Podbeskidzie. Ktoś wyłącza prąd

Zespół spod Klimczoka w dwóch pierwszych meczach źle zaprezentował się pod względem fizycznym. Trudno jest się spodziewać, że dziś przy Bukowej będzie lepiej…


Po dwóch pierwszych meczach sezonu kibice Podbeskidzie Bielsko-Biała nie mają zbytnio powodów do radości. O ile w Polkowicach udało się jeszcze zdobyć punkt w starciu z beniaminkiem, o tyle z Odrą Opole skończyło się 0:3. Czy było w obu meczach coś pozytywnego w grze „górali”.

W pierwszym spotkaniu starali się bielszczanie – w myśl słów trenerów – grać w piłkę. Rzeczywiście przez pewien czas zdołali zdominować rywala, szczególnie w pierwszej połowie. Skonstruowali ładną, bramkową akcję. Pięknym podaniem Kamila Bilińskiego uruchomił Jakub Bieroński, a kapitan Podbeskidzia skończył akcję w swoim stylu.

Od ok. 60-65 minuty tamtego meczu bielszczanie zaczęli mieć problemy. Wyglądało to taki, jakbyś ktoś i nagle odłączył „góralom” zasilanie. Czy można było się spodziewać tego, że drużyna, która najwcześniej spośród wszystkich pierwszoligowców rozpoczęła przygotowania wysiądzie kondycyjnie już w pierwszym spotkaniu. Poniekąd tak, biorąc pod uwagę, że nie wszyscy zawodnicy zespołu spod Klimczoka są na tym samym etapie przygotowania fizycznego.

Podobnie było w meczu z Odrą Opole. Dopóki mieli podopieczni trenerów Piotra Jawnego i Marcina Dymkowskiego siły, dopóty toczyli z rywalem – przygotowanym zdecydowanie lepiej – w miarę wyrównaną walkę. Przecież już w drugiej minucie spotkania miało Podbeskidzie stuprocentową sytuację, której nie wykorzystał Mathieu Scalet. W miarę upływu czasu było jednak coraz gorzej, a dowodem na to był pierwszy gol rywala. Po prostu zmęczony Kacper Gach pozwolił się, niczym junior, przepchnąć po dośrodkowaniu w pole karne i stąd wziął się pierwszy gol dla Odry.

Druga żółta, a w konsekwencji czerwona kartka dla Julio Rodrigueza była efektem niefrasobliwości. Dysponujący dobrymi warunkami fizycznymi hiszpański obrońca dał się w dziecinny sposób zaskoczyć niższemu od siebie Arkadiuszowi Piechowi, co nie powinno mieć miejsca, i musiał faulować. Osłabionym i zmęczonym „góralom” było coraz trudniej, a negatywne efekty takiego stanu rzeczy nastąpiły w doliczonym czasie gry. Najpierw nie zdążyli bielszczanie za Konradem Nowakiem.

Przerażająca była w tej sytuacji postawa Costy Nhamoinesu. Bardzo doświadczony obrońca z Zimbabwe dreptał w kierunku własnej bramki z zadyszką, a przecież na placu gry pojawił się niespełna 20 minut wcześniej. Nic dziwnego, że wśród kibiców Podbeskidzia pojawiło się pytanie, po co drużynie 35-letni zawodnik, który jest zupełnie nieprzygotowany pod względem fizycznym do gry? To jeszcze nie wszystko, co stało się udziałem piłkarza z Afryki w tym spotkaniu, bo opolski rywal postanowił dobić zajechanego zupełnie przeciwnika.

Szarża Miłosza Trojaka pomiędzy dwoma słaniającymi się na nogach rywalami i kolejne złe zachowanie Costy sprawiło, że Podbeskidzie znów straciło gola.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie ma już teraz czasu, by nad kondycją popracować. Dziś „górale” zagrają w Katowicach i jeżeli, a wiele na to wskazuje, znów odetnie ich w końcówkach połów, lub pod koniec spotkania, to może się to skończyć tragicznie. „GieKSa”, szczególnie w drugiej połowie meczu w Legnicy, pokazała, że pod względem fizycznym czuje się nieźle. Skoro potrafiła z jednym z kandydatów do awansu grać, jak równy z równym, to tym bardziej wykorzysta słabości Podbeskidzia.




Na zdjęciu: To dopiero początek sezonu, a „górale” już są… zmęczeni. Wynika to z nierównego przygotowania do sezonu poszczególnych zawodników.

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus