Podbeskidzie. Dla wielu coś nowego

Trener Krzysztof Brede po raz pierwszy – samodzielnie – poprowadzi drużynę w ekstraklasie.


Cztery sezony trwał rozbrat Podbeskidzia z ekstraklasą, ale nic to w porównaniu z pozostałymi beniaminkami. Przypomnijmy, że kibice Stali Mielec na występy swoich ulubieńców na najwyższym poziomie rozgrywkowym czekali 24, a fani Warty Poznań 25 lat.

Niemniej dla sympatyków piki nożnej pod Klimczokiem cztery sezony na zapleczu ekstraklasy to długo. Tym bardziej że w momencie, kiedy kończono budowę stadionu przy Rychlińskiego, „górale”… spadli do I ligi. Trzy sezony na zapleczu elity były dla drużyny nieudane, a dla kibiców rozczarowujące.

Za każdym razem mówiono o ekstraklasie, ale dość szybko okazywało się, że marzenia trzeba będzie odsunąć o kolejny rok. Nieco ponad 12 miesięcy temu, kiedy startował sezon 2019/20, cel był jasno określony, ale zarówno władze klubu, sztab szkoleniowy, jak i zawodnicy specjalnie się nad nim nie rozwodzili. Powtarzali jedynie, że robią swoje. Może było to mało medialne, ale okazało się skuteczne.

Promocję do elity „górale” wywalczyli w dobrym stylu, ale teraz – co nie ulega wątpliwości – będzie znacznie trudniej. Choć nie da się ukryć, że sezon 2020/21 dla wszystkich beniaminków będzie bezpieczniejszy niż zazwyczaj.

Z ekstraklasą pożegna się tylko jeden zespół, a nie od dziś wiadomo, że każdy z nowicjuszy – w pierwszym po awansie sezonie – gra przede wszystkim o to, by pobyt wśród najlepszych nie był epizodem. W takich okolicznościach można pomyśleć nawet o czymś więcej, mimo iż – tak naprawdę – za bardzo… nie ma o czym.

Gdyby kontynuowany był projekt ESA 37, to pod Klimczokiem – nie rozpowiadając o tym wszem i wobec – pewnie chciano by załapać się do pierwszej ósemki. W zaistniałej sytuacji trudno więc o postawienie przed zespołem innego celu niż utrzymanie.

Dla wielu osób ze środowiska Podbeskidzia zderzenie z ekstraklasą będzie czymś nowym. Prezes Bogdan Kłys nigdy wcześniej nie zarządzał klubem z elity, bo stery pod Klimczokiem objął, kiedy klub ten rywalizował w I lidze. To jednak mniej istotne od tego, że nigdy jeszcze – samodzielnie – nie pracował w ekstraklasie Krzysztof Brede.

Trzeba jednak pamiętać, że 39-letni szkoleniowiec zupełnie zielony, jeżeli chodzi o najwyższy poziom rozgrywkowy, nie jest. Miał się od kogo uczyć, bo był asystentem Bogusława Kaczmarka i Michała Probierza. Na to, aby dowodzić zespołem ekstraklasowym sam sobie zapracował. Zresztą nie tylko w poprzednim sezonie.


Czytaj jeszcze: Nic na siłę

W roli pierwszego trenera w I lidze debiutował z Chojniczanką i zajął z nią 3. miejsce, czyli otarł się o awans. Później, już w Podbeskidziu, skończył z zespołem sezon 2018/19 na 6. pozycji, aż wreszcie – w niedawno zakończonych rozgrywkach – drużyna przez niego prowadzona zajęła 2. lokatę. Za każdym więc razem podopieczni trenera Bredego zajmowali stosunkowo wysokie lokaty w rozgrywkach drugiego frontu.

Doświadczenie ekstraklasowe zawsze jest w cenie. Jak to wygląda, jeżeli chodzi o piłkarzy Podbeskidzia? Trzech zawodników pierwszego zespołu ma na swoim koncie ponad 100 spotkań na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Czterech kolejnych zagrało w elicie więcej niż 50 meczów.

Ale w drużynie są też tacy, którzy w poprzednim sezonie byli dla zespołu ważni, a którzy nigdy w ekstraklasie nie grali. Mniejsza o Dmytro Baszłaja czy Marko Roginicia, bo Ukrainiec trafił pod Klimczok dopiero przed rokiem, a Chorwat 1,5 roku temu. Ale już Michał Rzuchowski czy Rafał Figiel, piłkarze przecież o sporym już doświadczeniu, dopiero dostaną szansę debiutu na najwyższym poziomie rozgrywkowym.

Jak na razie, jeżeli chodzi o okienko transferowe, Podbeskidzie nie szalało, albo – precyzyjniej rzecz ujmując, nie wpadło w panikę. Zresztą kiedy trwał jeszcze poprzedni sezon klub podpisał nowe kontrakty ze wszystkimi zawodnikami pierwszego zespołu. To świadczy o stabilizacji, choć pod Klimczokiem pamiętają, że to, co starczyło na awans, niekoniecznie musi wystarczyć do tego, by z powodzeniem rywalizować poziom wyżej.


Na zdjęciu: Krzysztof Brede i jego zawodnicy stają przed nie lada wyzwaniem…

Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus


Czy wiesz, że…

Jedynym zawodnikiem z obecnej kadry Podbeskidzia, który ma na swoim koncie występy w elicie w barwach bielskiego zespołu, jest Bartosz Jaroch. Piłkarz ten pod Klimczok sprowadzony został przed sezonem 2015/16 i zagrał następnie w sześciu meczach ekstraklasy.

W starciu 2. kolejki z Legią Warszawa, które bielszczanie przegrali 0:5, Jaroch… strzelił samobójczego gola. Później spędził trochę czasu w rezerwach, ale zagrał w ostatnim jak dotychczas meczu bielszczan w ekstraklasie. 14 maja 2016 roku z Wisłą Kraków.