Podbeskidzie chce zdominować rywala

Wczoraj wieczorem znaczna część piłkarzy Podbeskidzia, jak również członków sztabu szkoleniowego, zasiadła – z całą pewnością – przed telewizorami i obserwowała starcie Zagłębia Sosnowiec z Wartą Poznań.


Nikt kibicom nie wmówi, że było inaczej. Opowieści o tym, że… „wszystko zależy od nas” już dawno przestały robić na kimkolwiek wrażenie. Terry Butcher, legendarny obrońca reprezentacji Anglii, znany – przede wszystkim – z gry dla Ipswich Town, opowiedział kiedyś zabawną historię. Na mundialu w 1986 roku przed meczem z Polską Anglicy byli pod ścianą.

Musieli z nami wygrać, a na dodatek pozostali w konieczności obserwacji tego, co dzieje się w innych grupach. Trener, legendarny Bobby Robson, na przedmeczowej odprawie starał się przekonać swoich zawodników, że liczy się tylko tu i teraz, że żadne warianty Anglików nie mają prawa interesować.

Tymczasem traf chciał, że selekcjoner, przewracając karty na dużej, kołowej tablicy, niezręcznie przewrócił nie jedną, ale dwie strony. Oczom piłkarzy, którzy za chwilę mieli wyjść na murawę stadionu w Monterrey, gdzie było pewnie ze 40 stopni Celsjusza, ukazała się… rozpiska wszystkich możliwych wariantów awansu Anglii do 1/8 finału.

Podbeskidzie, dzięki świetnym występom w tym sezonie, a szczególnie w tym roku, ułożyło sobie autostradę do ekstraklasy. – Nie ma w tej lidze mniej ważnych meczów, każdy ma jednakową rangę i każdy trzeba wygrać – podkreśla Kacper Gach, obrońca Podbeskidzia.

– Pracowaliśmy ciężko na to zwycięstwo i nam się to zwyczajnie udało. Po strzeleniu pierwszej bramki nie chcieliśmy się zatrzymać i dalej dążyć do przodu, atakować i strzelić kolejne. Mimo tego, że Radomiak chwilowo chciał przejąć inicjatywę, my cały czas realizowaliśmy swoje założenia i wychodziło nam to dobrze – mówił po ostatnim, arcyważnym zwycięstwie z Radomiakiem, lewy defensor bielskiego zespołu.

– W takich warunkach, jak dziś, bardzo ważne było mądrze rozłożyć siły. Trzeba umieć rozgrywać takie spotkania, gdy słońce jest największe i temperatura jest równie wysoka. Nie były to jednak pierwsze zawody rozgrywane przez nas o tej porze, więc mając na uwadze poprzednie mecze wiedzieliśmy jak zagrać.

W naszej drużynie nie ma podejścia – mamy teraz sześć punktów przewagi i możemy się odprężyć. Każde pojedyncze spotkanie gramy o zwycięstwo, a na tabelę będziemy patrzeć wtedy, kiedy przyjdzie na to czas – słusznie Kacper Gach zauważył, że w dziś w Jastrzębiu Zdroju czeka na Podbeskidzie… piekło.

Pierwszy gwizdek zabrzmi w Jastrzębiu Zdroju o godz. 12.40 i wszystko wskazuje na to, że piłkarze zdążą uciec przed ulewą. Niemniej jednak nie bawmy się w synoptyków, tylko skupmy się na tym, co czeka Podbeskidzie przy Harcerskiej. Jeżeli efekt nowej miotły w drużynie GKS-u nie zadziała, to „górale” udadzą się w krótką podróż powrotną wręcz rozanieleni.

Znany jest bowiem sposób gry drużyny trenera Bredego. Podbeskidzie od pierwszych minut stara się zdominować rywala i jeżeli z takim założeniem drużyna spod Klimczoka wyjdzie na plac gry, to skończy się to szybkim golem, a może nawet dwoma. Ale z drugiej strony ciekawą jest statystyka od momentu, kiedy oba zespoły grają w I lidze w ostatnich dwóch sezonach.

Otóż nigdy nie zdarzyło się, a takie mecze odbyły się trzy, aby Podbeskidzie wygrało z GKS-em Jastrzębie. Mowa o drużynie bielskiej prowadzonej przez Krzysztofa Bredego. W poprzednim sezonie, w Jastrzębiu Zdroju Podbeskidzie przegrało 1:2, a mogło przegrać wyżej, gdyby nie dwie fenomenalne interwencje Wojciecha Fabisiaka.


Czytaj jeszcze: Czy to już autostrada?


Mało tego, GKS Jastrzębie jako jedyny zespół w tym sezonie wygrał w Bielsku-Białej. Z tego meczu kibice obu drużyn z całą pewnością doskonale pamiętają bramkę Michała Bojdysa, który przebiegł niemal całe boisko i popisał się kapitalnym strzałem w okienko.

Na pocieszenie bielskich kibiców informujemy, że Bojdys – zresztą rodowity bielszczanin – nie zagra, bo jest kontuzjowany.

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus