Podbeskidzie. Odblokować „Bilę”

Tak złej serii, czyli sześciu spotkań bez zwycięstwa, w tym sezonie Podbeskidzie jeszcze nie miało.


Trzy remisy i porażka. Oto bilans pierwszej części wiosny, biorąc pod uwagę przerwę na potrzeby reprezentacji, zespołu spod Klimczoka. W minioną niedzielę „górale” nie byli w stanie pokonać przed własną publicznością przedostatniej drużyny zaplecza ekstraklasy, czyli GKS-u Jastrzębie.

– Jest nam smutno, bo chcielibyśmy wygrywać każde spotkanie, a meczów bez zwycięstwa jest już sześć. Szatnia doskonale o tym wie. Dlatego bardzo chcieliśmy wygrać z Jastrzębiem – powiedział Marcin Dymkowski, trener zespołu spod Klimczoka, który słusznie zauważył, że od sześciu meczów – licząc dwa spotkania jesienne – jego zespół nie zdobył kompletu punktów. W tym sezonie tak słabej serii bielszczanie nie mieli. Na początku rozgrywek nie wygrali czterech spotkań z kolei, ale w piątym nastąpiło przełamanie.

W meczu z Jastrzębiem zespół spod Klimczoka był stroną przeważającą. Cóż jednak z tego, skoro nie zdobył gola?

– Z jednej strony zabrakło niewiele, ale z drugiej zabrakło bardzo dużo – powiedział trener Dymkowski.

– Nie zdobyliśmy gola. Mimo iż to był dobry mecz w naszym wykonaniu i, że zaangażowania naszym piłkarzom nie brakowało, nie zdobywamy trzech punktów. W każdym meczu gramy na 100 procent. Staramy się rozwijać drużynę na każdej płaszczyźnie i brakuje milimetra, aby to wszystko się scaliło. Brakuje nam goli i zwycięstw. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach to się pojawi – powiedział opiekun zespołu spod Klimczoka.
Brak zwycięstw na pewno nie jest czymś, co korzystnie wpływa na zespół. 20 listopada zeszłego roku Podbeskidzie wygrało 4:0 z Górnikiem Polkowice. Następny mecz – z ŁKS-em Łódź – rozegrają bielszczanie 1 kwietnia i wówczas minie 131 dni od ostatniego zwycięstwa. Owszem, udało się zimą bielszczanom wygrać dwa spotkania, ale były to mecze sparingowe.

– Każdy potrafi liczyć i zdaje sobie z tego sprawę, że dawno nie wygraliśmy. Czy to na nas ciąży? Tworzymy mnóstwo sytuacji. Martwiłbym się, gdybyśmy ich nie kreowali. W ostatnim meczu konkretnie zagraliśmy w defensywie. Fundament został zbudowany. Brakuje nam finalizacji – słusznie zauważył trener Dymkowski. Jeżeli chodzi o ten element gry, to wiadomo, że jest on oparty w Podbeskidziu na Kamilu Bilińskim. Który jesienią zdobył 14 bramek i nadal pewnie przewodzi klasyfikacji strzelców I ligi. Sęk jednak w tym, że wiosną „Bila” strzelił tylko jedną bramkę. W dodatku dobijając własną nieudaną próbę z rzutu karnego. 

– W poprzedniej rundzie Kamil Biliński strzelał jak na zawołanie. Teraz jest trochę przyblokowany. Szukamy sposobów, by – po pierwsze – wygrać mecz, a po drugie odblokować Kamila. Aby wrócił do seryjnego zdobywania goli i dawał nam punkty. Wierzę, że Biliński się przełamie, a ponadto wszyscy zawodnicy udźwigną ciężar. Pomogą mu i sobie – wyraził nadzieję szkoleniowiec bielskiego zespołu.

W najbliższy weekend Podbeskidzie, jak znakomita większość pierwszoligowców, bo zostanie rozegrany tylko jeden mecz, będzie miało wolne od rywalizacji o punkty. Nie oznacza to jednak, że bielszczanie będą się obijać. Już w najbliższy piątek o godz. 11.00 postarają się „zrewanżować” GKS-owi Jastrzębie, bo oba zespoły – tym razem na stadionie przy ul. Harcerskiej – zagrają mecz sparingowy.

– Ten okres przerwy na pewno postaramy się wykorzystać jak najlepiej. Mamy nad czym pracować – podkreślił Marcin Dymkowski.


Na zdjęciu: Podbeskidzie Bielsko-Biała źle zaczęło rundę wiosenną, a Kamil Biliński nie strzela tak często, jak jesienią.
Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus