Podbeskidzie chce przerwać kolejną złą passę

W meczu z ŁKS-em najlepszy strzelec „górali” Kamil Biliński będzie rywalizował z dwójką bardzo doświadczonych stoperów rywala.


W wygranym 3:2 wyjazdowym starciu z Chojniczanką napastnik Podbeskidzia Bielsko-Biała Kamil Biliński po raz pierwszy w tym sezonie ustrzelił dublet. W ubiegłych rozgrywkach taka sztuka udała się królowi strzelców sezonu 2021/2022 w I lidze dwa razy, a na dodatek raz popisał się hat trickiem. Sezon wcześniej, gdy Podbeskidzie grało jeszcze w ekstraklasie, „Bila” dwa razy zdobywał po dwa gole w jednym spotkaniu, a zatem łącznie takich ligowych spotkań, w których zdobył więcej niż jedną bramkę, ma na swoim koncie sześć. Pięć z nich zakończyło się zwycięstwami drużyny spod Klimczoka, a w jednym Podbeskidzie musiało uznać wyższość rywala. Był to zresztą pierwszy mecz Bilińskiego w barwach bielskiego zespołu, w którym strzelił więcej niż jednego gola. Wydarzyło się to na inaugurację rozgrywek ekstraklasy 2021/2022 przeciwko Górnikowi Zabrze. „Górale” przegrali wówczas 2:4.

W minioną niedzielę było inaczej, kapitan Podbeskidzia dwa razy dawał prowadzenie swojej drużynie, ale rywal dwukrotnie doprowadzał do remisu. W doliczonym czasie gry trafił Jeppe Simonsen i to on zapewnił trzy punkty „góralom”.

– Mecz z Chojniczanką był bardzo otwarty i różnie mógł się potoczyć – mówi Kamil Biliński.

– Gdybyśmy byli w nieco lepszej formie mentalnej, to ten mecz moglibyśmy zakończyć w pierwszych 15 minutach, bo mieliśmy trzy sytuacje bramkowe, których przez niepewność spowodowaną ostatnimi wynikami nie wykorzystaliśmy. Dlatego były emocje do końca. Jak to powiedział nasz trener bramkarzy to był mecz z historią. Fajnie, że Jeppe dał nam te trzy punkty – podkreślił napastnik Podbeskidzia, który przełamał strzelecką niemoc, jaka ostatnio nękała bielszczan. Przypomnijmy, że zawodnik ten trafił na wagę zwycięstwa w Głogowie, 14 sierpnia, a w trzech kolejnych meczach drużyna nie była w stanie strzelić gola i wszystkie te spotkania przegrała. Łącznie przez 290 minut, a zatem przez niemal pięć godzin, „górale” nie potrafili skierować piłki do siatki w meczach ligowych.

Teraz przed Podbeskidziem kolejna zła passa do przerwania. Chodzi o mecze przed własną publicznością i zdobywane w Bielsku-Białej gole. Trzy ostatnie takie spotkania bielszczanie przegrali, a w tym sezonie strzelili przy ul. Rychlińskiego zaledwie jedną bramkę. Goku Roman trafił w starciu z GKS-em Katowice. Od 298 minut nikt nie jest w stanie powtórzyć tego wyczynu.

Naturalnym kandydatem do tego, by w końcu trafić przed własną publicznością, jest nie kto inny, tylko Kamil Biliński, który w tym sezonie strzelił 5 z 11 goli dla Podbeskidzia, czyli niemal połowę. Doświadczony zawodnik jest mocno zirytowany faktem, że od dłuższego czasu jemu i jego kolegom pod Klimczokiem nie idzie. W tym roku „Bila” strzelił w domowych występach zaledwie 2 gole. ŁKS-owi, z którym bielszczanie zagrają w niedzielę oraz Miedzi Legnica, a oba te spotkania miały miejsce jeszcze w poprzednim sezonie.

– Mam nadzieję, że teraz pójdziemy do przodu. Po meczu z Chojniczanką była regeneracja, a następnie przygotowania do meczu z ŁKS-em. Walczymy o to, aby regularnie zacząć punktować. Przede wszystkim u siebie, bo musimy w końcu dać radość naszym kibicom w Bielsku-Białej – zapowiada 34-letni napastnik Podbeskidzia.

W niedzielnym spotkaniu Kamil Biliński na pewno nie będzie miał łatwo. On sam należy do ligowych wyjadaczy, ale naprzeciw siebie również będzie miał zawodników o ogromnym doświadczeniu. Środek obrony łódzkiego zespołu stanowią bowiem Adam Marciniak i Maciej Dąbrowski, który do składu łódzkiego zespołu wraca po kartkowej pauzie. Pierwszy z wymienionych zagrał 279, a drugi 179 meczów w ekstraklasie. Marciniak jest rówieśnikiem Bilińskiego, a Dąbrowski jest o rok od nich starszy. W przeszłości piłkarze ci wielokrotnie rywalizowali między sobą. W 8 spotkaniach przeciwko Marciniakowi Biliński strzelił jedną bramkę. Tyle samo goli uzyskał w 5 konfrontacjach z Dąbrowskim. Nigdy jego zespół nie pokonał drużyny tego zawodnika.


Na zdjęciu: Kamil Biliński to kandydat numer jeden, by przerwać okres gry bez gola przy Rychlińskiego, który liczy sobie już 298 minut.
Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus