Podbeskidzie. Głowy wyczyszczone

Podbeskidzie miało trochę czasu, aby zapomnieć o meczu w Zabrzu, a szczególnie o pierwszej połowie tego starcia. Teraz czas na Cracovię.




Kamil Biliński był jednym z tych piłkarzy Podbeskidzia, do których pretensji po inauguracyjnej porażce w Zabrzu, nikt mieć nie może, choć tak naprawdę trudno jest mieć pretensje do beniaminka za to, że w pierwszym meczu w ekstraklasie po czteroletniej przerwie przegrał 2:4. „Bila” był jednak tym zawodnikiem, który dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, czyli strzelił tyle samo goli, ile… w całej poprzedniej rundzie, jeszcze w pierwszej lidze.

Wówczas był jednak głównie zmiennikiem. Teraz rozpoczął sezon w pierwszym składzie, wobec niedyspozycji Marko Roginicia, jednego z czołowych architektów awansu bielskiego zespołu na najwyższy poziom rozgrywkowy.

– Odpowiedzialność za zdobywanie bramek spoczywa na moich barkach. W poprzednich meczach – czyt to sparingowych, czy też w Pucharze Polski – nie wszystko szło po mojej myśli. Musiałem zakasać rękawy. Cały czas wierzyłem w to, że ta passa się odwróci. W Zabrzu się udało i na pewno jestem z tego bardzo zadowolony – powiedział Kamil Biliński.

Napastnik ten rozgrywał w ubiegłą niedzielę 102 mecz w ekstraklasie, ale dopiero trzeci raz w karierze strzelił w tych rozgrywkach więcej niż jedną bramkę w tym samym spotkaniu. Przypomnijmy, że „Bila” jest jednym z zaledwie trzech graczy bielskiego zespołu, który ma na koncie więcej niż 100 występów na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Doświadczeniem może zatem służyć kolegom, który np. dopiero debiutowali.


Czytaj jeszcze: Dwa oblicza „górali”

– Mamy fajny, ambitny zespół. Na pewno nasza role jest teraz taka, aby swoim doświadczeniem podnieść na duchu kolegów, którzy takiego doświadczenia ekstraklasowego jeszcze nie mają. Powiedzieć „jedziemy dalej”, bo tego, co było, już nie cofniemy. Mecz się skończył i nic z tym nie zrobimy. Nie dopisujemy sobie punktów – zaznaczył 32-letni napastnik „górali”, który pomimo porażki dostrzegł po meczu w Zabrzu sporo pozytywów.

– Można z tego meczu, przede wszystkim z drugiej połowy, wyciągnąć wnioski. Były, w naszym wykonaniu, naprawdę fajne momenty. Potrafiliśmy usiąść na Górnika bardzo wysoko. Próbowaliśmy jeszcze w tym spotkaniu namieszać. Szkoda, że tych siła starczyło nam tylko na te dwie bramki. Jestem przekonany, że gdybyśmy nie zaczęli tego meczu, jak zaczęliśmy, to – być może – wyjechalibyśmy z Zabrza z punktami. Przynajmniej z jednym. Cóż, widocznie na tyle nas było stać – ocenił były napastnik m.in. Dinama Bukareszt.

Kamil Biliński nie ma wątpliwości, że w tym sezonie wszystko jeszcze przed Podbeskidziem. A do niedzielnego meczu z Cracovią należy podejść w taki sposób, aby zupełnie o porażce w Zabrzu nie myśleć.

– Trzeba wyczyścić głowy i w kolejnych meczach cieszyć się grą. Klub wrócił do ekstraklasy. Wielu z zawodników również. Trzeba się z tego zdecydowanie cieszyć, bo to jest bardzo fajna chwila dla nas wszystkich. Debiut w nowym sezonie już za nami. Głowy do góry. Teraz nadszedł czas na to, aby pokazać to, co cechowało nas w pierwszej lidze.

Doskonale wszyscy wiedzą, że potrafiliśmy grać fajny futbol i cieszyć naszych kibiców. Teraz przed nami mecz u siebie z Cracovią. Miejmy nadzieję, że to będzie najlepszy bodziec do tego, żebyśmy zaczęli fajnie grać i fajnie punktować – zakończył doświadczony napastnik Podbeskidzia.


Znów goście z Krakowa

Podbeskidzie rozegra w niedzielę pierwszy mecz w ekstraklasie przed własną publicznością od ponad czterech lat. 14 maja 2016 roku – pojutrze minie od tego dnia 1569 dni – „górale” nie mogli się już uratować przed degradacją, a w ostatnim meczu sezonu 2015/16 mierzyli się z Wisłą Kraków.

Pomimo okoliczności było to bardzo ciekawe spotkanie, bo skończyło się triumfem „Białej gwiazdy” 4:3, choć bielszczanie dwukrotnie w tym meczu wychodzili na prowadzenie, a także doprowadzili do wyrównania na 3:3. Decydującego gola dla ekipy spod Wawelu strzelił Krzysztof Mączyński, który miesiąc później był podstawowym piłkarzem reprezentacji Polski podczas Euro 2016 i dotarł z nią do ćwierćfinału.

Teraz bielszczanie, po długiej przerwie, ponownie gościć będą drużynę z Krakowa, choć nie będzie nią Wisła. Warto jeszcze dodać, że ostatni punkt w ekstraklasie przed własną publicznością, który pozostaje ostatnim punktem zdobytym przez Podbeskidzie w ogóle na najwyższym poziomie rozgrywkowym, „górale” wywalczyli 6 maja 2016 roku, kiedy to 1:1 zremisowali z Koroną Kielce.

Ostatnie zwycięstwo, zresztą u siebie, odnieśli 9 kwietnia 2016 roku, kiedy to 2:0 pokonali Bruk-Bet Termalikę Nieciecza.




Na zdjęciu: Podbeskidzie Bielsko-Biała pierwszy mecz po czterech latach przerwy w ekstraklasie ma już za sobą. Teraz czas na kolejny.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus