Podbeskidzie. Bez ułańskiej fantazji

Bielszczanie leczą rany po porażce ze Skrą Częstochowa. Szansą na rehabilitację będzie mecz w Głogowie.


Na pewno nie tak wyobrażali sobie kibice Podbeskidzia Bielsko-Biała mecz ze Skrą. Po świetnym występie w Tychach na podopiecznych trenera Mirosława Smyły wylany został kubeł zimnej wody. Szkoleniowiec nie próbował nawet szukać usprawiedliwień.

– Boli mnie ten mecz. A nawet bardziej niż wynik boli mnie to, że przyszło na mecz ze Skrą tylu kibiców, a my przegraliśmy. Musimy posypać głowy popiołem. Kibice, była już 90 minuta spotkania, ciągle nam pomagali. To było fajne i liczę na to, że tak będzie dalej. Wierzę, że fani będą z nami. Pojawił się taki moment, po którym trzeba umieć się odbudować. Teraz będzie widać, jaką jesteśmy drużyną. Cieszę się, że tak szybko, bo już w niedzielę, mamy szansę na to, aby się zrehabilitować. W tym zawodzie człowiek ma pewne odczucia. Nie wpada pierwsza sytuacja. Nie wpada kolejna i wkrada się nerwowość, niefrasobliwość. Pojawia się jakaś sytuacja dla przeciwnika… Człowiek wtedy czuje w kościach, że coś niedobrego się może wydarzyć. Tak się niestety stało – powiedział opiekun drużyny z Bielska-Białej.

Trzy wcześniejsze mecze były w wykonaniu „górali” zupełnie inne. A starcie z częstochowskim rywalem przypominało to, co działo się w Podbeskidziu przez niemal całą wiosnę zeszłego sezonu. Drużyna nieźle grała w piłkę, ale w kluczowych momentach spotkań była zupełnie bezradna.

– W momencie, kiedy coś nie idzie, powracają stare nawyki – tłumaczy trener Smyła.

– Cały czas trzeba drążyć i pozbywać się tego, co nie jest dobre. I uczyć si e tego, co jest lepsze. Pierwsza połowa meczu ze Skrą była może lepsza od drugiej, ale też mi się nie podobała. Wprawdzie stworzyliśmy sytuacje, ale graliśmy zbyt czytelnie. Później zdarza się gra va banque, a to się często kończy źle. Raz się coś uda, a raz nie. To nie był mecz pucharowy, tylko ligowy, a w takich spotkaniach punkty trzeba zdobywać. To mnie boli, bo zabrakło nam zimnej krwi i doświadczenia. Pojawiła się z naszej strony ułańska fantazja i skończyło się to, jak się skończyło – podkreślił opiekun zespołu spod Klimczoka.

Niedzielny mecz w Głogowie nie będzie dla bielszczan łatwy. Również z tego powodu, że kolejny raz zabraknie kilku zawodników. Kontuzji doznali ostatnio Iwajło Markow i Michał Janota, a od dłuższego czasu poza grą znajdują się Dominik Frelek i Mathieu Scalet.

– Martwi nas to, że niektórzy zawodnicy nie będą do naszej dyspozycji. Ze względu na poważniejsze lub lżejsze urazy. Wraca do nas, konkretnie do rywalizacji o pierwszy skład, Ezequiel Bonifacio i na tym się skupimy – powiedział Mirosław Smyła. Argentyński wahadłowy, który ostatnio występuje na pozycji defensywnego pomocnika, pauzował dwa spotkania za czerwoną kartkę, jaką obejrzał w meczu z GKS-em Katowice.


Na zdjęciu: Ezequiel Bonifacio wraca do składu Podbeskidzie po pauzie dwóch spotkań za czerwoną kartkę.
Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus