Podbeskidzie. Nie pierwszy raz

Górale” w tym sezonie, w samych końcówkach spotkań, stracili już pięć punktów. Gdyby nie to dziś byliby w czołówce tabeli.


Tracenie bramek, a co za tym idzie punktów w końcówkach spotkań, to od dłuższego czasu zmora Podbeskidzia. Nie tylko w tym sezonie, choć warto wspomnieć o dwóch spotkaniach z bieżących rozgrywek. W meczu z Koroną Kielce rywal zdobył zwycięskiego gola w drugiej doliczonej minucie. A w Katowicach zespół GKS-u wyrównał w pierwszej doliczonej minucie. Dodając do tego utracone zwycięstwo w Sosnowcu, to w końcówkach meczów bielszczanie stracili w tym sezonie pięć punktów. Co to oznacza?

Nie trzeba być matematycznym geniuszem, by 5 „oczek” dodać do 22, które zgromadzili „górale”. Nie zajmowałoby zatem Podbeskidzie ósmego, a trzecie miejsce w pierwszoligowej klasyfikacji. Różnica jest zatem znaczna. – Nie po raz pierwszy w tym sezonie tracimy gola w końcówce. A drugi raz w ciągu kilku dni straciliśmy bramkę po wrzucie z autu. Musimy zrobić wszystko, by w przyszłości nie dopuszczać do takich sytuacji. Musimy być skoncentrowani od początku do końca i w każdej sytuacji – powiedział Titas Milaszius, litewski gracz Podbeskidzia, który ostatnio wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie bielskiego zespołu.

Młodzieżowy reprezentant Litwy wystąpił od pierwszej minuty w meczach w Olsztynie i w Sosnowcu. Wcześniej rozegrał sześć spotkań, ale za każdym razem wchodził na boisko z ławki. Ponadto warto zaznaczyć, że w starciu ze Stomilem Milaszius grał jako wahadłowy. A w meczu przeciwko Zagłębiu wystąpił na „dziesiątce”.

– Nie był to dla mnie żaden problem. Występuję tam, gdzie widzą mnie trenerzy. W reprezentacji Litwy występowałem już jako ofensywny pomocnik i nie było to dla mnie wielkim zaskoczeniem. W każdym meczu chcę pokazać się z jak najlepszej strony – podkreślił Milaszius, który podobnie, jak inni gracze Podbeskidzia, którzy grali w Olsztynie, nie miał zbyt wiele czasu na regenerację przez starciem z Zagłębiem.

Przypomnijmy, że ze Stomilem, Podbeskidzie grało w czwartek,a do Bielska-Białej zespół wrócił w piątek nad ranem. Mecz z w Sosnowcu rozgrywany był, z kolei, w niedzielę już o 12.40. – Na pewno nie było zbyt wiele czasu na odpoczynek, ale w żaden sposób nas to nie tłumaczy. Pierwsza połowa była trochę ospała, ale takie mecze się zdarzają. Jako pierwsi straciliśmy gola, ale weszliśmy na wyższy bieg. Wyrównaliśmy, walczyliśmy dalej, no i objęliśmy prowadzenie. Dlatego bardzo żałujemy, że nie udało nam się utrzymać tego prowadzenia do końca – podkreślił Titas Milaszius.

Do końca rundy jesiennej pozostało Podbeskidziu sześć spotkań do rozegrania. Aż pięć z nich „górale” rozegrają u siebie. Według planu z Chrobrym Głogów, Widzewem Łódź, Górnikiem Polkowice i GKS-em Katowice, a także jeden nadplanowy. Z Odrą Opole. Spotkanie to mieli bielszczanie rozegrać na wyjeździe, ale nastąpiła zmiana gospodarza.



– Czeka nas aż pięć spotkań u siebie i musimy zrobić wszystko, by wywalczyć w tych meczach jak najwięcej punktów. Wierzę w ten zespół, w tych chłopaków. Za wszelką cenę będziemy walczyć o zwycięstwa – podkreślił zawodnik, który niedawno wskoczył do wyjściowego składu Podbeskidzia. Jak długo się w nim utrzyma? Na razie nie strzelił gola, ani nie zaliczył asysty, ale jego postawa na pewno nie była zła. Istnieją zatem przesłanki ku temu, że na razie Litwin w podstawowym ustawieniu Podbeskidzia pozostanie.




Na zdjęciu: Titas Milaszius (z lewej) niedawno wskoczył do wyjściowego składu Podbeskidzia.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus