Podbeskidzie. Limit pecha wyczerpany?

Rozgoryczenie, które zapanowało w obozie „górali” po meczu we Wrocławiu, musi zastąpić sportowa złość. Już dziś starcie z Lechem Poznań.


Ostatnia drużyna tabeli Stal Mielec zremisowała w środę z Jagiellonią Białystok 3:3. Dzień wcześniej, już w szóstej doliczonej minucie spotkania we Wrocławiu Śląska z Podbeskidziem wynik był… taki sam. Ale wówczas Robert Pich trafił do siatki „górali” i bielszczanie nie zdołali przywieźć ze stolicy Dolnego Śląska nawet „oczka”. Była to bolesna porażka, bo jeszcze w 83. minucie Podbeskidzie… prowadziło. Rozgoryczenie w szeregach „górali” było wielkie.

– Na boisku we Wrocławiu zostawiliśmy serce – mówi Michał Rzuchowski, środkowy pomocnik bielskiego zespołu. – Każdy z nas wierzył, że możemy wywieźć stamtąd trzy punkty. Trudno było mi uwierzyć w to, co się stało. Nie wiem, jak to nazwać. Na myśl przychodzi mi, że to był jakiś… zły sen. Wydawało mi się, że po meczu w Lubinie, gdzie też straciliśmy gola w doliczonym czasie, wyczerpaliśmy już limit pecha. Tymczasem wcale nie… Trudno mi nie przeklinać, myśląc o tym meczu. Teraz musimy wziąć się z „chabety”, zmobilizować i w piątek, przeciwko Lechowi Poznań, pokazać kolejny raz, że mamy jaja – zapowiedział 28-letni gracz Podbeskidzia.

Do ostatnich kropli

Czasu na rozpamiętywanie porażki w niecodziennych okolicznościach rzeczywiście „górale” nie mieli. Bo już dziś zagrają u siebie z „Kolejorzem” i będzie to ich przedostatnie starcie w tym sezonie na własnym stadionie.

– Po meczu ze Śląskiem musimy wyciągać wnioski. Bo tak łatwo tracić bramek nam nie wolno. Nie wiem, ile strzałów oddał rywal. Ale czuję, że my oddaliśmy dużo więcej. To, ile stworzyliśmy sobie sytuacji, może budować. Ale z drugiej strony byliśmy bardzo źli, że tych okazji nie wykorzystaliśmy – podkreśla Rzuchowski i ma rację, bo to właśnie zbyt łatwo tracone gole i kilka nie wykorzystanych szans własnych zadecydowało o porażce 3:4.

Mimo to defensywny pomocnik Podbeskidzia wierzy, że jeszcze nie wszystko stracone, choć porażka ze Śląskiem była trzecią z rzędu. – Gdy się w coś wierzy, to wszystko jest do zrobienia. A my wierzymy w to, że możemy się utrzymać. Chcemy, by kibice byli z nami. Do ostatniej kropli krwi i potu, a także do ostatniego gwizdka ostatniego meczu mamy do zrealizowania swój cel, którym jest pozostanie w lidze. I mam nadzieję, że spełnimy to założenie – zapewnia.


Czytaj jeszcze: Paradoks trzech bramek

Wspomniana Stal Mielec, dzięki „oczku” wywiezionemu z Białegostoku, zrównała się z Podbeskidziem punktami. Bielszczanie jednak mają lepszy bilans bezpośrednich starć z tym rywalem. Rachunek jest prosty, jeżeli wygrają wszystkie mecze do końca, to utrzymają się w ekstraklasie. Sęk jednak w tym, że do rozegrania pozostały mecze z… Lechem Poznań, Piastem Gliwice, Wisłą Płock i Legią Warszawa.

Wielu ich chwaliło

Trudno w takich okolicznościach sądzić, że Podbeskidzie zdobędzie komplet 12 punktów, skoro w 11 dotychczasowych meczach wiosennych, właśnie 12 „oczek” udało się drużynie trenera Kasperczyka zgromadzić. – Cały czas jesteśmy zależni tylko od siebie – mówi chorwacki piłkarz Petar Mamić.

– Myślę, że we Wrocławiu nie zasłużyliśmy na porażkę. Albo to Śląsk nie zasłużył na zwycięstwo. Powinno skończyć się remisem, a ten punkt byłby dla nas bardzo ważny. Wierzę jednak, że po tym, co pokazaliśmy w ostatnim meczu, w najbliższych będziemy punktować – powiedział Mamić.
Chorwat dodał, że trzy gole strzelone Śląskowi powinny dać jego drużynie pełną zdobycz.

– Stało się inaczej i tego bardzo szkoda. Ale nie zwieszamy głów. Wiemy, że wielu nas chwaliło po meczu we Wrocławiu. Dlatego teraz mam nadzieję, że limit pecha już się wyczerpał. Po krótkiej przerwie gramy z Lechem i walczymy – zapewnił lewy obrońca bielskiej drużyny.




Na zdjęciu: Michał Rzuchowski obiecuje, że o utrzymanie w ekstraklasie „górale” walczyć będą do ostatniego gwizdka.

Fot. Paweł Andrachiewicz/Pressfocus