Dublet „Szabiego” załatwił Tychy

W poprzednim tygodniu Podbeskidzie ogłosiło, że nie przedłuży wygasającego po sezonie kontraktu Valerijsa Szabali na warunkach, które zapisano w umowie. – To decyzja prezesa. Nie chodzi o jakość piłkarza, a o warunki, na jakie nas nie stać. Jesteśmy jednak po rozmowie. Jeśli nie będzie zainteresowania „Szabim” ze strony klubów z wyższej ligi, to sam powiedział, że siądzie do negocjacji z nami, ale już na warunkach, które będą zadowalały obie strony – przyznał Krzysztof Brede, trener zespołu spod Klimczoka. Na łotewskiego napastnika ten fakt podziałał najwyraźniej mobilizująco, bo szybko zakasał rękawy i zaczął walczyć o swoją przyszłość; czy to przy Rychlińskiego, czy gdziekolwiek indziej. Tak jak wiosną 24-latek nie potrafił się wstrzelić, tak w minionym tygodni trafiał do siatki w obu meczach. Tym samym przyczynił się do wygranej w meczu Podbeskidzie Bielsko-Biała – GKS Tychy.

Dzisiejszego popołudnia Szabala był kluczowym zawodnikiem Podbeskidzia i gdy w 88 minucie opuszczał boisko, kibice skandowali jego nazwisko. To on był jednym z bohaterów akcji, która ustawiła to spotkanie. W 8 minucie piłkę na rzecz Łotysza stracił w prostej sytuacji, około 25 metrów od własnej bramki, Marcin Biernat. Stoper GKS-u złapał rywala wpół i toruński sędzia Mariusz Korpalski po chwili namysłu wyjął czerwoną kartkę.

Choć tyszanie mieli ponad tydzień na przygotowanie się do tego meczu, a Podbeskidzie w środę odrabiało zaległości z Puszczą, to gospodarze prezentowali się lepiej. Zwłaszcza defensorzy drużyny gości byli bardzo apatyczni. W pierwszej połowie każdemu z nich zdarzyła się przynajmniej jedna drzemka skutkująca prostym błędem. – W mojej ocenie byłem ustawiony zbyt blisko, by sędzia musiał pokazać Marcinowi czerwoną kartkę. Mimo osłabienia, nie baliśmy się grać w piłkę, bo mamy dobrych, doświadczonych zawodników – przekonywał [Łukasz Sołowiej], drugi z tyskich stoperów.

Po zejściu Biernata, na środek obrony cofnięty został Keon Daniel. Rosły gracz z Tobago w 18 minucie zbyt lekko wycofał piłkę do Konrada Jałochy, przejął ją Szabala, minął nawet tyskiego golkipera, ale wyrzucił się ze światła bramki i ostatecznie przymierzył w boczną siatkę.

Łotysz był aktywny. Często schodził też po piłkę do II linii, jakby poirytowany postawą kolegów, która momentami – zważywszy na liczebną przewagę – wydawała się nadto asekurancka. W 30 minucie napastnik Podbeskidzia wreszcie dopiął swego. Najpierw ostrzeżenie tyskiej defensywie wysłał Bartosz Jaroch, który po strzale z rzutu wolnego obił słupek. Kilkadziesiąt sekund później bielszczanie mieli rzut rożny. Dośrodkował Adrian Rakowski, a Szabala urwał się Sebastianowi Stebleckiemu i efektownym „szczupakiem” uderzył w taki sposób, iż Jałocha nie miał szans. Dzięki temu trafieniu Łotysz osiągnął granicę dziesięciu zdobytych bramek i awansował na pozycję lidera wyścigu o koronę króla strzelców Fortuna 1 Ligi, wyprzedzając Rafała Kujawę z ŁKS-u.

W 42 minucie we własnej „szesnastce” nie najlepiej zachował się Sołowiej, dzięki czemu z dość bliska uderzył Jaroch, ale tym razem bramkarz GKS-u był na posterunku. Mimo gry w osłabieniu, zawodnicy Ryszarda Tarasiewicza nie zamierzali jedynie statystować. Kilkukrotnie dosłownie całym zespołem prowadzili na połowie przeciwnika atak pozycyjny, ale nie przełożyło się to choćby na jedną klarowną okazję.

Na drugą połowę goście wybiegli z jedną zmianą. By nieco ożywić poczynania w przodzie, za „stacjonarnego” napastnika Mateusza Piątkowskiego desygnowano nominalnego środkowego pomocnika Jakuba Piątka. Przez chwilę najbardziej wysuniętym tyskim zawodnikiem był Łukasz Grzeszczyk, potem Tarasiewicz wprowadził Artura Siemaszkę. Szybko założenia przyjezdnych z przerwy mogły jednak wziąć w łeb. W 50 minucie drugą tego dnia asystę zapisać mógł Adrian Rakowski. Podbeskidzie długo rozgrywało piłkę, aż wreszcie pomocnik obsłużył Kacpra Kostorza, który w „szesnastce” miał sporo miejsca, kropnął, lecz nie dość dokładnie i Jałocha nogami odbił piłkę. Kwadrans później Kostorz stanął przed kolejną szansą. Ograł Keona Daniela, wpadł w pole karne, ale spudłował.

Skoro nie dał rady strzelić gola, to zanotował asystę. Zaczęło się od straty Omara Monterde. Kostorz „wsiadł na motor”, odjechał Dawidowi Abramowiczowi i Grzeszczykowi, zagrał płasko w pole karne, gdzie dublet skompletował Szabala. GKS przejął jeszcze inicjatywę, oddał kilka strzałów, ale nic więcej nie był w stanie wskórać. Kończył… w dziewiątkę, bo raptem 8 minut wystarczyło Jakubowi Vojtuszowi, by skompletować dwie żółte kartki. Piąte miejsce, które jeszcze dziś wydawało się w zasięgu, odjechało tyszanom, ale trudno myśleć o punktach, jeśli popełnia się tak proste błędy. Może i dla nich dobrze, że taki mecz akurat tej niedzieli został „przykryty” emocjami hokejowymi.

Podbeskidzie Bielsko-Biała – GKS Tychy 2:0 (1:0)

1:0 – Szabala, 30 min (głową),
2:0 – Szabala, 71 min.
PODBESKIDZIE: Fabisiak – Jaroch, Wiktorski, Jończy, Gach – Rakowski, Palawandiszwili – Kostorz (84. Mystkowski), Rzuchowski, Sierpina (63. Płacheta) – Szabala (88. Hilbrycht). [Trener] Krzysztof BREDE.
GKS: Jałocha – Grzybek, Biernat, Sołowiej (83. Vojtusz), Abramowicz – Daniel, Steblecki – Adamczyk (61. Siemaszko), Grzeszczyk, Monterde – Piątkowski (46. J. Piątek). [Trener] Ryszard TARASIEWICZ.
Sędziował Mariusz Korpalski (Toruń). Widzów 2635.

Żółte kartki: Sołowiej, Vojtusz. Czerwone kartki: Biernat (9, faul ratunkowy), Vojtusz (90+1, druga żółta).