Podbeskidzie. Galopujący Węgier

Kiedy Gergoe Kocsis dużo biega i walczy, Podbeskidzie wygrywa mecze. Jego nazwisko zobowiązuje, choć na Węgrzech jest niezbyt popularne!


Legendarny Ferenc Puskas, jeden z najlepszych piłkarzy wszech czasów, nosił pseudonim „Galopujący major” – choć niekoniecznie dlatego, że dużo i ochoczo po boisku biegał. A szczególnie pod koniec kariery, kiedy to jego sylwetka była już nieco mniej sportowa… Geniusz Węgra polegał na czymś zupełnie innym, a najbardziej zmarły w 2006 roku piłkarz słynął ze strzelania goli.

Według oficjalnych danych zdobył 616 bramek w 620 występach, choć są i takie dane, które wskazują, że częściej trafiał do siatek rywali. Na boisku tworzył pamiętny duet z Sandorem Kocsisem. Tymczasem w Podbeskidziu, od tego sezonu, występuje inny Kocsis. Konkretnie – Gergoe.

Popularne jak… Dudek

I o nim właśnie śmiało można powiedzieć, że jest… galopującym Węgrem. Zarówno w meczu z Legią Warszawa, jak i z Górnikiem Zabrze, był tym zawodnikiem, który pokonał największy dystans spośród wszystkich graczy „górali”, a bielszczanie oba mecze wygrali. 27-latek największy dystans w tym sezonie przemierzył w jesiennym meczu z Zagłębiem Lubin.

Przebiegł wówczas 13,01 kilometra, co jest piątym w tym sezonie wynikiem w ekstraklasie, a „górale” również to spotkanie wygrali. Wniosek jest zatem prosty. Gdy Węgier dużo biega, Podbeskidzie zdobywa trzy punkty.

Ale nie tylko o bieganie chodzi, bo Koscis, przede wszystkim, imponuje tym, że wygrywa bardzo dużo pojedynków. W meczu z Górnikiem odnotował w tej materii 73-procentową skuteczność i lepszego pod tym względem w ekipie „górali” nie było.

A w kwestii tej… nazwisko również zobowiązuje. Antal Kocsis to bowiem węgierski mistrz olimpijski w boksie, z 1928 roku z Amsterdamu w wadze muszej, choć nic wiadomo, czy w jakikolwiek sposób Gergoe – zarówno z były piłkarzem, jak i z byłym pięściarzem – jest spowinowacony. Raczej nie, choć na Węgrzech to nazwisko, które w tłumaczeniu na polski oznacza… Woźniak, nie jest zbyt popularne, bo według danych statystycznych zajmuje dopiero 29. miejsce. Dokładnie taką samą lokatę, jak w Polsce… Dudek. Woźniak, z kolei, w naszym kraju plasuje się zaraz na początku drugiej dziesiątki, czyli na jedenastej pozycji.

Trener napełnia pewnością siebie

Gergoe Kocsis na początku tej rundy, jak niejeden zresztą piłkarz Podbeskidzia, sprawia wrażenie, jakby go ktoś… podmienił. Owszem, Węgier bardzo dobrze zaprezentował się we wspomnianym meczu z Zagłębiem jeszcze w zeszłym roku, ale dopiero teraz prezentuje swoje najważniejsze walory.

– Czuję się szczęśliwy. Teraz mogę z pełną świadomością powiedzieć, że dojechaliśmy do ekstraklasy. Wiem, że trochę późno, ale lepiej późno niż wcale – uśmiecha się węgierski pomocnik Podbeskidzia. – Wygraliśmy dwa niezwykle ważne spotkania. Obawialiśmy się trochę, bo gdybyśmy je przegrali, to byłoby naprawdę trudno, choć przecież już było nieciekawie – dodaje Gergoe Kocsis, który – jak zresztą kilku jego kolegów w ostatnich kilkunastu dniach – przekonuje, że w drużynie zaszła wielka zmiana.

– Staliśmy się innym zespołem. Cały czas, nawet w najtrudniejszych sytuacjach, wspieramy się i to jest bardzo ważne. Dzięki temu możemy wygrywać takie mecze, jak ten z Górnikiem – zaznacza były reprezentant węgierskiej młodzieżówki.


Czytaj jeszcze: Nowicjusz wykorzystał szansę

Kocsis, również podobnie, jak inni gracze Podbeskidzia, podkreśla rolę, jaką odgrywa trener Robert Kasperczyk. – W przerwie ostatniego spotkania pozwolił nam grać. Napełnia nas pewnością siebie, a to sprawia, że nie popełniamy błędów. A jeżeli takie się zdarzają, to dobrze się uzupełniamy – zapewnia zawodnik, który w piłkę uczył się grać m.in. w Niemczech.

Przed meczem z Cracovią, w którym „górale” zamierzają powalczyć o trzecie zwycięstwo z rzędu, co w ekstraklasie ostatni raz zdarzyło im się na przełomie lutego i marca 2016 roku, Gergoe Kocsis uważa, że koncentracja musi być jeszcze większa. – Przed starciem w Krakowie skupić trzeba się podwójnie – podkreśla… galopujący Węgier.




Na zdjęciu: Gergoe Kocsis (w środku) dużo biega, a także stacza wiele pojedynków. Nazwisko, które nosiły legendy węgierskiego sportu, zobowiązuje.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus