Podbeskidzie. Pesković niezmieniany

Martin Polaczek doszedł do pełni sprawności, ale wydaje się, że zmiana w bramce Podbeskidzia jest ostatnią, jakiej mógłby dokonać Robert Kasperczyk.


Arkadiusz Leszczyński, młody bramkarz Podbeskidzia, który od początku rundy wiosennej pełnił rolę zmiennika Michala Peskovicia, został wypożyczony do końca sezonu do Hutnika Kraków, czyli klubu, z którego pod Klimczok trafił.

Niby nic ważnego, bo przecież 22-latek nie jest kluczowym graczem walczących o utrzymanie w ekstraklasie „górali”, ale taki ruch oznacza, że wreszcie w pełni sił jest Martin Polaczek. Przypomnijmy, że jesienią zawodnik, który wywalczył z bielszczanami awans na najwyższy poziom rozgrywkowy, doznał poważnej kontuzji barku i przeszedł zabieg. Początkowo wydawało się, że 31-letni golkiper będzie dostępny dla trenera Roberta Kasperczyka już na początku wiosny, ale rekonwalescencja się przedłużała.

Polaczek nie brał m.in. udziału w styczniowym obozie w chorwackim Poreczu. A w pierwszych siedmiu spotkaniach wiosennych na ławce siedział właśnie Arkadiusz Leszczyński. Jednocześnie Podbeskidzie rozwiązało kontrakt z Rafałem Leszczyńskim, a teraz – po wypożyczeniu młodszego z golkiperów o tym samym nazwisku – zostało w pierwszym zespole z dwoma doświadczonymi bramkarzami.

Niedzielny mecz z Wartą Poznań będzie zatem pierwszym starciem ligowym od końcówki września, w którym Martin Polaczek weźmie udział. Na ławce rezerwowych, dodajmy, bo wydaje się, że opiekun drużyny spod Szyndzielni nie ma żadnych podstaw, by dokonywać zmiany akurat w bramce. Mało tego, Pesković jest ostatnim graczem, którego można byłoby winić za to, że w każdym z sześciu ostatnich spotkań zespół z Bielska-Białej tracił gole.

W meczu z Górnikiem Zabrze, „Pesko”, w doliczonym czasie gry, uratował dla swojej drużyny komplet punktów, broniąc znakomicie strzał Romana Prochazki. Później był mecz z Cracovią, w którym skapitulował tylko z karnego.

Z Jagiellonią Białystok, z kolei, obronił ostry strzał z dystansu, ale przy dobitce nikt go nie asekurował. Podobnie było w meczu z Rakowem Częstochowa, kiedy to Słowak genialnie interweniował przy uderzeniu Iviego Lopeza, a obrońcy Podbeskidzia się zdrzemnęli. Starcie z Lechią Gdańsk? Pesković broni sytuację „sam na sam” i znów nie ma wsparcia kolegów. Bielszczanie tracą gola, ale w końcówce tego spotkania bramkarz zatrzymuje Flavio Paixao i ratuje punkt.


Czytaj jeszcze: Wojna trwa

W Mielcu, w miniony poniedziałek, sytuacja znów się powtarza. Pesković skutecznie interweniuje po strzale Roberta Dadoka, ale koledzy pozwalają na dobitkę. Przy drugim golu dla rywala bramkarzowi wyraźnie przeszkadza Milan Rundić. Jaki z tego wniosek? Doświadczony, 39-letni golkiper robi wszystko, by „górale” zdobywali jak najwięcej punktów. A za to, że ostatnio było ich mniej niż na początku wiosny, to na pewno nie jego wina.

Swoją drogą każdy bramkarz czuje się pewnie niezbyt dobrze, jeżeli nie ma sobie nic do zarzucenia, a zespół i tak traci gole. Jasne, że Podbeskidzie traci na wiosnę mniej bramek niż jesienią, kiedy to Pesković ciągle musiał schylać się po piłkę do siatki. Ale nie jest też tak, zbudował trener Kasperczyk defensywne zasieki nie do przejścia.


Na zdjęciu: Tyle, zdaniem Michala Peskovicia, brakuje jego kolegom do doskonałości w grze defensywnej. Słowak wie o tym, jak mało kto.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus