Podbeskidzie. „Pesko” po drugą setkę

Golkiper „górali” już jesienią spisywał się dobrze, choć puszczał bardzo wiele bramek. Teraz kapituluje dużo rzadziej.


Martin Polaczek, podstawowy bramkarz Podbeskidzia w poprzednim i na początku tego sezonu, nie doszedł jeszcze do pełni sprawności po kontuzji i operacji barku z jesieni.

Słowak stopniowo wchodzi w trening z pełnym obciążeniem, ale bielscy kibice wcale nie muszą martwić się o to, że nie ma komu bronić. Bo już jesienią sprowadzony wówczas w trybie awaryjnym z Cracovii, Michal Pesković, pokazał, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Choć po końcówce rundy był mocno przygnębiony. Ale skoro w pięciu meczach aż 19 razy sięgał się do siatki po to, by wyjąć z niej piłkę, to nie mogło być inaczej.

„Pesko” jest jednak ostatnim, którego należy winić za koszmarną jesień w wykonaniu Podbeskidzia. Mało tego, gdyby nie słowacki bramkarz, to śmiało można stwierdzić, że „górale” mieliby na swoim koncie mniej niż dziewięć punktów, które udało im się w tamtym roku uciułać.

To on uratował remis w Szczecinie, a także dobrze bronił w starciu z Zagłębiem Lubin. Było to jedno z dwóch jesiennych zwycięstw Podbeskidzia. Teraz bardzo doświadczony słowacki golkiper, który zbliża się do bariery dwustu występów w ekstraklasie, spisuje się co najmniej równie poprawnie. W meczach z Legią Warszawa, Górnikiem Zabrze i Cracovią wpuścił tylko dwa gole, a tylko jedna bramka padła z gry, bo „Pasy” trafiły z rzutu karnego.

Jasne, że w wymienionych starciach Podbeskidzie lepiej niż jesienią zagrało w defensywie. Ale nie było tak, że Pesković nie miał nic do roboty. W trzech meczach rywale oddali na bramkę Podbeskidzia 15 strzałów, a Słowak 13 razy był górą. Najbardziej przysłużył się drużynie w spotkaniu z Górnikiem, kiedy to w doliczonym czasie gry, kapitalną interwencją, zatrzymał Romana Prochazkę. I uratował bielszczanom zwycięstwo.


Czytaj jeszcze: Czeski wymiar remisu

Bardziej jednak słowacki rutyniarz, który niedawno, bo 8 lutego, skończył 39 lat, podekscytowany był starciem w Krakowie. Bo to przecież z Cracovii trafił pod Klimczok. – Czekałem na ten mecz cały tydzień – przyznał „Pesko”, choć starcie to nie należało dla niego do najprzyjemniejszych. Przy dwóch interwencjach został bowiem bramkarz Podbeskidzia dość mocno poturbowany. – Jestem trochę poobijany, ale niczego nie uszkodziłem – zapewnił.

– Takie sytuacje, to element futbolu. Czasami kończą się fatalnie, gdy przytrafi się kontuzja. Niejeden z nas będzie poobijany, ale trzeba walczyć – przesądza zawodnik, który ma na swoim koncie 193 mecze w ekstraklasie. Spośród Słowaków więcej spotkań rozegrało tylko pięciu graczy. A „Pesko” goni swojego rodaka kolegę po fachu, Mariana Kelemena, który zaliczył równo 200 występów.

W klasyfikacji obcokrajowców z największą liczą występów na najwyższym poziomie Pesković zajmuje 18. miejsce. Przed nim jest Inaki Astiz, obrońca Legii Warszawa, który zaliczył 197 spotkań. A następnie, właśnie od Kelemena, zaczyna się „klub dwusetników”. Znajduje się w nim obecnie 16 piłkarzy i wydaje się kwestią czasu, że bramkarz Podbeskidzia do nich dołączy. Nawet jeżeli Martin Polaczek wróci do optymalnej dyspozycji, to – przynajmniej na razie – trener Kasperczyk nie ma potrzeby, by dokonać roszady na pozycji bramkarza.


Tomasz Nowak, 36-letni środkowy pomocnik Podbeskidzia, został do końca sezonu wypożyczony do występującego w III lidze Rekordu Bielsko-Biała. Przypomnijmy, że zawodnik ten po rundzie jesiennej sezonu ekstraklasy został wystawiony przez „górali” na listę transferową. W tym sezonie doświadczony piłkarz, mający za sobą 169 występów w ekstraklasie, rozegrał na najwyższym poziomie 11 spotkań w barwach bielszczan i strzelił 1 bramkę.

Tymczasem w klubie spod Klimczoka doszło do ciekawej roszady trenerskiej. Otóż szkoleniowcem zespołu rezerw Podbeskidzia, występującym w IV lidze, został Dariusz Kołodziej, który zastąpił na tym stanowisku Adriana Oleckiego. Warto zaznaczyć, że zimą „Kołek” dołączył do sztabu szkoleniowego Roberta Kasperczyka i nadal będzie w nim pracował. Podobnie zresztą, jak trener Olecki, który pełni w nim rolę analityka.




Na zdjęciu: Michal Pesković ma na wiosnę dużo więcej powodów do radości, aniżeli jesienią.

Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus