Podbeskidzie. „Heniu” wraca do domu

Krzysztof Brede jest lechistą z krwi i kości, ale w Gdańsku nikt nie zwraca się do niego… po imieniu.



Niektórzy koledzy z juniorskich zespołów, jak np. Sebastian Mila, nie potrafili sobie przypomnieć, jak… ma na imię. Wszyscy w klubie wołali bowiem do niego „Heniek” i tak pozostało do dziś. Skąd wziął się taki pseudonim Krzysztofa Bredego, dziś szkoleniowca Podbeskidzia, który – zarówno piłkarsko, jak i trenersko – wychował się w Lechii Gdańsk?

Otóż jego wujek, Henryk, prowadził w Gdańsku działalność gastronomiczną. I wszyscy od dziecka na Krzysztofa Bredego wołali „mały Heniu”. Tak zostało do dziś. Szkoleniowiec Podbeskidzia lechistą jest z krwi i kości. W stwierdzeniu tym nie ma krzty przesady.

Wyleciał z boiska przy Rychlińskiego!

To w Lechii kopał piłkę od małego. M.in. ze wspomnianym Sebastianem Milą, Łukaszem Mierzejewskim czy Łukaszem Nawotczyńskim. Cała wymieniona trójka jest od niego o rok młodsza. To bardzo utalentowany rocznik 1982, który w 1999 roku przywiózł, pod wodzą trenera Michała Globisza, srebrne medale mistrzostw Europy U-16.

Nieco później juniorzy Lechii sięgnęli po brązowe medale mistrzostw Polski. Krzysztofa Bredego w drużynie już jednak nie było. Wtedy po raz pierwszy opuścił Gdańsk. Trafił do Lecha Poznań. Później, na krótko, trafił do Arki Gdynia. Występował też w Warmii Grajewo i Gryfie Wejherowo, a w 2004 roku wrócił do macierzystego klubu, odradzającego się jak feniks z popiołów. Z Brede w składzie, który występował jako środkowy obrońca, „biało-zieloni” awansowali do I ligi.

W debiucie na zapleczu ekstraklasy, w sezonie 2005/06, „Heniu” strzelił gola w Białymstoku z karnego, a jego zespół zremisował 1:1. Drugi mecz skończył się takim samym wynikiem i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że spotkanie to rozegrano na… Stadionie Miejskim przy ul. Rychlińskiego! A obecny trener Podbeskidzia meczu nie dokończył, bo w 78. minucie meczu pomaszerował do szatni, po dwóch żółtych kartkach.

Początek pełen sentymentów

W rewanżu Brede się zrehabilitował. Strzelił gola, nie z karnego, bo większość goli dla Lechii zdobywał w ten sposób, a z gry i Lechia wygrała 1:0. Łącznie cztery razy mierzył się na zapleczu ekstraklasy z Podbeskidziem jako piłkarz i nigdy takiego meczu nie przegrał. W sezonie 2007/08 awansował z Lechią do ekstraklasy, choć grał już niewiele i nie dane było mu wystąpić na najwyższym poziomie w barwach, co tu dużo mówić, ukochanego klubu.

Później była Olimpia Grudziądz, a następnie powrót do Lechii, ale już tylko do drużyny rezerw. To był koniec piłkarskiej kariery, a zarazem początek wyzwań trenerskich. Całkiem niedawno Krzysztof Brede przyznał, że dwóch trenerów miało na niego duży wpływ. Bogusław Kaczmarek i Michał Probierz.


Czytaj jeszcze: Uderzyć się w pierś

Pierwszego z wymienionych trudno z Lechią nie kojarzyć. A z drugim rozpoczął współpracę, w roli asystenta, w 2013 roku, kiedy ten pracował w Gdańsku właśnie. Zabrał następnie ze sobą „Henia” do Białegostoku, gdzie razem pracowali przez trzy lata. Później ich drogi się rozeszły, ale niedawno się spotkali, już w ekstraklasie.

Teraz trener Brede wraca do Gdańska, czyli jego samodzielne początki w ekstraklasie pełne są sentymentów. A, co ciekawe, są blisko Lechii tacy, którzy uważają, że prędzej, czy później Krzysztof Brede zostanie trenerem „biało-zielonych”. Na razie musi jednak myśleć o tym, jak odnieść pierwsze zwycięstwo w ekstraklasie.




Na zdjęciu: W Gdańsku do Krzysztofa Bredego nikt nie zwraca się po imieniu. Dla lechistów zawsze będzie… „Heniem”.
Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus