Podbeskidzie. Napastników nie wyręczy

Pod koniec ubiegłego sezonu Bartosz Jaroch zajął stałe miejsce na prawej stronie defensywy Podbeskidzia Bielsko-Biała. Do pierwszej jedenastki wskoczył konkretnie na mecz 27. kolejki, kiedy to „górale” mierzyli się u siebie z GKS-em Tychy. W miejsce Filipa Modelskiego, który bardzo dobrze prezentował się jesienią, ale słabiej wszedł do rozgrywek wiosennych. Jaroch, tymczasem, oprócz dobrej gry w obronie, zaskakiwał rywali w ofensywie. Łącznie strzelił osiem bramek i zawstydził wielu pierwszoligowych napastników.

W minioną sobotę, w Sosnowcu, do siatki Zagłębia nie trafił. Ważne jednak było to, że trener Krzysztof Brede znalazł na boisku miejsce nie tylko dla niego, ale również dla wspomnianego Filipa Modelskiego, który wystąpił na lewej obronie. – Do Sosnowca jechaliśmy po zwycięstwo. Mieliśmy sytuacje, aby wygrać to spotkanie. Źle jednak weszliśmy w drugą połowę. Zaraz na jej początku straciliśmy bramkę, co nie powinno się wydarzyć. Reakcja nasza była właściwa. Udało nam się podnieść i próbowaliśmy wygrać ten mecz – przyznał po spotkaniu Bartosz Jaroch, który niewykorzystanej szansy żałował niezwykle.

Podbeskidzie. Głową, mimo wzrostu

– Udało nam się stworzyć kilka stuprocentowych sytuacji. Niestety nic nie chciało wpaść. Mieliśmy swój plan na to spotkanie. Realizowaliśmy go, zatem pozostaje duży niedosyt – podkreślił zawodnik, który do Podbeskidzia trafił w 2015 roku. Niedługo później, na pół roku, został wypożyczony do Znicza Pruszków, a następnie wrócił pod Klimczok. I początkowo długo musiał walczyć o miejsce w składzie bielskiej drużyny. W końcu się udało i dziś chyba żaden kibic „górali” nie wyobraża sobie defensywy zespołu bez 24-letniego wychowanka Polonii Przemyśl. Który, jak sam podkreśla, widzi we własnej ekipie potencjał. – Na pewno dołączyło do nas sporo nowych zawodników i w gronie tym znajdują się doświadczeni piłkarze. Dają naszemu zespołowi sporo jakości. Zostali do naszej drużyny ściągnięci po to, aby zrobić różnicę. Żeby było ją widać na boisku – zaznacza Bartosz Jaroch.

Nadal jednak w bielskim zespole nie ma kogoś, kto nie miałby litości pod bramką przeciwnika. Może takim kimś, niebawem, zostanie Ivan Martin, bo po raz kolejny okazało się, że na chorwackiego napastnika, Marko Roginicia, raczej liczyć nie można. – Pod koniec spotkania Marko miał idealną sytuację na gola. Nie trafił do siatki. Zdarza się i tak. Szkoda, dlatego po meczu w Sosnowcu dominuje u nas duży niedosyt. Mieliśmy naprawdę mnóstwo okazji. I to takich stuprocentowych – to raz jeszcze prawy obrońca Podbeskidzia, który pewnie jakąś bramkę, w najbliższych spotkaniach, strzeli. Jednak napastników swojej drużyny, na dłuższą metę, raczej nie wyręczy. Teraz kibice ekipy spod Klimczoka czekają na moment, aż w pierwszym zespole zadebiutuje Ivan Martin. Hiszpański napastnik, pozyskany z Odry Opole, to chyba ostatnia tej jesieni szansa na regularne gole.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem