo przypomnijmy, że nadal – z powodu koronawirusa – grać nie mogą dwaj prawi obrońcy, czyli Filip Modelski, Bartosz Jaroch, a także napastnik Kamil Biliński.

Ponadto trener Krzysztof Brede postanowił dać odpocząć kilku piłkarzom, którzy w lidze grają częściej. Porażka 2:4 beniaminka ekstraklasy z zespołem otrzaskanym na tym poziomie rozgrywkowym, w dodatku występującym w ustawieniu bardziej zbliżonym do optymalnego, nie przynosi „góralom” ujmy, ale po meczu szkoleniowiec ekipy spod Klimczoka nie miał dla swoich podopiecznych zbyt wielu dobrych wiadomość. A w zasadzie skierował do nich sporo gorzkich słów.

Tak być nie może

Bielszczanie gole tracili po prostych, indywidualnych błędach, co zresztą jest zmorą tego zespołu w tym sezonie. Licząc wszystkie rozgrywki Podbeskidzie straciło już 29 goli.

– Nie możemy popełniać tak prostych błędów, szczególnie w obrębie linii środkowej – mówił po meczu opiekun bielskiej drużyny. – Wygląda to tak, że przeciwnik czeka na błąd i chce go wykorzystać. Musimy być bardziej odpowiedzialni. Potrzeba analizy, bo wydaje się, że rywale nie mieli w ostatnich meczach takich sytuacji, po których nie mielibyśmy nic do powiedzenia.

Przeciwnik jest bezlitosny po tym, jak robimy proste straty. Strzela bramkę, albo my prowokujemy rzut karny. Musimy wyciągnąć wnioski i podjąć zdecydowane kroki, bo tak dalej nie może być – wyraźnie podkreślił Krzysztof Brede. Przypomnijmy, że pierwszego gola, z rzutu karnego, „górale” stracili po zagraniu ręką Marko Roginicia. To był banalny, techniczny błąd, bo Chorwata nikt nie atakował, a na dodatek doskonale widział on zmierzającą piłkę.

Dwie kolejne bramki, już z gry, „górale” stracili w znacznej mierze dlatego, że popełniali proste straty. A już w polu karnym, dwukrotnie, nie popisał się Aleksander Komor. Przy golu an 2:1 najpierw źle wybił piłkę, a następnie nie potrafi zablokować strzału rywala. A przy trafieniu na 3:2 dał się nabrać na banalny zwód Dejana Drażicia.

Napełnił ich bojaźnią

Nie wiadomo, czy kontynuując swoją pomeczową wypowiedź szkoleniowiec bielskiego zespołu miał na myśli Komora właśnie. Ale nie ulega wątpliwości, że słowa opiekuna dadzą jego podopiecznym sporo do myślenia.

– Cała praca biegowa, techniczna i taktyczna idzie na marne, bo każdy patrzy na wynik. Mocno pracujemy, wymieniamy podania, konstruujemy ładne akcje. A za chwilę popełniamy taki błąd, że aż ręce opadają. Człowiek jest zły. Trzeba z tym zrobić porządek.

Na pewno czekają nas rozmowy indywidualne z zawodnikami. Ileż można mówić, że znowu komuś przytrafiła się strata, a błędy się zdarzają? – zapytał retorycznie trener Brede, a następnie jeszcze bardziej napełnił bojaźnią swoich piłkarzy.


Czytaj jeszcze: Koniec przygody Podbeskidzia w Pucharze Polski

– Jeżeli ktoś nie da rady podejmować odpowiednich decyzji, czasami prostych, dla dobra zespołu, to nie możemy z takimi ludźmi funkcjonować. Nie możemy być pobłażliwi. Musimy takich zawodników wymieniać i szukać innych rozwiązań w obrębie tych piłkarzy, których mamy. Grać będą ci, którzy najlepiej rozumieją to, że zależy nam na zwycięstwie. Na tym, żeby nie tracić goli i grać skutecznie w ofensywie – jasno zaznaczył trener Podbeskidzia, choć do nikogo nie odniósł się po nazwisku. Niemniej jednak widać było, że jest zdenerwowany.

– Złość jest straszna. Wielokrotnie mogę kogoś usprawiedliwiać i przymykać oko. Ale nie chcę tego więcej tłumaczyć. Można byłoby rozgrzeszyć zawodników, gdyby gole dla rywala padały po pięknych składnych akcjach. Trzeba zmienić to, co jest złe i frustruje nas wszystkich – zakończył szkoleniowiec ekipy spod Klimczoka.


Fot. PAP/Andrzej Grygiel