Podbeskidzie. Paradoks trzech bramek

Zespół spod Klimczoka powinien we Wrocławiu chociaż zremisować, ale trzeci raz z rzędu nie był w stanie wywalczyć choćby punktu.


Bardzo często po takich meczach trenerzy przegranych zespołów mówią o tym, że nie powinno się przegrać meczu na wyjeździe, gdy strzela się aż trzy gole. I właśnie takim argumentem po porażce 3:4 we Wrocławiu ze Śląskiem posłużył się opiekun Podbeskidzia Bielsko-Biała, Robert Kasperczyk. – Wynik tego spotkania kompletnie nie oddaje podejścia do meczu od strony zawodników – powiedział szkoleniowiec zespołu spod Klimczoka.

– Rywal poziomem przypominał Zagłębie Lubin, na którego tle nie pokazaliśmy jakości. Nastąpiła w naszej grze zdecydowana poprawą, ale przegraliśmy 3:4… Paradoks polega na tym, że strzelamy trzy gole i przegrywamy spotkanie…. – kręcił głową po spotkaniu trener, którego zespół doznał trzeciej porażki z rzędu.

Boli straszliwie

To było niezwykle emocjonujące spotkanie, w którym padło siedem goli, a paść mogło ich jeszcze więcej. – Emocje jeszcze buzują i ciężko sformułować klarowne myśli – podkreślił Kasperczyk.

– To był nieprawdopodobny rollercoaster. Z czystym sumieniem, ale też z goryczą, gratuluję postawy moim zawodnikom. Jeżeli mecze w naszym wykonaniu tak będą wyglądać do końca sezonu, to może nie spokojnie, ale utrzymamy się w ekstraklasie. Choć wiadomo, że po takim wyniku musimy patrzeć na rywali. Ale jeżeli zawodnicy tak będą walczyć i biegać, to jestem przekonany, że nasz cel osiągniemy, choć do końca pozostały jeszcze cztery kolejki. Pod warunkiem, że nie zejdziemy z takiego poziomu – powiedział trener bielszczan i nie sposób się z nim nie zgodzić. Śmiało można zaryzykować twierdzenie, że Podbeskidzia rozegrało jedno z lepszych – jeżeli chodzi o ofensywę – spotkań w tej rundzie. Nie poszła jednak z tym w parze dobra postawa bloku obronnego „górali”.

– Rozgrywaliśmy bardzo dobry mecz. Dochodziliśmy do sytuacji bramkowych i strzeliliśmy trzy gole na wyjeździe. Nie zdobywamy jednak punktu i to boli straszliwie. A najbardziej boli to chyba tych zawodników, którzy przyczynili się do łatwych strat. Nie czas i miejsce, by teraz silić się na analizę – podkreślił szkoleniowiec bielszczan, a o traconych przez jego podopiecznych golach rzeczywiście decydowały błędy własne. O ile gola na 1:0 zespół wrocławski strzelił po fantastycznym uderzeniu najlepszego na boisku Krzysztofa Mączyńskiego z rzutu wolnego, o tyle kolejnych strat Podbeskidzie powinno uniknąć. Można było odnieść wrażenie, że bielszczanie w swoje gole musieli włożyć zdecydowanie więcej pracy.

Pracować jeszcze mocniej

Bramki te padały po ładnych, składnych akcjach, których zresztą „górali” skonstruowali w tym spotkaniu więcej. – Nie jestem zaskoczony tym, że tak łatwo dochodziliśmy do sytuacji bramkowych. Po przerwie na potrzeby reprezentacji, która miała miejsce pod koniec marca, stwarzamy sobie o wiele więcej okazji. Wiąże się to z jakością boisk, na których trenowaliśmy wtedy i tych, na których odbywamy zajęcia teraz. Na południu Polski, przy takiej zimie, nie jest łatwo o optymalne warunki. Ale sytuacja się poprawiła.

Zrobiliśmy rzeczy, które następnie zaprocentowały np. w meczu z Wisłą Kraków. Nasze statystyki znacznie się poprawiły. To nie jest przypadek – wyjaśnił łatwość w dochodzeniu do klarownych okazji. – Staramy się teraz oddawać większą liczbę strzałów, wykonywać więcej dośrodkowań. Staramy się atakować większą liczbą zawodników. Raz wychodzi nam to lepiej, a innym razem gorzej. Nie mamy jednak nic do stracenia. Dlatego musimy punktować.


Czytaj jeszcze: Szaleństwo we Wrocławiu

Aby to robić, trzeba strzelać. Był w tej rundzie taki mecz, w którym rywal oddał dwa celne strzały i wygrał z nami 2:0. Być może wolałbym mieć mniej oddanych strzałów, ale punktować – przyznał opiekun drużyny z Bielska-Białej. Po wtorkowym spotkaniu trudno opędzić się od wrażenia, że przynajmniej na jeden punkt „górale”w stolicy Dolnego Śląska zasłużyli. Ale też nikt nie da im „oczek” za zasługi. Muszą zatem jeszcze bardziej bielszczanie popracować, jeżeli zamierzają zachować status zespołu ekstraklasy.



Na zdjęciu: Nic dziwnego, że po meczu, w którym strzelili trzy bramki, „górale” nie mogli do końca zrozumieć tego, co się wydarzyło.
Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus