Podbeskidzie. Mają swoje pomysły

 

Bardzo istotne jest też to, aby przygotować drużynę na przyszłość. W jednym z niedawnych tekstów na łamach „Sportu” mówił o tym prezes Podbeskidzia Bielsko-Biała, Bogdan Kłys. Podkreślił, że proces budowy trwa kilka lat. Mówił również, że nie pomagają temu częste zmiany na stanowisku trenera, które w Podbeskidziu w przeszłości miały miejsce.

Krzysztof Brede pracuje z zespołem już 653 dni. Ostatnim szkoleniowcem, który na stanowisku zasiadał dłużej, był Robert Kasperczyk, który w latach 2009-12 pracował z „góralami” przez 1053 dni.

Pozycja niepodważalna

I w międzyczasie chyba tylko Kasperczyk właśnie, Czesław Michniewicz (po utrzymaniu w ekstraklasie) i Leszek Ojrzyński, po zajęciu najwyższego miejsca w historii klubu – 10. pozycji w ekstraklasie – mieli równie niepodważalną pozycję w klubie, co teraz Krzysztof Brede.

Kiedy pod koniec 2018 roku Bogdan Kłys obejmował stery w Podbeskidziu, obecny szkoleniowiec pracował już z zespołem. W ciągu następnych kilku miesięcy obaj panowie nabrali do siebie zaufania. Na tyle, że po sezonie – powiedzmy sobie szczerze – średnim, w którym zespół zajął 6. miejsce, ale na długo przed końcem rozgrywek stracił realną szansę na walkę o ekstraklasę, Bogdan Kłys postanowił nie zwalniać trenera.

Sezon wcześniej Adam Nocoń zajął wprawdzie miejsce o trzy lokaty niższe, ale drużyna wywalczyła tylko o jeden punkt mniej. W kolejnych rozgrywkach drużyny już jednak nie poprowadził.

O tym, że pozycja Krzysztofa Bredego w klubie jest mocna, wiadomo było już w trakcie trwania rundy rewanżowej. A najlepszym na to dowodem była rezygnacja klubu z dyrektora sportowego. Po odejściu Andrzeja Rybarskiego w kwietniu zeszłego roku stanowisko to nie zostało ponownie obsadzone, choć początkowo prezes Kłys rozważał dwie kandydatury.

Ostatecznie jednak odpowiedzialność za transfery została w całości przekazana trenerowi Bredemu, a także działowi sportowemu, który reprezentują min. doskonale znany w bielskim środowisku Grzegorz Więzik, jak i nie mniej znany Sławomir Cienciała. Nie raz już zwracaliśmy uwagę na fakt, że wymienione trio współpracuje ze sobą dobrze.

Lepsza skuteczność

Niedawno prezes Kłys przypomniał, że kiedy przychodził do klubu ktoś powiedział mu, że połowa dokonanych transferów „wypala”. Nie będziemy wchodzić w szczegóły, ale licząc dwa ostatnie okienka transferowe, a szczególnie to z lata zeszłego roku, skuteczność w pozyskiwaniu nowych, wartościowych zawodników Podbeskidzie ma większą.

Martin Polaczek, Kornel Osyra, Dmytro Baszłaj, Rafał Figiel czy Karol Danielak, to zawodnicy, którzy grają pod Klimczokiem od lata 2019 roku, a każdy z nich jest podstawowym zawodnikiem. Teraz jednak odpowiedzialni za wzmocnienia mają mocno utrudnione zadanie. Bo skoro nikt nie gra, to nie ma możliwości obserwowania nowych zawodników i ci, którzy transferów dokonują, nie tylko w Podbeskidziu, mają utrudnione zadanie.

Krzysztof Brede zdradził, że jakoś trzeba temu zaradzić. A prezes Kłys przyznał, że klub zamierza latem – na ile sytuacja pozwoli – dokonać 5-6 wzmocnień. Wydaje się, że wobec prawdopodobieństwa awansu do ekstraklasy taki zastrzyk świeżej krwi jest optymalny. – Mamy swoje pomysły na transfery – mówi trener Brede.

– Jesteśmy w trakcie obserwacji, choć z wiadomych względów są one mocno utrudnione. Musimy się siłą rzeczy opierać na portalach statystycznych, czy materiałach wideo. Ale mamy określone cztery kierunki, z których chcemy pozyskiwać piłkarzy. Nasi skauci mają podzielone zadania. Rozważamy różne możliwości, decydują o tym różne czynniki.

 

Na zdjęciu: Grzegorz Więzik, wraz z trenerem Krzysztofem Brede i Sławomirem Cienciałą, wykonują dobrą, transferową robotę.