Podbeskidzie. „Bila” to prawdziwy skarb

Wybitny polski trener boksu Andrzej Gmitruk zwykł mawiać: „Wszyscy wiedzieli, że Bogdan Gajda ma lewą kontrę, a i tak wszyscy się po niej przewracali”.


Stwierdzenie legendarnego szkoleniowca jak ulał pasuje do… Podbeskidzia. Wszyscy wiedzą, że „górale” mają w ataku Kamila Bilińskiego i znają jego atuty, a i tak „Bila” strzela bramki. Tym razem napastnik bielskiego zespołu przesądził o losach spotkania z Chrobrym Głogów. Był doliczony czas gry w II połowie. Ezequiel Bonifacio – rozgrywający zresztą bardzo dobre spotkanie – popędził prawym skrzydłem i zagrał piłkę w pole karne.

Tam był, gdzie być powinien, Biliński i zapewnił Podbeskidziu trzy punkty.
To nie był dla „górali” łatwy mecz. Szczególnie w pierwszej połowie Chrobry kilka razy postraszył bielszczan. Strzelił nawet, jako pierwszy bramkę, ale bielszczanie byli w stanie odpowiedzieć jeszcze przed przerwą za sprawą Goku Romana.

Warto zaznaczyć, że poprzedni mecz hiszpański pomocnik rozpoczął na ławce rezerwowych. Wszedł na boisko w Sosnowcu i strzelił bramkę. W nagrodę trenerzy Piotr Jawny i Marcin Dymkowski desygnowali go do gry od pierwszej minuty i środkowy pomocnik kolejny raz wpisał się na listę strzelców. To jego trzecie trafienie w sezonie. Tym samym zrównał się z Giorgim Merebaszwilim i obaj obcokrajowcy są drugimi – po Bilińskim – najskuteczniejszymi graczami Podbeskidzia w tym sezonie.

Dwa gole i zwycięstwo, to – z całą pewnością – najlepsze, co mogło przytrafić się Podbeskidziu w niedzielnym spotkaniu. Bo nie był to dla Podbeskidzia łatwy mecz, co zresztą przyznał trener Marcin Dymkowski. – To było spotkanie z kategorii bardzo trudnych. Gra nam się nie układała tak, jakbyśmy chcieli grać. Mecze z przeciwnikami, którzy w dziesięciu starają się bronić, nie są przyjemne – powiedział szkoleniowiec „górali”. – Generowaliśmy zbyt dużo strat. Nasza płynność w grze nie była na właściwym poziomie – powiedział trener Dymkowski.

Opiekun „górali” przyznał ponadto, że stracony przez jego zespół gol dodał Podbeskidziu… otuchy. – Po golu dla Chrobrego nie mieliśmy nic do stracenia. Chcieliśmy za wszelką cenę ten mecz wygrać. Podbeskidzie jest zespołem, który chce być w górnej części tabeli. Chcemy być drużyną, która wygrywa mecze u siebie, a na wyjeździe nie przegrywa – powiedział opiekun bielskiego zespołu, który zauważył pewną ważną prawidłowość. – Suma szczęścia w sezonie zawsze wychodzi na zero – podkreślił trener Podbeskidzia.

O co dokładnie chodziło? O to, że Podbeskidzie strzeliło zwycięskiego gola w doliczonym czasie gry. Wcześniej „górale” w takich okolicznościach tracili bramki. W ten sposób – tylko w tym sezonie – przegrali z Koroną Kielce, a także remisowali z GKS-em Katowice i Zagłębiem Sosnowiec.



Idąc zatem tokiem rozumowania trenera Dymkowskiego przed Podbeskidziem jeszcze… dwa mecze w tym sezonie, w których bielszczanie będą wygrywać lub ratować punkty w doliczonym czasie gry. Oczywiście należy potraktować to z przymrużeniem oka, a kibice Podbeskidzia pewnie woleliby, aby ich ulubieńcy oszczędziliby im takich emocji, jak w meczu z Chrobrym Głogów.




Na zdjęciu: Kamil Biliński i wszystko jasne. Kapitan „górali” dał wygraną po niełatwym dla „górali” meczu.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus