Podbeskidzie. Jak „Bila” z „Pioną”

Są najlepszymi strzelcami w swoich zespołach, ale napastnik Podbeskidzia ma dwa razy więcej trafień od atakującego Górnika.


Przed meczem z Widzewem Łódź, Kamil Biliński odebrał nagrodę dla piłkarza października Fortuna 1. ligi. Następnie strzelił trzy gole, zaliczył asystę i uznano go… piłkarzem 17. kolejki rozgrywek. Oczywiście napastnik Podbeskidzia ma pewne miejsce w jedenastce jesieni, którą wybiorą kibice po zakończeniu rywalizacji w tym roku.

W zeszłym roku takie głosowanie się odbyło, a zatem teraz nie powinno być inaczej. „Bila” do indywidualnych wyróżnień podchodzi z rezerwą i nieudawaną skromnością. Mówi, że nagrodę utrzymała drużyna. Znany jest również z tego, że trzyma szatnię. Po meczu z Widzewem od razu powiedział kolegom, że nie można popadać w hurraoptymizm, a kilka dni później – co ma w zwyczaju – napisał na Facebooku. – Nie zapominamy, że wszystko toczy się dalej i już w sobotę kolejny przeciwnik, niełatwy do pokonania, czyli Górnik Polkowice.

W pierwszym meczu tego sezonu spadkowicz z ekstraklasy grał z beniaminkiem na wyjeździe i skończyło się 1:1. Wiadomo, kto strzelił wtedy bramkę dla Podbeskidzia. To był trudny, szczególnie w drugiej połowie, mecz dla „górali”, a Mateusz Piątkowski mógł w końcówce dać Górnikowi zwycięstwo. Nieprzypadkowo zestawiamy obu napastników. Obaj pochodzą z Dolnego Śląska. Biliński z Wrocławia, a Piątkowski z Bielawy i znają się doskonale. Jesienią sezonu 2010/11 grali razem w… Górniku Polkowice. A po latach, w sezonie 2017/18, spotkali się w jednym klubie ekstraklasy, konkretnie w Płocku.

Ciekawostką z tamtych czasów niech będzie mecz ze… Śląskiem Wrocław. Wisłą wygrała u siebie 4:1. „Bila” nie wykorzystał karnego, ale i tak został bohaterem meczu, bo zdobył dwa gole. Krótko po drugim trafieniu zszedł z boiska i został zmieniony przez o cztery lata od siebie starszego… Mateusza Piątkowskiego.

Przeciwko sobie obaj panowie również grywali i to aż siedem razy. Nigdy Kamil Biliński takiego spotkania nie przegrał. Dwa mecze kończyły się zwycięstwami jego zespołów, a pięć razy odnotowano remis. Gdyby „Piona” przerwał dziś niekorzystną dla siebie passę, to będziemy mówić o sensacji. Tym bardziej, że napastnik Górnika Polkowice ostatnio nie jest w wybornej formie snajperskiej, choć i tak pozostaje liderem strzelców swojego zespołu z sześcioma trafieniami na koncie.



W połowie rundy jesiennej miał tyle samo bramek, co „Bila”. Ale w dalszej części rozgrywek były klubowy kolega mu odjechał. Ma dziś dwa razy więcej trafień. Obaj zawodnicy mogliby mieć więcej bramek, ale zarówno Bilińskiemu, jak i Piątkowskiemu przytrafiła się podobna historia. Najpierw napastnik Podbeskidzia musiał odpokutować dwa mecze dyskwalifikacji po czerwonej kartce, którą obejrzał w spotkaniu z Resovią.

Następnie to samo spotkało atakującego Górnika, który wyleciał z boiska w trakcie starcia z Koroną Kielce. Za co? Obaj dopuścili się fauli na bramkarzach przeciwnych zespołów. To były kopnięcia, za które tak karać trzeba.





Na zdjęciu: Mateusz Piątkowski (z prawej) doskonale zna się z Kamilem Bilińskim. Grali razem w Polkowicach i Wiśle Płock.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus